Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Do pałacu na skuterze

François Hollande - nowy prezydent Francji?

Kandydat Partii Socjalistycznej na prezydenta François Hollande, Paryż, maj 2011 r. Kandydat Partii Socjalistycznej na prezydenta François Hollande, Paryż, maj 2011 r. Jacques Demarthon/AFP PHOTO / EAST NEWS
Czy François Hollande potrafi wyciągnąć Francję z długów i pogodzić rodaków ze słabnącą pozycją ich kraju w Europie?
François Hollande i Nicolas Sarkozy na okładce tygodnika „Paris Match” z 2005 r.materiały prasowe François Hollande i Nicolas Sarkozy na okładce tygodnika „Paris Match” z 2005 r.

Czy pan śni o wyborach prezydenckich? – pyta prowadzący główne wydanie francuskich wiadomości. Z twarzy François Hollande’a na chwilę znika uśmiech, widać, że szuka właściwej odpowiedzi na podchwytliwe pytanie. Kilka lat temu jego matka powiedziała w telewizji, że od dziecka marzył, by zostać prezydentem Francji. Polityk w końcu odpowiada, lekko zmieszany: Nie jestem od tego, by śnić samemu. Mam nadzieję, że kiedyś pomogę Francuzom wyśnić wspólny projekt. Jestem po to, by obecny stan kraju, którego nie akceptuję, w 2012 r. uległ zmianie.

Francuzi są podwójnie zaskoczeni, gdy w marcu 2011 r. słyszą te słowa. Po pierwsze, Hollande nie ma szans na start w wyborach – kandydatem socjalistów ma być Dominique Strauss-Kahn, któremu sondaże dają pewne zwycięstwo nad Nicolasem Sarkozym. Po drugie, Hollande jest niepodobny do siebie – zawsze przy kości, nagle waży 10 kilo mniej, nosi taliowany garnitur. Kiedyś wesołkowaty, dziś brzmi poważnie. A wszystko po to, by rodacy uwierzyli, że polityk, który spędził całą karierę w drugim szeregu, jest présidentiable, czyli zdolny do objęcia najwyższej funkcji w państwie.

Hollande marzy o Pałacu Elizejskim jak każdy francuski polityk, ale nie każdemu marzenia się spełniają. W maju 2011 r. Strauss-Kahn ląduje w nowojorskim areszcie z zarzutem zgwałcenia pokojówki, a Hollande wskakuje na jego miejsce w sondażach. W październiku w cuglach wygrywa prawybory w Partii Socjalistycznej (PS), pokonując szefową partii Martine Aubry i matkę czworga swoich dzieci Ségolène Royal. Pół roku po marcowym wywiadzie jest nie tylko kandydatem prezydenckim, ale faworytem wiosennych wyborów. Według ostatnich sondaży w drugiej rundzie pokona Sarkozy’ego 16-proc. przewagą głosów.

To będą chyba najciekawsze wybory nadchodzącego roku. Drugi co do wielkości kraj Europy wybierze prezydenta w środku kryzysu strefy euro i recesji, gdy Francja cierpi rekordowe bezrobocie, grozi jej utrata najwyższego ratingu, a jej pozycja w Unii wyraźnie słabnie. Reelekcja urzędującego prezydenta stoi pod wielkim znakiem zapytania, a jego największym rywalem jest polityk bez doświadczenia w rządzie i nieznany za granicą. Francuzi fundują sobie eksperyment – tak wielka jest desperacja po czterech latach rządów Sarkozy’ego.

Labrador i  kostka lodu

Hollande ma 57 lat, z tego 32 spędził we francuskiej polityce. Urodził się w stolicy Normandii Rouen, jego przodkowie przybyli z Niderlandów do Francji już w XVI w., gdy pradziadowie Sarkozy’ego ani myśleli jeszcze ruszać się z Węgier. Ojciec Hollande’a, z zawodu lekarz laryngolog, podczas okupacji był zwolennikiem kolaboracyjnego rządu w Vichy, po wojnie kandydował do samorządu z list skrajnej prawicy. Matka miała lewicowe sympatie, ale przez wzgląd na męża raczej się z nimi nie wychylała. François od małego uczył się w katolickiej szkole z internatem.

Uczył się dobrze, bo po maturze dostał się do Państwowej Szkoły Administracji w Paryżu, słynnej ENA, fabryki francuskich polityków, menedżerów i urzędników. Równolegle studiował też politologię i zarządzanie, ale to w ENA spotkał na roku przyszłego premiera Dominique’a de Villepina i Ségolène Royal, przyszłą kandydatkę socjalistów na prezydenta, z którą spędzi następnych 30 lat życia. Już na studiach Royal słynie zarówno z urody, jak i z chłodu – jowialny Hollande przezywał ją panną kostka lodu, mimo to zostali parą. Połączyła ich pasja do polityki, ona też z czasem ich podzieli.

Hollande był za młody, by uczestniczyć w protestach studenckich z maja 1968 r. Do socjalistów przyciągnęła go fascynacja François Mitterrandem, który pod koniec lat 70. przejął stery PS. Gdy w 1981 r. został pierwszym i jak dotąd jedynym prezydentem V republiki z lewicy, Hollande i Royal wylądowali w Pałacu Elizejskim jako utalentowany narybek, nieformalni doradcy Jacquesa Attaliego, prawej ręki Mitterranda do spraw ekonomicznych. Jak przystało na lewicową parę, nie wzięli ślubu, mimo że będą mieć razem czworo dzieci: Thomasa (dziś 27 lat), Clémence (26), Juliena (24) i Florę (19).

Gdy Royal rodziła dzieci, Hollande usiłował rozpocząć samodzielną karierę polityczną. Ale partia wsadziła go na minę: jeszcze w 1981 r. wystawiła jako kandydata do parlamentu w okręgu Jacquesa Chiraca w departamencie Corrèze. Popularny mer Paryża i przyszły prezydent śmiał się z rywala, że jest „mniej znany niż labrador Mitterranda”, i zdmuchnął go w pierwszej turze. Hollande wrócił do Paryża i zimował na podrzędnych stanowiskach, by ponownie wystartować w Corrèze w 1988 r., tym razem w innym okręgu niż Chirac. Zdobył mandat, w tych samych wyborach do parlamentu weszła też Royal.

Wszystko w rodzinie

Ale ich ścieżki zaczęły się właśnie rozchodzić. Ambitna Royal szybko osiągnęła to, co nigdy nie udało się Hollande’owi: w 1992 r. została ministrem środowiska w rządzie Pierre’a Bérégovoya, ostatnim socjalistycznym gabinecie za prezydentury Mitterranda. Jej partner awansował tymczasem w partii i gdy pięć lat później Lionel Jospin został premierem, Hollande objął po nim stanowisko pierwszego sekretarza PS. Dla wszystkich było jednak jasne, że jego główna zaleta to bezgraniczna lojalność, a prawdziwe konfitury to stanowiska w rządzie. Royal dostała tekę szkolnictwa, a później rodziny.

W 2002 r. Hollande po raz pierwszy skorzystał na cudzym nieszczęściu. Jospin kandydował na prezydenta i niespodziewanie przegrał w pierwszej turze – do drugiej wszedł lider Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen, a Chirac wygrał reelekcję miażdżącą większością głosów. Przegrany Jospin musiał odejść, a Hollande został nagle twarzą PS. Na przywództwo nie miał jednak szans – w partii było za dużo „słoni”, ambitnych narcyzów, z których każdy chciał być liderem. Hollande został „królem syntezy”, a dzięki godzeniu silniejszych od siebie utrzymał się w fotelu pierwszego sekretarza dłużej niż Mitterrand.

Ale bilans jego 11 lat na czele partii wypadł blado. Socjaliści ugrzęźli w niekończących się walkach wewnętrznych, co utrwaliło wizerunek PS jako partii zapatrzonej we własny pępek i nieprzygotowanej do rządzenia krajem. Hollande nie potrafił zreformować jej struktur ani doprowadzić do głębokiej debaty programowej, wskutek czego francuska lewica wciąż nie przeszła od socjalizmu do socjaldemokracji. I najcięższy zarzut: pierwszy sekretarz tolerował korupcję lokalnych bonzów PS jak Jean-Noël Guérini, ignorował też doniesienia o napastowaniu kobiet przez Strauss-Kahna.

Największą z partyjnych „słonic” została jego życiowa partnerka Ségolène Royal. To ona w 2007 r. wygrała partyjny wyścig o nominację prezydencką, choć Hollande odradzał jej start przeciwko Sarkozy’emu i odmówił poprowadzenia jej kampanii. Powodem były różnice polityczne, ale i zranione uczucia – Hollande miał romans z dziennikarką „Paris Matcha” Valérie Trierweiler. Royal przegrała, a tuż po wyborach ogłosiła swoje rozstanie z pierwszym sekretarzem. Oddałam mu wolność – powiedziała. Ale zrobiła to, planując zabranie mu stanowiska i ponowny start w 2012 r.

Potrzebny sternik

Nową szefową PS została jednak Martine Aubry, a nowym kandydatem – DSK. Hollande znika z radaru, tymczasem Sarkozy w trzy lata skutecznie zniechęca do siebie Francuzów, a ci zaczynają łaskawiej spoglądać na socjalistów. Prezydent jest coraz bardziej nielubiany, za to szef MFW bryluje w mediach i podgrzewa nadzieje na swój powrót do Francji. Nikt za bardzo nie wie, po co wiosną 2011 r. Hollande rozpoczyna kampanię na francuskiej prowincji. Pewnie liczy na tekę ministerialną, bo przecież nie na fotel premiera, zaklepany już dla Aubry. Tylko po co się odchudził?

Podczas gdy „słonie” czekają w stolicy na ogłoszenie startu Strauss-Kahna, Hollande jeździ po małych miastach, rozmawia z wyborcami, ściska dzieci i emabluje działaczy. Ludzie są ciekawi jego przemiany, ale ujmuje ich normalnością – nie jest nowobogacki i nadpobudliwy jak Sarkozy ani zakochany w sobie i luksusach jak Strauss-Kahn. Gdy ten ostatni popełnia polityczne samobójstwo, „słonie” z niedowierzaniem patrzą w sondaże: Hollande jest na czele stawki socjalistów i bije Sarkozy’ego w drugiej turze. Poseł z Corrèze, który jeździ po Paryżu na skuterze, ma być prezydentem Francji?

Wolę ludu potwierdzają październikowe prawybory, ale zwycięska mowa Hollande’a pokazuje, jak wiele musi się jeszcze nauczyć: słowa na miarę prezydenta, ale ton bliższy burmistrza, całość czytana z kartki. Swojskość pomogła na wiecach, w telewizji jednak trzeba pokazać wiarygodność. Trudno o większy kontrast niż ten po listopadowym szczycie G20 w Cannes: gdy Sarkozy udziela wspólnego wywiadu z Barackiem Obamą, jego przyszły rywal komentuje spalenie redakcji tygodnika satyrycznego „Charlie Hebdo”. Notowania prezydenta pierwszy raz od dawna idą w górę, Hollande’a spadają.

Sarkozy wie, że Francuzi nie darzą go już sympatią, stawia więc na swoją kompetencję. W kryzysie Francja potrzebuje „sternika na wzburzone morze”, mówią jego zausznicy, a nie „kapitana roweru wodnego”, jak wyśmiał Hollande’a jeden z liderów skrajnej lewicy. Przyboczni prezydenta przezywają go Babarem, nieporadnym królem słoni z francuskiej bajki dla dzieci. Sam Sarkozy nie potwierdził nawet, że będzie kandydował – kampanię chce rozpocząć dopiero pod koniec lutego, by jak najdalej odwlec konfrontację z Hollandem, a samemu brylować w roli przywódcy. Pierwsza tura wyborów 22 kwietnia.

Kto odchudzi Francję

Żeby wygrać wybory, Hollande musi przejść do drugiej tury, a w pierwszej jego głównym wrogiem będzie Marine Le Pen. Jej ojciec już raz wykosił kandydata socjalistów, a córka stoi wyżej w sondażach niż on na tym samym etapie kampanii. Gdyby zdołała wyprzedzić Hollande’a, Sarkozy ma zapewnioną reelekcję. Le Penówna włada dziś eurosceptycznym elektoratem – jak przystało na populistkę, żąda wyjścia Francji ze strefy euro. Hollande nosi z kolei piętno euroentuzjasty – kierował kampanią poparcia socjalistów dla traktatu konstytucyjnego, który w 2005 r. przepadł w referendum.

Hasło jego kampanii brzmi „Zaczarować na nowo francuski sen”, ale zanim Hollande to zrobi, musi zapanować nad własną partią. Na wybory parlamentarne, które odbędą się wraz z prezydenckimi, socjaliści zawarli sojusz z Zielonymi, nieopatrznie zgadzając się na zamknięcie 24 z 58 elektrowni atomowych i porzucenie budowy reaktora trzeciej generacji. Sarkozy momentalnie zaatakował Hollande’a, że chce zniszczyć kluczowy sektor gospodarki, i obiecał atomowcom, że ocali ich miejsca pracy. Socjalista odgórnie zmienił umowę z Zielonymi, ale z wpadki nie zdołał się już wytłumaczyć.

Swój program ma ogłosić w styczniu, ale prawdziwym testem wiarygodności będą jego recepty na kryzys strefy euro, bezrobocie i recesję, która zawita do Francji w nadchodzących miesiącach. Prochu nie odkryje, nie może też złożyć obietnic, bo kasa państwa jest pusta, ale łatwiej mu będzie przekonać Francuzów do koniecznych wyrzeczeń. W tym celu musi jednak przestać opowiadać o snach, a zacząć mówić o koszmarze, jaki czeka Francję, jeśli nie zaciśnie pasa. Sarkozy już to robi, ustawiając się w roli sprawdzonego przywódcy na trudne czasy. Nie boi się mówić, jak jest, bo ma niewiele do stracenia.

Hollande kreuje się na drugiego Mitterranda, ale musi uważać, by nie podzielić losu Jospina. Jeśli jednak przejdzie do drugiej tury i nie skompromituje się podczas kampanii jak jego była partnerka, Sarkozy’emu trudno będzie go pokonać. Panowie są ze sobą na ty, łączy ich też nie najwyższy wzrost. Ale podczas gdy prezydent (170 cm) przejmuje się nim do tego stopnia, że nosi buty na obcasach, a żonie każe chodzić w czółenkach, Hollande (173 cm) potrafi żartować z własnej postury. Mówi, że ma nisko punkt ciężkości, więc trudniej go przewrócić. Przekonamy się już w maju.

Polityka 01.2012 (2840) z dnia 03.01.2012; Świat; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Do pałacu na skuterze"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną