Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Dookoła korniszona

Londyn - portret gospodarza igrzysk

Igrzyska, zdecydowały władze miasta, to świetna okazja, by ożywić wschodni region Londynu. Igrzyska, zdecydowały władze miasta, to świetna okazja, by ożywić wschodni region Londynu. BigPicturesPhoto.com / Forum
Londyn. Portret miasta, które będzie gościć tegoroczne igrzyska.
Jeśli spojrzeć na mapę Londynu z dzisiejszej perspektywy, widać wyraźnie, że najmniej intensywnie żyje dzisiaj jego zachodnia połowa. Tam, mówią mieszkańcy, wszystko już zbudowano.NASA Jeśli spojrzeć na mapę Londynu z dzisiejszej perspektywy, widać wyraźnie, że najmniej intensywnie żyje dzisiaj jego zachodnia połowa. Tam, mówią mieszkańcy, wszystko już zbudowano.
Jeszcze przed olimpiadą Brytyjczycy będą świętować Diamentowy Jubileusz, czyli 60-lecie panowania Elżbiety II.Chris Jackson/Getty Images/Flash Press Media Jeszcze przed olimpiadą Brytyjczycy będą świętować Diamentowy Jubileusz, czyli 60-lecie panowania Elżbiety II.

Zapomnijcie o Trafalgar Square i Piccadilly Circus. Puls Londynu bije dziś we wschodnich dzielnicach Shoreditch, Stratford i Hackney. Bo znów wygrał angielski pragmatyzm. Wioska olimpijska błyskawicznie rośnie w Stratford, w miejscu nieczynnych zakładów przemysłowych, wysypisk śmieci i zubożałych dzielnic. To tu latami przeprowadzano najbiedniejszych, osadzano przybyszów z innych kontynentów, a potem dziwiono się, że żyją w niesprawnych społecznie gettach. Igrzyska, zdecydowały władze miasta, to świetna okazja, by ożywić ten rejon. Tak więc 15 proc. osób zatrudnionych przy budowie parku olimpijskiego we wschodnim Londynie powróciło na rynek pracy po pięciu latach bezrobocia.

O to, by lokalna społeczność skorzystała na organizacji imprezy, dba specjalnie powołana instytucja – Olympic Park Legacy Company. Do jej zadań należy zagospodarowanie obiektów sportowych po olimpiadzie, a także udostępnienie jej turystom odwiedzającym Londyn w kolejnych miesiącach i latach. Munira Mirza, doradca burmistrza do spraw kultury i sztuki, zapewnia, że powstanie tu nowoczesna dzielnica. Ceny mieszkań mają być na tyle przystępne, by wioska zaludniła się klasą średnią z perspektywami.

Do Olympic Park można dziś dojechać kolejką DLR, do której trzeba się przesiąść z metra. Ale już od czerwca z dworca King’s Cross do stacji Stratford dojedziemy nową podziemną linią. Podróż z centrum Londynu na stadion zajmie 7–10 minut. Wielki Londyn to system mniejszych wiosek połączonych w jeden organizm. Teraz więc Stratford – tam będzie stadion i główne obiekty olimpijskie – awansuje w tym systemie tak, jak przedtem awansowały zrewitalizowane wschodnie doki nad Tamizą.

Bóg albo żarłok

Peter Ackroyd, autor świetnej biografii Londynu, pisze, że w symbolicznych obrazach był on przedstawiany albo jako młody bóg, świeżo przebudzony, z ramionami rozłożonymi w geście wyzwolenia, albo jako nienasycony tłusty olbrzym, który wciąż spożywa i wydala. Sprzeczności, nierówności i różnice to znak firmowy miasta. „Zawsze jednak widzimy, że miasto żyje, przeobraża się, zmienia się w oczach” – pisze Ackroyd.

Jeśli spojrzeć na mapę Londynu z dzisiejszej perspektywy, widać wyraźnie, że najmniej intensywnie żyje dzisiaj jego zachodnia połowa. Tam, mówią mieszkańcy, wszystko już zbudowano. Chelsea, Mayfair, Kensington – to upiornie drogie kamienice należące do klasy wyższej, nowych Rosjan i arabskich szejków naftowych. Clapham, Hammersmith, Ealing to zamożne sypialnie klasy średniej. Stateczne restauracje i drętwe bary. Nawet Notting Hill, rozsławione filmem, to dla londyńczyka turystyczna cepelia, z której wieje nudą. W dodatku za droga.

– Ekscytujące zdarzenie w mojej dzielnicy? – próbuje sobie przypomnieć Alex, nauczycielka z Earlfield. – Wtedy, gdy tłumy policji szukały sprawców napadu stulecia, którzy uciekli z więzienia z Wandsworth. Działo się to w 1963 r. Młodsza sąsiadka Alex z ulicy Magdalene Road jest malarką i przeprowadziła się dwa lata temu z zachodniego Earlfield do wschodniego Shoreditch. Od tamtej pory tylko raz odwiedziła swoją starą dzielnicę, raz wpadła do galerii Saatchi and Saatchi w Mayfair. – Tu się przyjeżdża tylko z wizytą, jeśli ktoś ma akurat mieszczańskich znajomych – mówi.

Prawda jest taka, że zachodni Londyn jest interesujący tylko ze względu na obecność największego lotniska Heathrow. Kiedy ono szwankuje, miasto dostaje potężnej czkawki. Gazety rozpisują się o tym, że po zakończeniu igrzysk olimpijskich 13 sierpnia główne lotnisko Londynu będzie musiało w ciągu doby przerzucić 200 tys. sztuk bagaży.

Barbican, korniszon i krzywe jajo

Nie ma, mówią londyńczycy, jednego Londynu. Jest tu miejscami archaicznie, klasowo i wielokulturowo jak nigdzie w Europie. Jest obrzydliwe bogactwo Mayfair i skrajna bieda ugettowionych dzielnic Lewisham czy Tottenham, które w zaułkach przypominają Kandahar. Nie ma też wśród mieszkańców zgody co do tego, gdzie mieści się dzisiaj prawdziwe centrum stolicy. Żaden londyńczyk nie wskaże handlowej Oxford Street, Pałacu Buckingham, Piccadilly Circus ani Knightsbridge ze słynnym Harrodsem. Nie wskaże też Soho, chyba że zna tajne piwniczne bary z drinkami za 3,5 funta, a nie za 13, jak na powierzchni. Dawnym centrum miasta zawładnęli turyści. – Chodzę tam tylko, kiedy przyjeżdża rodzina ze Szkocji – mówi Daniel, prawnik z PricewaterhouseCoopers.

Najwięcej głosów w ankiecie jednej z popołudniówek na wskazanie centrum Londynu otrzymało tradycyjnie City i, niespodziewanie dla turystów, okolice Shoreditch, na wschód od dzielnicy finansowej. – Na mój gust jest to trójkąt pomiędzy Old Street, Whitechapel i Shoreditch – mówi Alexander Korab, redaktor naczelny „Metro International”.

Jeszcze 20 lat temu zarówno Shoreditch, jak i pobliskie Bricklane czy Hoxton były zupełnym pustkowiem poprzemysłowym. Teraz na piętra dawnych fabryk wprowadzają się ludzie, na parterze powstają galerie. – Mamy tu małe restauracyjki i bary nieco artystowskie, ale bardzo społeczne. W małomiejskim Frans&Evans kelner pamięta, jak mam na imię i jaką kawę lubię. To jest w Londynie bardzo pociągający przywilej. Dzięki temu ta dzielnica ma silną odrębną tożsamość – mówi Dominika Blachnicka, studentka londyńskiego Goldsmith College.

W East End widać na ulicach specyficzną świadomość historii, która wyraża się w nieustannej modzie na retro i vintage. Od ciuchów, przez fryzury i wąsy, po muzykę i potańcówki w Hackney Working Men’s Club. Na wschodzie ludzie ubrani w vintage to nie tylko barwna mniejszość. Być może to moda kryzysowa, ale też bardzo londyńskie podejście do przeszłości. Bramą do nowego wschodu jest niewątpliwie Barbican, wielkie centrum kultury, które zostało wymuszone na władzach miasta w latach 80.

10 lat wcześniej postawiono tu gigantyczne bloki mieszkalne, głównie dla ludzi z City. Trzeba im było zapewnić kulturalną rozrywkę. Teraz Barbican to sceny teatralne, kina, szkoły, sklepy i restauracje. Barbican to pomysł na spędzenie piątkowego wieczoru lub całej soboty. Londyńczyk może tam jechać w ciemno, podobnie jak do położonej na przeciwnym brzegu Tamizy, właśnie przebudowywanej galerii Tate Modern.

Oba miejsca będą głównymi ośrodkami szykowanych na lato atrakcji kulturalnych. W Barbican w czerwcu ruszy festiwal choreografki Piny Bausch, a Luc Bondy reżyseruje sztukę Botho Straussa „Gross und Klein” z Cate Blanchett. Tam również po 20 latach od ostatniego wystawienia i po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii pokazana zostanie opera „Einstein on the Beach”. W Tate Modern pokaże swe prace Damien Hirst, odbędzie się też retrospektywa Edwarda Muncha.

Idąc dalej w kierunku stacji metra Aldgate, dochodzimy do gigantycznego wieżowca zaprojektowanego przez architekta wizjonera sir Normana Fostera. Zbudowano go w 2004 r. w miejscu zabytkowego budynku uszkodzonego przez bombę IRA. Na trwałe zmienił panoramę miasta. Z wąskich, wytyczonych w XVIII w. uliczek City wystaje nagle szklany korniszon, jak mówią o biurowcu ci, którzy mają o nim pochlebną opinię. Dla innych jest męskim symbolem pychy urzędujących w nim finansistów.

Londyńczycy długo nie mogli się z nim pogodzić, osłodą był jednak fakt, że korniszon był pierwszym ekologicznym wysokościowcem. Dzięki specjalnie zaprojektowanym oknom przez większą część roku nie włącza się w wieżowcu klimatyzacji. Dziwaczny kształt budynku zapewnia optymalny dostęp światła do pomieszczeń. Kolejny ekologiczny Foster na wschodzie miasta to nowa siedziba magistratu na południowym brzegu Tamizy, przy wejściu na Tower Bridge. Tym razem w kształcie pochylonego jaja.

Inna kosmiczna wizja tego architekta to stacja kolejki w Canary Wharf, w najnowocześniejszym zaułku przemysłowej dzielnicy nad Tamizą. W 1981 r. miasto zdecydowało się przebudować całkowicie obszar nieczynnych doków i zrujnowanych mieszkań, do których bały się podjeżdżać policyjne patrole. Dziś Canary Wharf to biurowce, do których przeniosła się część firm z samego City, oraz wieżowce z apartamentami za milion funtów i oszałamiającym widokiem na miasto.

Foster odmienił oblicze Londynu, przesunął serce miasta na wschód. Nowe Docklands, podsumowuje Peter Ackroyd, „ilustruje również największą od wielu stuleci zmianę londyńskich wektorów topograficznych”. Presja gospodarcza zawsze była skierowana na zachód, a rewitalizacja Canary Wharf otworzyła tzw. korytarz wschodni: tam przeniosły swoje oddziały europejskie banki i firmy ubezpieczeniowe, dla których wcześniej nie było miejsca w historycznym City.

Olimpiada ma być też szansą na ożywienie Millennium Dome, gigantycznej hali wystawowej zbudowanej przez Richarda Rogersa na rozpoczęcie trzeciego tysiąclecia. Na razie hala jest porażką: drogą w utrzymaniu i omijaną przez zwiedzających. W 2012 r. odbędą się tu m.in. turnieje koszykówki i zawody gimnastyczne, a teren wokół hali, położonej w Greenwich tuż nad Tamizą, ma zostać zagospodarowany pod osiedla mieszkaniowe.

Burmistrz na światłach

Przedolimpijska reorganizacja przypadła na kadencję nowego burmistrza Londynu Borisa Johnsona, który wygrał z lewicowym weteranem Kenem Livingstonem. Od dwóch lat miasto tkwi w korkach i rozjazdach, które mordują mieszkańców. Symbolem Londynu staje się więc miejski rower, który wypiera czarną taksówkę i dwupiętrowy autobus. Rowerem porusza się codziennie sam burmistrz.

– Kiedyś w drodze do redakcji zatrzymałem się na światłach i bezmyślnie zacząłem wpatrywać się w rowerzystę, który zatrzymał się grzecznie, żeby mnie przepuścić – wspomina Korab. – Rowerzysta ukłonił się i odjechał wraz ze swoim towarzyszem. Nagle zrozumiałem, że to był Johnson ze swoim gorylem w drodze do pracy. I ukłonił się zwykłemu obywatelowi! Facet jest zupełnie zielony, jeśli chodzi o zarządzanie czymkolwiek, ale ma charyzmę.

A jednak niechęć do Johnsona z lubością demonstruje dziennik „The Guardian”, który regularnie wytyka burmistrzowi afery korupcyjne (już w pierwszych miesiącach w niesławie odeszło dwóch jego współpracowników) i lenistwo. Kiedy w lecie 2011 r. po zamieszkach płonęły Lewisham, Tottenham i Brixton, zgodnie z regułami public relations stanął z miotłą, by sprzątać splądrowane sklepy. Ale za telewizyjnym gestem nie poszły żadne rozwiązania, które zaradziłyby palącym problemom społecznym tych dzielnic.

Przedolimpijskie korki i objazdy są uciążliwe, zwłaszcza w połączeniu z brutalną szczerością obsługi transportu miejskiego. „Pociąg nie pojedzie ze względu na liście leżące na torach” – można usłyszeć z głośnika na peronie. Ale zdarza się, że operator zapowie: „Panie i panowie. Najmocniej przepraszam za opóźnienie. Prawdopodobnie wszyscy bardzo chcielibyście jechać już do swoich domów, chyba że ożeniliście się z moją byłą. W tym wypadku macie w tej chwili ochotę zmienić peron i jechać w przeciwnym kierunku”.

Jeśli szukać obezwładniającego ducha Londynu, który przyciągnął tu już 8 mln mieszkańców, ta relacja operatora z pasażerem jest jego namiastką.

Polityka 01.2012 (2840) z dnia 03.01.2012; Świat; s. 41
Oryginalny tytuł tekstu: "Dookoła korniszona"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną