Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Hiszpan spada z byka

Hiszpanie pytają jak żyć

Ruch Oburzonych, który zaistniał na placu del Sol w Madrycie, szybko rozprzestrzenił się na inne miasta Hiszpanii. Na fot. Barcelona. Ruch Oburzonych, który zaistniał na placu del Sol w Madrycie, szybko rozprzestrzenił się na inne miasta Hiszpanii. Na fot. Barcelona. Hanna Jarząbek / Polityka
Hiszpania szykuje się do politycznej zmiany, ale w zmiany na lepsze już nie wierzy.
„STOP EKSMISJOM”. Santiago z Ekwadoru nie jest w stanie spłacać swojej hipoteki, rodzinę czeka eksmisja.Hanna Jarząbek/Polityka „STOP EKSMISJOM”. Santiago z Ekwadoru nie jest w stanie spłacać swojej hipoteki, rodzinę czeka eksmisja.
Elisa (z córką) zbiera podpisy pod inicjatywą postulującą zmianę hiszpańskiego prawa hipotecznego. Ją samą eksmitowano z mieszkania.Hanna Jarząbek/Polityka Elisa (z córką) zbiera podpisy pod inicjatywą postulującą zmianę hiszpańskiego prawa hipotecznego. Ją samą eksmitowano z mieszkania.
Luis z podczas manifestacji w sądzie. Walczył o umorzenie 200 tys. euro bankowego długu. Przez 10 miesięcy mieszkał w przyczepie. Bank zgodził się oddać dom, ale nie podał warunków, na jakich to będzie możliwe.Hanna Jarząbek/Polityka Luis z podczas manifestacji w sądzie. Walczył o umorzenie 200 tys. euro bankowego długu. Przez 10 miesięcy mieszkał w przyczepie. Bank zgodził się oddać dom, ale nie podał warunków, na jakich to będzie możliwe.

Ciudad Real to 70-tysięczne miasteczko, 200 km od Madrytu. Jest tu lotnisko z jednym z najdłuższych pasów w Europie. Pachnące nowością terminale nie mają jednak komu służyć. Pod koniec października 2011 r. odleciał stąd ostatni samolot rejsowy. Port lotniczy, którego budowa kosztowała miliard euro i na którym wciąż wiszą firmowane przez urząd miasta plakaty z hasłem „Startują nasze sny”, może być metaforą dzisiejszej Hiszpanii. Kraju, którego premier szczycił się, że jego gospodarka jest jednym z mistrzów ekonomicznej Champions League, a w którym dziś nastroje sięgnęły dna. Kraju na parę dni przed wyborami parlamentarnymi (20 listopada), które po siedmiu latach rządów najbardziej medialnego rządu lewicy zapewnią prawdopodobnie absolutną większość prawicowej Partii Ludowej.

5 mln wyświetleń

José Marii Aznarowi (byłemu liderowi Partii Ludowej i premierowi Hiszpanii w latach 1996–2004) objawia się bóg neoliberalizmu, który każe mu prywatyzować ziemię i postawić na budownictwo. Nowe mieszkania mnożą się jak grzyby po deszczu, banki kuszą hipotekami. „Nie bądź prymitywnym hipisem, który żyje w wynajmowanym mieszkaniu – prowokuje głos z offu. – Kup mieszkanie i odpisz sobie niezłą sumkę od podatku”. Realizuje się Spanish dream i wszyscy żyją szczęśliwie w bajkowym kraju.

To subiektywna wizja ostatniej dekady w Hiszpanii stworzona przez 28-letniego komiksiarza Aleixa Saló. Animowany filmik pod tytułem „Espańistán”, którego prezentacja zbiegła się w czasie z pierwszymi manifestacjami Oburzonych, obejrzało na YouTube prawie 5 mln ludzi. Komiks pod tym samym tytułem rozchodzi się jak świeże bułeczki. Saló, który o swoim pokoleniu pisze ironicznie, że przed kryzysem postrzegało życie jako flower power tutti colori, mówi o ostatnich latach jako wielkim oszustwie: – To była fałszywa bonanza. Wielu młodych ludzi latami pracowało za 300 euro miesięcznie jako stażyści. Ale znosiliśmy to, bo wszyscy wierzyli, że będzie coraz lepiej.

Wystarczył jednak uważniejszy rzut oka, żeby przekonać się, że coś nie gra. Mimo pozorów wzrostu, pensje przez te wszystkie lata były, jak mówi Aleix, bardziej zamrożone niż Walt Disney. Zaczęło się życie na kredyt. – Po raz pierwszy w historii z gównianą pensją mogłeś prowadzić się jak pan.

Saló pracę nad projektem zaczął w 2010 r., ale nie mógł się przebić; panował wciąż umiarkowany optymizm, a kultura pop była odporna na kryzysowe tematy. Fenomenem stał się dopiero w tym roku, kiedy nastroje sięgnęły dna, a oburzenie zenitu. Takiego bowiem pesymizmu jeszcze w Hiszpanii nie było. Nad krajem wisi ciemna chmura pięciomilionowego bezrobocia. W 1,4 mln hiszpańskich gospodarstw domowych pracy nie ma nikt, a 22 proc. Hiszpanów jest zagrożonych ubóstwem. Ubożeje klasa średnia. W ciągu trzech lat podwoiła się liczba osób korzystających z pomocy Caritas, a jedna trzecia z nich to proszący o pomoc po raz pierwszy.

Jak stwierdza Aleix Saló w „Espańistan”: „Odkryliśmy, że jesteśmy biedni. A co najgorsze – nigdy nimi nie przestaliśmy być”.

200 eksmisji dziennie

Na przedmieściach Barcelony Jaime Cadena zbiera siły na dzień, który ma nastąpić za półtora tygodnia. To wtedy zapowiedziana jest eksmisja – jego i pięciorga dzieci w wieku od 3,5 roku do 22 lat. – Kiedyś podawali dokładną godzinę, teraz piszą tylko: między 9 i 15.30 – żali się. Jaime nie traci jednak nadziei, że do eksmisji nie dojdzie. Tego dnia pod jego budynkiem zbiorą się członkowie Platformy Poszkodowanych przez Hipoteki (PAH), ruchu sprzymierzonego z Oburzonymi, i zyskującego coraz więcej sympatyków w całej Hiszpanii. PAH walczy w obronie zagrożonych eksmisją – zarówno uniemożliwiając ją fizycznie, jak i zabiegając o zmianę prawa. Jego członkom udało się już zablokować dziesiątki eksmisji.

Masowe problemy ze spłatą hipotek i eksmisje, których liczba dochodzi w Hiszpanii do 200 dziennie, to czarne żniwo pękniętej bańki nieruchomościowej. Od początku kryzysu mieszkania straciło 350 tys. ludzi. Wielu z nich to ofiary śmieciowych hipotek, którymi zalany był hiszpański rynek.

Pochodzący z Ekwadoru Jaime jest budowlańcem, w Hiszpanii mieszka od kilkunastu lat. W 2004 r. zaczął rozglądać się za własnym lokum. Zarabiał wówczas 1300 euro, jego żona 500. Żaden bank nie chciał udzielić im pożyczki, ale trafili do agencji nieruchomości – dziś już upadłej – która zaoferowała pomoc w postaci sfałszowanych zaświadczeń o dodatkowych dochodach. Kupili mieszkanie za 250 tys. euro z hipoteką na 40 lat. – Nie miałem pojęcia, że raty mogą wzrosnąć. Nikt nas nie ostrzegł, nie poinformował. Na początku płaciliśmy 900 euro miesięcznie i dawaliśmy radę. Ale potem stopy procentowe poszły w górę i po trzech latach rata wynosiła już 1600 euro. Z czego miałem płacić?

Teraz ma nakaz eksmisji i ponad 200 tys. euro długu. Jednym z postulatów PAH jest możliwość anulowania długu w przypadku zwrotu mieszkania. Dziś eksmitowany jest bezradny – bank rekwiruje mieszkanie i żąda spłaty kredytu.

Ofiarami hipoteki stali się nawet ci, którzy decyzję o kredycie podjęli w najbardziej – jak myśleli – przemyślany sposób, tylko źle wybrali moment. Jak Jordán Aboytez, konsultant i trener biznesu, który kupił z ówczesną żoną mieszkanie w 2006 r. – Wzięliśmy pod uwagę wszelkie możliwe scenariusze: utratę pracy, wzrost stóp procentowych. Nie przewidzieli tylko załamania rynku. – Mieszkanie, które kupiliśmy za 180 tys., jest dziś warte nie więcej niż 150160 tys. Chociaż jesteśmy w separacji, nie mamy wyjścia, musimy pożyczkę wspólnie spłacać, bo na sprzedaży mieszkania stracimy.

Sprzedać nie jest zresztą tak łatwo. Oblicza się, że na rynku są dziś 3 mln mieszkań. W szczycie boomu (pod giełdowym znakiem byka) Hiszpania budowała więcej domów niż Włochy, Francja i Niemcy razem wzięte.

19 pasażerów

Surrealistycznym spadkiem po epoce budowlanego rozpasania są miasta widma, niezamieszkane gigantyczne osiedla na czele ze słynnym Valdeluz niedaleko Guadalajary. W przygotowanym na 30 tys. mieszkańców miasteczku żyje dziś 700 osób. Straszą nie tylko opustoszałe osiedla, ale i stojące odłogiem kompleksy Expo, megahale sportowe i sale kongresowe projektowane przez najlepszych architektów świata. Hiszpania ma drugą po Chinach długość torów szybkiej kolei, jest pierwsza w Europie pod względem kilometrów autostrad w przeliczeniu na jednego mieszkańca i pierwsza pod względem liczby lotnisk (52). Problem tylko w tym, że nie ma tego kto używać. Jedna z linii AVE (Madryt–Guadalajara) przewozi zaledwie 19 osób dziennie.

Ślady niedawnej niefrasobliwości w rozporządzaniu publicznymi funduszami kłują w oczy w porównaniu z dzisiejszym zaciskaniem pasa. Władze autonomicznych wspólnot, które – na czele z Katalonią, Walencją i Madrytem – mają w stosunku do rządu centralnego historycznie wysokie długi (133 mln euro, 12 proc. PKB) – stają na głowie, by zmieścić się w ograniczonym budżecie. Opóźnienia z wypłatami, nieopłacani dostawcy i skrócone godziny pracy (żeby zaoszczędzić na rachunkach za prąd) są w publicznych instytucjach na porządku dziennym. Czasem próbują się uciekać do bardziej ekstrawaganckich sposobów. Urząd miasta Olot w Katalonii postanowił wyłączyć światła na przejściach dla pieszych w nocy i w weekendy. Wycofał się z decyzji, kiedy na nieoświetlonym przejściu samochód potrącił 7-letnią dziewczynkę.

Cięcia uderzają w filary państwa dobrobytu – edukację, służbę zdrowia – i wyprowadzają na ulicę tysiące ludzi. W Madrycie przez wiele tygodni strajkowali nauczyciele. W Katalonii lekarze. – Rok temu obcięli nam budżet o 10 proc., czyli jakieś 60 mln euro – mówi Javier Sarrapio, lekarz internista z jednego z największych szpitali w Barcelonie, Vall d’Hebron. – Zamiast optymalizować, zaczęto ciąć jak i gdzie popadnie. Dodatkowe dni świąteczne dla szpitali, zamykane przychodnie, pacjenci proszeni o przynoszenie własnych leków – oto codzienność katalońskiej służby zdrowia.

Pod dyskursem o ograniczaniu wydatków (austeridad) kryje się zawoalowana krytyka dawnej rozrzutności i życia ponad stan. Jeden z bardziej przenikliwych hiszpańskich komentatorów, filozof Josep Ramoneda, wzywa na łamach „El País” do krytycyzmu wobec polityki opartej na podsycaniu poczucia winy. W komentarzach zgodnych z duchem 15-M (Ruchu 15 Maja, Oburzonych) krytykuje pogląd, że jedyną przyczyną kryzysu jest rozrzutność sektora publicznego. „Nie pamięta się dziś, że to niekontrolowane zadłużenie wielu przedsiębiorstw i nieodpowiedzialność sektora finansowego przyniosły bankructwo firm, zwolnienia, masowe bezrobocie i odcięcie kredytów, dzięki którym gospodarka hiszpańska mogłaby wrócić na drogę wzrostu”. Trzeba usprawnić działanie instytucji, ale to, co publiczne, nie może być kozłem ofiarnym – alarmuje.

 

500 tys. emigrantów rocznie

Wobec trudnej sytuacji coraz więcej Hiszpanów decyduje się na ewakuację. Argentyńskie gazety ogłaszały pod koniec 2010 r.: co miesiąc przybywa nam 1200 rezydentów z Hiszpanii. Do danych trzeba podchodzić ostrożnie, bo wśród wyjeżdżających jest wielu tych, którzy wracają do rodzinnego kraju. Faktem jest jednak, że Hiszpania w ciągu ostatnich trzech lat z mekki imigrantów stała się krajem emigrantów.

Według szacunków opuszcza ją rocznie prawie pół miliona ludzi. – Od zawsze była zasada: rodzisz się, wychowujesz, zakładasz rodzinę, rodzisz dzieci i umierasz niedaleko domu rodzinnego – tłumaczy Miguel Sanahuja Monleón, 40-letni inżynier informatyk, który szykuje się do wyjazdu do Niemiec. – Teraz się to zmienia. Nie ma pracy na miejscu? Trzeba jej szukać gdzie indziej.

Miguel ma plan: chce założyć firmę w dziedzinie zaawansowanych technologii i pracować jako konsultant w całej Europie. Choć jest świetnie wykwalifikowanym specjalistą z 15-letnim doświadczeniem w telekomunikacji, międzynarodowych firmach i ze świeżym tytułem MBA, przez ostatni rok nie mógł znaleźć ani zleceń, ani zajęć. Trzy tygodnie temu skontaktowała się z nim niemiecka firma. W grudniu wyjeżdża na kilkumiesięczny projekt do Nadrenii Północnej-Westfalii.

Niemcy przyciągają szczególnie inżynierów, odkąd sama kanclerz Angela Merkel zapewniła, że w jej kraju znajdzie się dla nich praca. Zainteresowanie kursami niemieckiego w szkołach językowych wzrosło natychmiast o 25 proc.

Czy w Hiszpanii nie ma atrakcyjnych ofert? Nikt już nawet takich się nie spodziewa – obrusza się Miguel. – Nie ma ofert w ogóle. A jeśli już się coś znajdzie, ja i moi znajomi ze studiów możemy liczyć na pensje o połowę niższe niż 10 lat temu. Poziom życia w Niemczech i tutaj to dziś przepaść.

Hiszpanie nie po raz pierwszy szturmują Niemcy. W latach 60. i 70. emigrowali do RFN, szukając zwykle pracy fizycznej. Tym razem wyjeżdżają najlepiej wykształceni i najbardziej rzutcy. Posunięcia Miguela uważnie śledzą znajomi. – W Hiszpanii mówimy: Pierwszy, który dociera na miejsce, buduje dla innych ojczyznę.

58 ekspresowych ślubów

Nie wszystkie zmartwienia mają odcień ekonomiczny. Wielu stawia sobie pytanie, co dzieje się dziś z krajem, który niedawno znajdował się w europejskiej awangardzie, jeśli chodzi o prawa społeczne, równouprawnienie, sytuację mniejszości. Kryzys sprowokował jeśli nie krok w tył, to przynajmniej zastygnięcie w bezruchu.

Najpierw była likwidacja ministerstwa do spraw równości. Niektóre z praw – jak oczko w głowie José Luisa Rodrígueza Zapatero (lider socjalistycznej PSOE, premier od 2004 r.) ustawa o opiece nad osobami niesamodzielnymi (starszymi, niepełnosprawnymi) – nie są wcielane w życie z powodu braku pieniędzy. Nie wiadomo, czy niektóre z obowiązujących ustaw – jak ta o małżeństwie i adopcji dla osób tej samej płci – przetrwają następną kadencję. Prawdopodobny przyszły premier wypowiada się w tych kwestiach dość niejasno, więc Hiszpania huczy od domysłów i pełnych niepokoju spekulacji.

Katrin i Nani z Granady pobrały się parę miesięcy temu. Żartują, że wolały to zrobić, zanim do władzy powróci Partia Ludowa. W tych żartach tkwi jednak lęk. – Dawno temu zarejestrowałyśmy związek i nie spieszyło się nam z małżeństwem. Pobrałyśmy się na wszelki wypadek. Rozpoczęłyśmy procedurę adopcyjną i przestraszyłyśmy się, że pod rządami prawicy mogą się pojawić trudności. Prawo nie uległo zmianie, ale urzędnicy to żywi ludzie. Dokumenty mogą się zgubić, procedury opóźnić. Hiszpańska administracja bywa bardzo nietransparentna.

W odpowiedzi na tego typu niepokoje burmistrz miasteczka Jun w Andaluzji zaoferował parom tej samej płci ekspresowe małżeństwa przed 20 listopada. Chętni mogą zawrzeć związek nawet przez Internet. W kilka dni otrzymał 58 zgłoszeń.

20 listopada

Jaki wybór czeka Hiszpanów przy urnach 20 listopada?

Socjalista Alfredo Pérez Rubalcaba, z dezynwolturą właściwą kandydatowi bez szans na wygraną i próbując ratować lewicową reputację skompromitowanej rynkowymi posunięciami Partii Socjalistycznej, chce nakładać podatki na wielkie fortuny, banki, alkohol, tytoń. Przekonuje, że wpływy budżetowe z tego tytułu uratują państwo opiekuńcze.

Mariano Rajoy z Partii Ludowej zapowiada obniżkę podatków. Wierzy, że wsparcie dla przedsiębiorców i ożywienie konsumpcji doprowadzi do stworzenia nowych miejsc pracy. Deklaruje, że będzie bronił publicznej i darmowej edukacji i służby zdrowia, choć nie wyklucza prywatyzacji usług publicznych. Przywrócę Hiszpanii szczęście – ogłosił.

Nie podjąłem jeszcze decyzji, na kogo głosować – mówi Aleix Saló. – Wciąż czekam, aż pojawi się polityk, który przyzna się do ograniczeń. Który powie: Nie jestem w stanie rozwiązać wszystkich naszych problemów, ale zrobię, co mogę.

Polityka 47.2011 (2834) z dnia 16.11.2011; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Hiszpan spada z byka"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Andrew Scott: kolejny wielki aktor z Irlandii. Specjalista od portretowania samotników

Poruszający film „Dobrzy nieznajomi”, brawurowy monodram „Vanya” i serialowy „Ripley” Netflixa. Andrew Scott to kolejny wielki aktor z Irlandii, który podbija świat.

Aneta Kyzioł
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną