Upadek rodu dżentelmenów
Dżentelmeni zanikają, nawet w Wielkiej Brytanii
David Cameron, odrzucając traktat fiskalny UE, znów podkreślił splendid isolation, wyniosłą brytyjską izolację: Londyn ma inne zdanie niż 25 krajów unijnych. Posunięcie to leży w tradycjach angielskiego dżentelmena: grzecznego i eleganckiego, ale też aroganckiego i traktującego innych z góry. Metoda popłaca.
Cameron zaczął premierostwo wspaniale: kompetentny, pewny swych racji, przemawiający do ludzi jasno i zrozumiale, jakby się urodził pod nr. 10 na Downing Street – przyznawali nawet ci komentatorzy, którzy nie sympatyzują z konserwatystami. Dziś lista jego kłopotów rośnie: Szkocja ma już dość unii z Anglią i zapowiada głosowanie nad rozerwaniem Zjednoczonego Królestwa. Cameron ciągle gra antyeuropejską kartą, zabiegając o względy Little Englanders, ksenofobicznych, niewykształconych, krewkich patriotów, zwykle nadużywających piwa. Atakuje przy tym samą ideę jedności europejskiej, przechwalając się specjalnymi związkami z Ameryką, choć dowodów na nie ma coraz mniej. Czy na sucho ujdą premierowi dwa skandale: podejrzane związki policji i doradców rządowych z niemoralnymi praktykami mediów z grupy News Corporation i słabość ministra obrony do przyjaciół wykorzystujących rządowe znajomości do promowania prywatnych interesów?
Minister wstydu nie czuje
Niedawno media wyśmiewały ministra obrony Liama Foxa. Prześledzono diariusz podróży ministra, zwłaszcza tych, na których omawiał albo nawet podpisywał kontrakty zbrojeniowe. Aż w 40 spotkaniach ministra, w tym 18 zagranicznych, uczestniczył jego przyjaciel Adam Werritty, który w ministerstwie nie pracował, lecz zjawiał się we właściwym miejscu i czasie, kiedy mówiono o kontraktach. W dodatku Werritty żył wystawnie, zajmował jedno z najkosztowniejszych mieszkań w Whitehall, dzielnicy rządowej, choć jego deklaracja podatkowa wskazywała na skromne dochody.