Założyciel mormonizmu Joseph Smith (1805–44) pochodził z bardzo biednej rodziny, a jego manifest Księga Mormona jest żarliwym protestem przeciwko niesprawiedliwości społecznej w XIX-wiecznej Ameryce. Ówcześni wykluczeni, którzy uwierzyli w niesamowite objawienia Smitha, uznali go za proroka. Pierwszego w religijnej historii USA. Objawioną mu Księgę Mormona – spisaną rzekomo w egipskich hieroglifach i zakopaną w amerykańskiej ziemi w postaci złotych płyt przez dawnego proroka właśnie o imieniu Mormon, z myślą o ponownym odkryciu Ameryki – dołączyli do Biblii. Te zadziwiające fantazje mogły być próbą dorobienia młodej republice amerykańskiej starożytnego i czcigodnego rodowodu. Ten mechanizm znamy z naszych legend sarmackich, wywodzących polską szlachtę od Rzymian.
Kiedy Smith został zlinczowany przez przeciwników mormonizmu jako złodziej i poligamista, przywództwo nowego ruchu religijnego przejął Brigham Young (1801–77). O ile Smith był dla mormonów postacią pokroju Jezusa (założyciel i męczennik za wiarę), o tyle Young odegrał poniekąd rolę Mojżesza i św. Pawła – wyprowadził mormonów do ziemi obiecanej w odludnym stanie Utah, gdzie stworzył teokrację, rządzoną twardo i skutecznie. Tak skutecznie, że współcześni zamożni i konserwatywni mormoni mają chyba mało wspólnego z biedakami, których przed arystokracją, elitami władzy świeckiej i duchownej chciał bronić prorok Smith.