Jego obrońcy uważają, że sprawa kryminalna jest jedynie zasłoną dymną dla sprawy politycznej, że służy amerykańskiej zemście za ujawnienie ćwierci miliona depesz dyplomatycznych i skompromitowanie polityki USA.
Oskarżenie Assange’a – bardziej niż inne oskarżenia – oceniane jest skrajnie. Zwolennicy uważają go za pomnikową postać dziennikarstwa śledczego, kogoś kto w imieniu maluczkich pokazał czerwoną kartkę agresywnemu mocarstwu. Przeciwnicy zarzucają mu, że poszedł na łatwiznę, ujawnił sekrety sojuszników, a nie wrogów. Zwolennicy podkreślają, że dobrze iż władzy patrzy się na ręce; przeciwnicy, że ta beztroska i nieodpowiedzialna jawność naraża na niebezpieczeństwo żołnierzy i dyplomatów działających na zlecenie rządu.
Wszystkimi tymi wątpliwościami sąd angielski się nie zajmował. Przyszło mu rozstrzygnąć czy Assange ma odpowiadać za gwałt, o jaki go oskarżają dwie szwedzkie kobiety. Ostatecznie więc sprawa toczyła się o ważność Europejskiego Nakazu Aresztowania. Angielscy sędziowie zachowali się po europejsku: uznali, że w Europie trzeba wspierać „wspólny obszar sprawiedliwości”, to znaczy że władza sądownicza jednego kraju powinna szanować autorytet i decyzje władzy sądowniczej drugiego kraju. Nie ma powodu zakładać, że sędziowie szwedzcy będą działać w złej wierze – z góry niesprawiedliwie nastawieni do Assange’a.
Co więcej, wbrew popularnej opinii, Assange nie jest jeszcze nawet w Szwecji oskarżony. Według szwedzkiego prawa, decyzja będzie podjęta przez sędziego szwedzkiego sądu okręgowego, przed którym Assange jeszcze nie stanął. A tam przed sądem badana będzie zarówno wiarygodność kobiet, które go oskarżają, jak i jego własna wiarygodność. Tej zaś nie poprawiła autobiografia, którą niedawno zaprezentowano.