Marek Ostrowski: – Od czasu wyboru Dmitrija Miedwiediewa na prezydenta Rosji w 2008 r. wielu autorów proponowało POLITYCE artykuły o dwuwładzy, rychłym konflikcie z Władimirem Putinem. Uważaliśmy, że raczej nie ma podstaw, by powątpiewać w autentyczny tandem. Ostatnio słyszeliśmy głosy z Rosji, że Putin jest już wypalony, że liczne środowiska wypychają Miedwiediewa przed Putina. Jednak to Putin będzie prezydentem, a Miedwiediew chyba nigdy nie miał zamiaru kwestionować jego prymatu.
Dmitrij Trenin: – Putin odniósł wielki sukces w zarządzaniu krajem, choć prezydentem nie był. Podjął trudną decyzję w 2007 r. nie stając do wyborów, tylko podstawiając Miedwiediewa, bo nikt przecież nie mógł gwarantować, że Miedwiediew będzie w stu procentach lojalny wobec Putina.
A był lojalny?
Służył mu bardzo dobrze. I ciekawe: był lojalny nawet wówczas, gdy się z nim nie zgadzał. A przecież jest osobą całkowicie od Putina odmienną, budzi nadzieje i jako prezydent może działać na obszarach, na które Putin nie wchodzi: może apelować do najlepszych i najzdolniejszych, do technokratów, inteligencji, liberałów. Za granicą przemawia do Zachodu w sposób dla Putina nieosiągalny: młodszy, profesor prawa, uchodzący za modernizatora kraju.
Z kolei Putin podoba się elektoratowi konserwatywnemu. Podzielili więc między siebie znaczną większość Rosjan. Światowa prasa zrujnowała wizerunek Putina w czasie drugiej prezydentury. Na Zachodzie nie widzą niczego złego w fotografowaniu się z Miedwiediewem, natomiast pewnej odwagi wymaga pozowanie u boku Putina. Lecz we wszystkich ważniejszych sprawach, a po części i mniej ważnych, Miedwiediew jest lojalnym, zaufanym, politycznie młodszym wspólnikiem Putina, akceptuje jego przywództwo.