Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Bat na Merkozy’ego

Szef Parlamentu Europejskiego: Martin Schulz

Martina Schulza, członka SPD,  na nowego szefa Parlamentu Europejskiego wybrano już w pierwszej turze. Martina Schulza, członka SPD, na nowego szefa Parlamentu Europejskiego wybrano już w pierwszej turze. Hannibal Hanschke/Reuters / Forum
Paradoksalnie, Niemiec na stanowisku przewodniczącego europarlamentu może być skuteczniejszym rzecznikiem polskich spraw niż jego polski poprzednik.
Schulz, jako wytrawny europarlamentarzysta, dobrze zna konflikty lojalności między interesami Unii jako całości, narodowymi egoizmami i interesem partyjnym.Unia Europejska Schulz, jako wytrawny europarlamentarzysta, dobrze zna konflikty lojalności między interesami Unii jako całości, narodowymi egoizmami i interesem partyjnym.
Nowy szef PE to człowiek rozkochany w literaturze, który po francusku mówi z elegancją nieznaną już wśród niemieckich polityków.Unia Europejska Nowy szef PE to człowiek rozkochany w literaturze, który po francusku mówi z elegancją nieznaną już wśród niemieckich polityków.

Martin Schulz i Jerzy Buzek są bardzo różni, ale może dlatego dobrze się uzupełniają. A ich dzielona na połowy kadencja może podnieść znaczenie Parlamentu Europejskiego. I to właśnie Schulz może lepiej dbać o interesy krajów średnich i małych – a więc także i Polski.

Są z przeciwstawnych ideowo obozów. Jerzy Buzek został w 2009 r. wybrany na przewodniczącego PE głównie przez partie chadeckie uzyskując rekordowe poparcie 505 głosów. Martina Schulza, członka SPD, również wybrano już w pierwszej turze, ale głosami socjaldemokratów: otrzymał 383 głosy. Mają odmienne doświadczenie życiowe i różne temperamenty. Polak jest profesorem chemii, był w latach 80. w solidarnościowej opozycji. Potem pierwszym premierem III Rzeczpospolitej, który utrzymał się przez pełną kadencję. Jako człowiek kompromisu jest zwolennikiem polubownych rozwiązań. Potrafi wystąpić – jak na drezdeńskim zjeździe Kościołów protestanckich – przed kilkoma tysiącami słuchaczy, ale jego naturalnym żywiołem są gabinetowe porozumienia, a nie kampanie wyborcze.

Niemiec w młodości chciał być zawodowym piłkarzem w prowincjonalnej drużynie Rhenania 05 w nadreńskim Würselen koło Akwizgranu. Gdy kontuzja kolana przekreśliła karierę sportową, wybrał karierę polityczną i literaturę. Został działaczem SPD i księgarzem. W latach 80. był burmistrzem Würselen. Od 1994 r. zasiada w PE. Jego mocną stroną są kampanie wyborcze, a nie kameralne dysputy.

Wytrawny gracz

Jest wreszcie różnica pozycji na unijnych salonach. Buzek jako były premier dość dużego, ale nowego państwa unijnego reprezentował europejską chadecję, tworzącą nie tylko największą frakcję w PE, ale też rządy w większości krajów Unii. W chadeckim klubie są Angela Merkel, Nicolas Sarkozy, Donald Tusk i Viktor Orbán... To wzmacniało, ale też przyduszało działania Buzka jako przewodniczącego parlamentu, któremu trudniej było przywołać do porządku Sarkozy’ego – gdy ten dla poklasku prawicy deportował Romów z Francji; Merkel – gdy przeczekiwała kryzys, czy Orbána – gdy uchwalał restrykcyjne prawo prasowe.

Schulz natomiast ze swoim socjaldemokratycznym rodowodem jest dziś w opozycji wobec możnych tego świata. Jako wytrawny europarlamentarzysta dobrze zna konflikty lojalności między interesami Unii jako całości, narodowymi egoizmami i interesem partyjnym. Ale paradoksalnie dla niego korzystne może być to, że socjaldemokraci są dziś u władzy jedynie w trzech krajach UE. Łatwiej będzie mu wzmacniać rolę parlamentu wobec tych instytucji unijnych, które są całkowicie zależne – i często blokowane – głównie przez chadeckich szefów państw i rządów.

Buzek z krytyką wobec książąt własnego chadeckiego obozu się nie wyrywał, ale w wielu działaniach był wytrwały i konsekwentny. Czego dowodem jest chociażby historia z dziennikarzami z „Sunday Timesa”, którzy rok temu udając lobbystów zgłosili się do 60 eurodeputowanych z propozycją wniesienia poprawek do prawa unijnego. W zamian obiecywali solidną gratyfikację. 14 eurodeputowanych było wstępnie zainteresowanych propozycją, a trzech rzeczywiście zgłosiło poprawki do regulacji finansowych. Po tej aferze Buzek przeforsował Kodeks Dobrych Praktyk (m.in. ujawnianie źródeł dochodu eurodeputowanych), mimo że odradzano mu angażowanie się w tę śliską sprawę. Jednak on upierał się; twierdził, że skoro kompetencje PE wzrosły, to i posłowie muszą być bardziej odporni na naciski.

Drugi przykład to przeciwstawienie się Amerykanom, którzy w ramach walki z terroryzmem domagali się pełnego dostępu do danych bankowych Europejczyków i mieli poparcie wielu rządów europejskich. Mimo nacisków Buzek uważał, że ochrona danych należy do europejskich praw podstawowych i parlament powinien tych praw bronić. W konsekwencji przyjęto nowe porozumienie SWIFT, a Hillary Clinton zgodziła się na forum PE ze stanowiskiem europejskim.

Jednak wielu spraw – mimo zakulisowych rozmów i wielogodzinnych negocjacji – za jego kadencji nie udało się rozwiązać. Brak postępu w sprawie Białorusi, nie wprowadzono Bułgarii i Rumunii do Schengen. Nie ma pełnego otwarcia Unii na Bałkany Zachodnie ani lepszej współpracy z parlamentami narodowymi.

 

Zawadiacki erudyta

W przeciwieństwie do naszego byłego premiera Schulz nigdy nie był nawet ministrem, co dla spotykających się na unijnych szczytach szefów państw ma niemałe znaczenie. Bo prezydenci i premierzy zawsze wolą rozmawiać z kimś, kto, tak jak oni, ma za sobą pracę w rządzie, brał na siebie odpowiedzialność i rozwiązywał realne problemy kraju. Z Schulzem ten mechanizm może nie zadziałać, ale Niemiec jest w zarządzie SPD, ma duże doświadczenie i pochodzi z kraju, który należy do strefy euro i w Unii gra pierwsze skrzypce.

Poza tym ma przed sobą inną perspektywę niż wielu europosłów, dla których Strasburg to tylko zwieńczenie kariery i pożegnanie z aktywną rolą w polityce. Schulz ma 57 lat i staje się jednym z najważniejszych socjaldemokratów w Europie. Stanowisko przewodniczącego PE może jeszcze traktować jako trampolinę do dalszej kariery. Szefa SPD? Szefa UE?

Na forum parlamentu dał się poznać w czasie włoskiej prezydencji, gdy wytknął Berlusconiemu korupcję i oszustwa podatkowe. – Gdyby nie immunitet, już dawno stanąłby pan przed sądem – mówił Schulz. A Włoch nie pozostał mu dłużny i odparował, że jego kolega właśnie kręci film o czasach wojny, a Niemiec świetnie pasowałby w nim do roli kapo w obozie koncentracyjnym. Wybuchł skandal.

Ale taki właśnie jest Schulz. Jego agresywny, bojowy, niekiedy wręcz knajacki, i nie zawsze telegeniczny sposób bycia – pisze korespondent „Süddeutsche Zeitung” – przesłania tego drugiego, wrażliwego i wykształconego Martina Schulza, który także istnieje. Kto zapozna się z jego przemówieniami, ten dostrzeże człowieka o szerokich horyzontach politycznych i dużej wiedzy historycznej. To człowiek rozkochany w literaturze, który po francusku mówi z elegancją nieznaną już wśród niemieckich polityków.

Nie dać się wyprosić

Jako piłkarz grał na lewej obronie. Jako przewodniczący będzie także na lewym skrzydle, ale w ataku. Gole zamierza strzelać przede wszystkim Radzie Europejskiej, czyli niby-rządowi Unii, któremu obradom za zamkniętymi drzwiami jakoby przewodniczy Herman Van Rompuy, ale w rzeczywistości wiążące decyzje podejmuje Merkozy, czyli kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Natomiast wybrany w bezpośrednich wyborach parlament nie ma nic do gadania. To istny kongres wiedeński w wydaniu XXI w., twierdzi Schulz. Europa międzyrządowa jest trójdzielna. Na samej górze niemiecko-francuski dyrektoriat, który narzuca swe decyzje strefie euro, a cała reszta biernie się przygląda...

Unia choruje na ciągłe posiedzenia na szczycie, irytuje się następca Buzka. Porozumienia są zawierane za zamkniętymi drzwiami. Przewodniczący PE jest dopraszany na początku posiedzenia, by zdał relację łaskawie go wysłuchującym szefom państw i rządów krajów UE. Ale gdy ci książęta udzielni zabierają się do obrad, szef parlamentu salę opuszcza, podczas gdy prezes Banku Europejskiego czy szef MFW zostają. Otóż on, Schulz, przedstawiciel najwyższego suwerena – europejskiego wyborcy, nie da się wyprosić. Czyżby chciał, by kazali go wynieść?

Ten rejtanowski gest może dowartościować PE. Ale może też ośmieszyć przewodniczącego jako awanturnika. Jednak Schulz nie szuka medialnej inscenizacji. On naprawdę jest przekonany, że Merkel i Sarkozy swoją strategią kryzysową psują europejską demokrację, a UE doprowadzają na krawędź przepaści. Wcale nie jest powiedziane, że unia musi się utrzymać – powtarza.

„Traktat lizboński – mówi w wywiadzie dla austriackiego dziennika „Der Standard” – wprowadził więcej skuteczności, demokracji i decyzyjności, ale równocześnie powołał do życia Radę Europejską składającą się z szefów państw i rządów i mającą własnego przewodniczącego. Ten niby-rząd europejski uzurpując sobie wszelkie uprawnienia, łamie traktat lizboński. Ci sami prezydenci i premierzy, którzy stale powtarzają, że Europa musi być skuteczniejsza, upierając się przy zasadzie jednomyślności blokują cały system. Dramat polega na tym, że niektórzy – zwłaszcza ten dziwny prezydent Francji – najpierw robią wszystko, by pozbawić Komisję władzy, a potem wołają: ta Komisja nic nie robi. Chcę skończyć z tą praktyką... Nic się nie może dziać bez udziału parlamentu”. Również na Angeli Merkel niemiecki socjaldemokrata nie zostawia suchej nitki. „Pani Merkel twierdzi, że demokracja musi być dostosowana do rynku. Tymczasem jest odwrotnie, my potrzebujemy rynku kontrolowanego przez demokrację”.

Schulz odwołuje się w swych wizjach do programu lewicy. Socjaldemokracja – przekonywał kilka miesięcy temu na sympozjum w redakcji POLITYKI – cierpi z powodu kryzysu bardziej niż inne ruchy, bo w ciągu ostatnich 10–15 lat uległa przekonaniu, że nie należy stawiać kwestii systemowych. Debatowano o trzeciej drodze, patrząc jedynie na efekty gospodarcze, nie pytając natomiast, czy socjaldemokracja jest alternatywą dla nieokiełznanego kapitalizmu.

„Dlatego twierdzę, że na pierwszym planie w Unii są dziś nie tyle problemy ekonomii, ile demokracji. Unia podejmuje decyzje, które dotyczą każdego, ale ludzie nic z tego nie rozumieją, nic do nich nie dociera, bo wszystko dzieje się za zamkniętymi drzwiami Rady i Komisji. To wzmacnia eurosceptyków. Dlatego europarlament musi być miejscem, gdzie toczą się spory prawicy i lewicy o państwo narodowe, o konkurencję w zglobalizowanym świecie”.

Podać dalej

Z perspektywy Warszawy i polskich europosłów zawadiacki Niemiec jest kłopotliwym prezentem. Po pierwsze, tracimy naszego. Co prawda cudzoziemcy zarzucali Buzkowi, że był za miękki, że prowadząc obrady nie miał odwagi przyciąć brytyjskiego konserwatysty Nigela Farage’a, który mieszał z błotem powołanego właśnie na stanowisko nowego przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya. Nie utemperował też w ubiegłym roku Orbána za ustawę medialną.

Z Schulzem będzie inaczej. Warto w nim więc dostrzec sojusznika. Jego szarża na bramkę Merkozy’ego powinna być wsparciem taktycznej ofensywy Tuska przeciwko niemiecko-francuskiemu dyrektoriatowi. To nawet zgrabny manewr – podawać piłki lewoskrzydłowemu, by samemu ugrać coś w centrum.

Polityka 05.2012 (2844) z dnia 01.02.2012; Świat; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Bat na Merkozy’ego"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną