Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Partnerzy od niechcenia

Zła pora dla Partnerstwa Wschodniego

Pora na Partnerstwo Wschodnie nie jest więc najlepsza, a i partnerzy tacy sobie. Pora na Partnerstwo Wschodnie nie jest więc najlepsza, a i partnerzy tacy sobie. Adam Warżawa / PAP
Szczyt Partnerstwa Wschodniego w Warszawie ma być wielkim sukcesem polskiej prezydencji. Ale pogrążona w kryzysie Unia Europejska nie ma serca do tego projektu, a sześć krajów partnerskich utknęło gdzieś między dyktaturą a demokracją.
Europa – w zamian za pomoc, ułatwienia i przywileje – żąda otwarcia rynków i przyjęcia europejskich wartości na czele z demokracją i prawami człowieka.Janusz Kapusta/Corbis Europa – w zamian za pomoc, ułatwienia i przywileje – żąda otwarcia rynków i przyjęcia europejskich wartości na czele z demokracją i prawami człowieka.

Partnerstwo Wschodnie to sąsiedztwo z Unią na lepszych warunkach: wolny handel, tańsze wizy lub nawet ich brak, stypendia dla studentów, wsparcie dla stowarzyszeń i fundacji. W dwóch ostatnich dniach września, dokładnie na półmetku prezydencji i na tydzień przed wyborami do Sejmu, liderzy 27 państw Unii i 6 jej wschodnich sąsiadów spotykają się w Warszawie, by ożywić ten projekt. Na razie brukselscy urzędnicy zdążyli go szczelnie opakować w formuły współpracy, inicjatywy flagowe, działania, filary, obszary, fazy, platformy tematyczne, wsparli go też różnymi funduszami, wartymi w sumie kilka miliardów euro, ale całość nie zdążyła jeszcze ruszyć na dobre. I nie zanosi się na to, by nabrała wigoru po warszawskim szczycie.

Sporo w tym winy samej Unii. Partnerstwo rodziło się dwa lata temu w Pradze, ale europejscy przywódcy pojechali tam głównie po zdjęcie z nowym prezydentem USA Barackiem Obamą, honorowym gościem spotkania. Nic więc dziwnego, że w Pradze rozmowy o wschodnich sąsiadach Unii były ledwie dodatkiem do spraw znacznie ważniejszych: stosunków Europy z Ameryką i Rosją, zapaści rynków finansowych, wojen w Iraku i Afganistanie oraz zmianach klimatycznych. Na Hradczanach nie pojawił się także Nicolas Sarkozy ani przywódcy Hiszpanii i Włoch, czyli państw, które forsują konkurencyjny pomysł uprzywilejowanego sąsiedztwa z krajami nad brzegiem Morza Śródziemnego.

Warszawskie spotkanie też może nie mieć pełnej obsady. Część polityków, m.in. Angela Merkel, już zapowiedziała, że nie przyjedzie, jeśli kijowski sąd skaże wcześniej liderkę ukraińskiej opozycji Julię Tymoszenko. Co może się zdarzyć, wbrew usilnym zabiegom ministra Radosława Sikorskiego, który wspólnie z szefem dyplomacji szwedzkiej projekt Partnerstwa wymyślił. Ale sprawa Tymoszenko to tylko pretekst: rządy największych państw członkowskich mają na głowie pilniejsze problemy. Strefa euro jest w kryzysie, Grecja stoi na skraju bankructwa, nie wiadomo, co Europie przyniesie arabska wiosna.

Chodzi też o czas: w Brukseli negocjacjami umów o wolnym handlu z Ukrainą czy Armenią musiałyby zająć się te same osoby, które ustalały szczegóły niedawno podpisanej umowy z Koreą Południową, piętnastą gospodarką świata, ważnym eksporterem, ośmiokrotnie większą od gospodarki ukraińskiej i aż 20 razy większej od gospodarki naftowego Azerbejdżanu.

Drogą putynizmu

Pora na Partnerstwo Wschodnie nie jest więc najlepsza, a i partnerzy tacy sobie. „Wschodni sąsiedzi Unii dryfują w złym kierunku” – piszą Nicu Popescu i Andrew Wilson z Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych w raporcie oceniającym perspektywy Partnerstwa. Twierdzą, że to Brukseli nie udało się zmobilizować byłych republik radzieckich do odpowiednich reform, wskutek czego Unia (która jest pierwszym partnerem handlowym wszystkich – poza Białorusią) nie przekuła swojej obecności gospodarczej w polityczne wpływy na Wschodzie.

Efekt jest taki, że na Białorusi po krótkim odprężeniu Łukaszenka znów rozmawia z opozycją za pośrednictwem specnazu i wziął rozbrat z Europą. Alijew z Azerbejdżanu zapewnił sobie dożywotnią prezydenturę, którą odziedziczył po ojcu. Armenia kroczy drogą putynizmu. W Gruzji Saakaszwili trwoni demokratyczne osiągnięcia rewolucji róż. Na Ukrainie Julia Tymoszenko jest w areszcie na łasce sędziów zależnych od prorosyjskiego prezydenta. Mołdawia może i jest w tym gronie proeuropejskim prymusem, ale ma spór z Naddniestrzem i wszystkie choroby młodej demokracji, z powszechną korupcją na czele.

W samym regionie Unia ma coraz większą konkurencję. Europa – w zamian za pomoc, ułatwienia i przywileje – żąda otwarcia rynków i przyjęcia europejskich wartości na czele z demokracją i prawami człowieka. Takich warunków nie stawiają Rosja, Turcja, Iran ani Chiny. A że Stany Zjednoczone nie interesują się zbytnio tą częścią świata, dla partnerskiej szóstki bliskie związki z Zachodem nie są takim priorytetem, jakim były dla Polski, Węgier, Czech, Słowacji czy republik bałtyckich na początku ich transformacji.

Na Ukrainie poparcie dla członkostwa w Unii spadło z 65 proc. w 2002 r. do 51 proc. obecnie, z Mińska zawsze było bliżej do Moskwy niż Brukseli czy Berlina, teraz coraz bliżej jest także do Pekinu. W Armenii i Azerbejdżanie, poza garstką prozachodnich intelektualistów, nikt o członkostwie w Unii Europejskiej nawet nie myśli. Zresztą na Kaukazie używane samochody pochodzą coraz częściej z Dubaju, a nie z Niemiec, i właśnie dubajski model dobrobytu jest lepiej znany, podczas gdy Europa i jej wartości to najzwyklejsza abstrakcja.

Podwójne standardy

Partnerska szóstka coraz bardziej krytycznie patrzy na Unię i jej ofertę. Otwarty handel to zagrożenie dla lokalnego rolnictwa, które nie jest chronione hojnymi dopłatami. Łukaszenka i kaukaska opozycja jednym głosem zarzucają Unii stosowanie podwójnych standardów: bogaty w ropę i gaz Azerbejdżan jest obłaskawiany, a Białoruś karana sankcjami, mimo że opozycjoniści w Mińsku cieszą się większą swobodą niż ci w Baku.

Aby zreanimować projekt, Unia musiałaby zdobyć się na wyraźny gest w stronę społeczeństw na Wschodzie, np. znieść wizy dla obywateli Ukrainy, Mołdawii, a może nawet Rosji. Jej nieufność wobec projektu udało się przełamać, w czym zasługa polskiej dyplomacji, mimo że Moskwa obszar objęty Partnerstwem Wschodnim nadal uważa za bliską zagranicę, czyli strefę swych wyłącznych wpływów.

Jednak to nie ewentualne grymasy Rosji zdecydują o powodzeniu projektu – ważniejsze będzie zainteresowanie całej Unii. A o to dzisiaj trudno.

Współpraca: Agnieszka Mazurczyk, Robert Cheda

Polityka 40.2011 (2827) z dnia 27.09.2011; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Partnerzy od niechcenia"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną