Na pierwszy rzut oka oficjalna koreańska propaganda zachowuje się trochę tak, jak kraje bloku komunistycznego w latach 50. ubiegłego wieku, gdy odszedł Józef Stalin. Ukochany przywódca narodu, słońce Korei Północnej Kim Dzong Il - i jeden z ostatnich pradziwie totalitarnych dyktatorów na świecie - zmarł w sobotę jadąc w pociągu. Z jednej strony sprawa sukcesji po nim jest rozstrzygnięta, z drugiej zaś - jego śmierć postawiła na nogi dyplomatów Korei Południowej oraz USA. Zmiana władzy w takiej dyktaturze może jednak wywołać destabilizację w regionie, który z wielu powodów jest strategiczny.
CZYTAJ: Komentarz Krzysztofa Mroziewicza - Kim nie żyje, lecz żyje Kim >>
Władzę po ojcu obejmie jego syn Kim Dzong Un, od lat szykowany na oficjalnego następcę. „Sukcesor tronu Korei Północnej mówi płynnie po angielsku, francusku i niemiecku. W dzieciństwie podziwiał Michaela Jacksona i Jeana Claude’a van Damme’a. Na tym kończą się jego zadatki na reformatora” - pisaliśmy w zeszłym roku.
To, jak odejście Kim Dzong Ila wpłynie na sytuację na Półwyspie, opisywał Jędrzej Winiecki >>
Śmierć dyktatora sprawi zapewne, że na nowo odżyją spekulacje o możliwym zjednoczeniu zamożnej, kapitalistycznej Korei Południowej i głodującej, rządzonej przez dyktaturę wojskową Korei Północnej. Ten scenariusz opisywaliśmy tutaj >>
***
Sylwetka historyczna Kim Dzong Ila: Niemal wszystko, co wiadomo o Kim Dzong Ilu, to wymysł jego propagandy albo obcych wywiadów - pisał w 2008 roku Krzysztof Mroziewicz, gdy pojawiły się pierwsze pogłoski o śmierci dyktatora >>