Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wirtualna Madeleine

Poszukiwana Madeleine McCann. Poszukiwana Madeleine McCann. malias / Flickr CC by 2.0
Na stronie Kate i Gerry’ego McCann twarz Madeleine ukazuje się stopniowo, jak w układance. Obok prośba rodziców: „Może Ty jesteś w posiadaniu brakującego elementu układanki? Jeśli masz informację, która pomogłaby sprowadzić naszą córeczkę z powrotem do domu, prosimy zadzwoń albo wyślij mail… Nigdy nie jest za późno, aby naprawić krzywdę”… Zdjęcie zaginionej Maddie ma przedstawiać dziewczynkę taką, jak wygląda obecnie. Zostało „postarzone” przez grafików o kilka lat.
Artykuł pochodzi z 7 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 13 lutego 2012 r.Polityka Artykuł pochodzi z 7 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 13 lutego 2012 r.

Takie zdjęcie w dwóch wersjach – Maddie o jasnej cerze i Maddie śniadej (gdyby okazało się, ze uprowadzona dziewczynka żyje np. w którymś z krajów na Bliskim Wschodzie) pojawiło się także w największych wyszukiwarkach i na portalach społecznościowych. Wideo rozpowszechniono w wersjach: angielskiej, portugalskiej, hiszpańskiej, włoskiej, francuskiej, niemieckiej i arabskiej.

Wirtualnie Maddie istnieje więc i nawet rośnie – ale wciąż nic nie wiadomo o jej losie, nikt w tej sprawie nie stanął przed sądem. Z wyjątkiem Tony’ego Bennetta. Ten 62-letni brytyjski prawnik odpowiada właśnie przed sądem za uporczywe nękanie i zniesławianie rodziców Madeleine. Raz już, dwa lata temu, w ramach sądowej ugody zobowiązał się zaniechać nagonki. W przeciwnym razie grozi mu więzienie – albo grzywna, grożąca ruiną finansową. Jednak obsesja okazała się silniejsza. Na kilku portalach i blogach Bennett umieścił aż 3 800 postów przeciwko McCannom. Rozpowszechnia też broszury o sprawie Madeleine, która jego zdaniem wcale nie została porwana. Przed sądem gotów był tylko przyznać, że w swych prześladowaniach „może posunął się trochę za daleko” gdy zlecił rozkolportowanie „niewielkiej ilości” (czyli 1 500 egzemplarzy) tej broszury w Rothley – małej miejscowości, gdzie mieszka rodzina McCannów. Rothley ma 3 500 mieszkańców. „Jeśli nie mam racji i Madeleine została porwana, to istotnie jestem złym człowiekiem i prowadzę podłą kampanię prześladowczą – oświadczył przed sądem Bennett. - Ale wierzę, że się nie mylę i prawda kiedyś wyjdzie na jaw”.

Lodowaty strach

Kate i Gerry McCann nie ustają w poszukiwaniach. Dzięki pomocy współczujących sponsorów wydają duże sumy na kolejne ekipy detektywów, którzy z początku zawsze zapewniają, że właśnie trafili na nowy, obiecujący trop. I podróżują, by sprawdzić wciąż napływające doniesienia, że ktoś – w jakimś odległym zakątku świata – znów widział Madeleine. Nie chcą uwierzyć, ze ich córeczka nie żyje. Podtrzymują ich na duchu historie Nataschy Kampusch w Austrii czy Jaycee Lee Dugard w Kalifornii: więzionych dziewczynek, którym dopiero po latach, jako dorosłym kobietom, udało się uwolnić z rąk porywaczy.

W 2011 roku Kate McCann wydała własną książkę „Madeleine”. Pisała sama, odrzuciwszy propozycje pomocy ghost writera (pomóc chciała ponoć sama autorka „Harry Pottera”, Joanne Rawling, która od początku wraz z innymi prominentami wspiera McCannów). Kate tak wspomina pierwszy straszny moment, gdy uświadomiła sobie, że nie ma Madeleine:

„Zdziwiłam się, że drzwi pokoju dzieci są otwarte. Zobaczyłam, że w pustym łóżeczku Maddie leży tylko jej pluszowa zabawka. Pomyślałam, że poszła do łóżka w naszej sypialni, ale tam nasze łóżko też było puste. Wtedy poczułam pierwszy odruch paniki. Biegnąc z powrotem do pokoju dziecięcego, poczułam chłodny powiew od okna –to wiatr poruszył zasłony. Serce mi zamarło, gdy za zasłoną zobaczyłam szeroko otwarte okno i podniesione okiennice. Niedowierzanie, mdłości, lodowaty strach. Dobry Boże, nie! Tylko nie to!”

Bliźnięta spały. Kate przez następne 15 sekund gorączkowo przeszukiwała szafy i zakamarki, po czym wybiegła z krzykiem! Nie ma Madeleine! Ktoś ją zabrał!

Matka pisze, że nieustannie dręczy ją koszmarna myśl, co mogło spotkać Maddie z rąk porywacza. Trzy razy śniła jej się córeczka. „Za każdym razem śniłam, że dzwoni telefon: znaleziono Madeleine. Widziałam ją, znów tuliłam ją do siebie, czułam jej zapach – a potem się budziłam, i jej oczywiście nie było”.

Kate przyznaje, że zniknięcie córki omal nie doprowadziło do rozbicia jej małżeństwa. Gerry z czasem chciał żyć normalnie, zapomnieć na chwilę o tej tragedii, o poszukiwaniach – ale „ile razy proponował, aby jakoś miło spędzić dzień, ja wybuchałam płaczem”. Dochód z książki idzie, oczywiście, na koszty poszukiwań Madeleine.

W światowych mediach zniknięcie Maddie wywołało medialne tsunami – porównywalne tylko z emocjami po tragicznej śmierci księżnej Diany. Urocza mała dziewczynka wskutek tajemniczego zniknięcia stała się ponadczasową ikoną. Jej twarz z charakterystyczną plamką na tęczówce prawego oka wryła się w pamięć wszystkich rodziców, lękających się o swoje dzieci.

 

 

Po współczuciu - nagonka

Jednak pobudziwszy masową ciekawość, media w braku nowych informacji zaczęły się żywić pogłoskami, przepowiedniami jasnowidzów, podejrzeniami. Także wobec rodziców dziewczynki. Tu początek dała prasa portugalska. W Portugalii medialny rozgłos i najazd reporterów z całego świata na spokojną miejscowość Praia da Luz spotkał się najpierw z niewiarą, potem z oburzeniem. Zwłaszcza gdy okazało się, że zła sława odstrasza zagranicznych turystów, hotele i restauracje zaczynają świecić pustkami. Nastawienie miejscowych do pary McCannów stawało się coraz bardziej wrogie. Miejscowy ksiądz, który dał małżonkom klucz do kaplicy, aby mogli się modlić o ratunek dla Maddie (McCannowie są katolikami), został przywołany do porządku przez biskupa.

Przyczyniły się do tego także przecieki ze śledztwa, ukazujące w coraz gorszym świetle rodziców Madeleine. Gdy Kate podczas przesłuchań zachowywała spokój, była „przerażająco zimna”, gdy denerwowała się – „dziwnie agresywna”. Kiedy indziej „odmówiła odpowiedzi na 40 pytań”. Tyle, że portugalscy śledczy, którzy skonfiskowali pamiętnik Kate, zadawali jej te same pytania w kółko: czy opieka nad trojgiem dzieci przekraczała jej siły? Może miała dość? Uważała, że mąż za mało jej pomaga? Madeleine była żywym dzieckiem? Może zbyt kłopotliwym?

Sączone do mediów przecieki były ze strony miejscowej policji próbą obrony przed coraz ostrzejszą krytyką ze strony zagranicznych mediów. Brytyjscy reporterzy potrafili się dziwić, czemu do starszej Angielki, zajmującej apartament tuż nad apartamentem McCannów, nigdy nie zajrzał i nie spytał ją o nic żaden policjant. W innej korespondencji przytaczano szczerą wypowiedź szeregowego policjanta, wezwanego tamtej nocy do ośrodka turystycznego Ocean Club: „Panował tam straszny rozgardiasz. Ojciec krzyczał, że porwano im dziecko, matka histeryzowała. Oczywiście nie wierzyliśmy ani w jedno ich słowo”.

Sprawdziła się opinia felietonisty angielskiego „Spectatora”, który twierdził, że policja w każdym kraju – gdy ma na karku głośną sprawę, a władza naciska na rezultaty śledztwa – najpierw szuka miejscowego odmieńca: nieszkodliwego wariata, dziwaka, cudzoziemca, włóczęgę, którego można by oskarżyć. W braku odmieńca policja zwraca się przeciwko rodzinie ofiary – która, w przeciwieństwie do nieuchwytnego przestępcy, jest pod ręką.

Najpierw Kate i Gerry’ego podejrzewano o uśpienie dzieci tabletkami – żeby tylko rodzice mieli spokój przy wieczornej balandze. Madeleine miała jakoby dostać zbyt silną dawkę. Jednak Kate i Gerry - to lekarze. Wobec tego pojawiła się wersja nieumyślnego spowodowania śmierci – Kate miała np. uderzyć krzyczącą Maddie, która nieszczęśliwie upadła i poniosła śmierć. McCannom od początku założono podsłuch, skonfiskowano pamiętnik Kate.

– Jeśli pani się przyzna – radził życzliwie Kate przesłuchujący oficer – wyrok będzie łagodny, może tylko 2 lata…

McCannowie z początku zapewniali, że nie ruszą się z Portugalii bez Madeleine, że wrócą do Anglii tylko całą, 5-osobową rodziną. Gdy jednak oficjalnie nadano im status „arguido”, czyli podejrzanych, i zaczęto przebąkiwać o możliwości odebrania im dwuletnich bliźniąt, Seana i Amelii, zdecydowali jednak wrócić do Anglii. Na lotnisko odprowadzał ich – jak wszędzie - tłum fotoreporterów.

„Myśleliśmy po uprowadzeniu Maddie – powiedział Gerry po powrocie do Anglii – że już jesteśmy w centrum koszmaru. Tymczasem jest coraz gorzej i gorzej”. I dodał, łamiącym się głosem „Chcę oświadczyć, że nie mamy nic wspólnego ze zniknięciem naszej ukochanej córki”.

Szef policji z Praia da Luz, Goncalo Amaral, po wielu miesiącach został odsunięty od śledztwa w wyniku konfliktu z brytyjskimi organami ścigania. Portugalski prokurator generalny po zapoznaniu się z aktami stwierdził, że nie było postaw do stawiania zarzutów rodzicom Maddie.

 

 

 Przed Maddie była Joana

Zagadka, co stało się z Madeleine, jest od lat tematem blogów i niekończących się dyskusji w internecie. Zwolenników zyskują nawet najbardziej karkołomne wersje. Już nie tylko Gerry i Kate, ale cała siódemka angielskich lekarzy na wakacjach – jak w kryminałach Agathy Christie – bywa podejrzewana o udział w zbrodni, a przynajmniej o zgodne mataczenie dla ukrycia prawdy. Inna wersja: dziewczynka została porwana przez belgijski gang wysoko postawionych pedofili, powiązany wcześniej ze skazanym belgijskim zboczeńcem Markiem Dutroux, na osobiste zlecenie… tu padają nazwiska znane z pierwszych stron gazet.

Pożywką dla wielu teorii spiskowych jest książka, wydana przez Goncalo Amarala - policjanta obrażonego za odsunięcie go od śledztwa i utratę pracy. W Anglii sąd zakazał wydania jego książki „Prawda tego kłamstwa” pod karą grzywny ponad miliona euro, nie rozpowszechnia jej też Amazon. Jest jednak dostępna w internecie. Amaral dowodzi, że Madeleine umarła w apartamencie, był to jakoby nieszczęśliwy wypadek, a rodzice ukryli jej zwłoki. Powołuje się na to, że psy specjalnie wyszkolone do wykrywania „trupiego zapachu”, złapały jakoby taką woń w apartamencie i w bagażniku auta Renault Scenic, wynajętego przez McCannów. Policja ma to na wideo. Co jednak naprawdę zwęszyły psy – nie wiadomo.

Tyle, że McCannowie wynajęli to auto dopiero 25 dni po zniknięciu Maddie. Brytyjski kryminolog nie zostawił na tej wersji suchej nitki. „Po 25 dniach rozkład zwłok – do tego w ciepłej Portugalii - jest tak daleko posunięty, że nie trzeba by szkolonych psów, aby go wykryć. Odór w samochodzie byłby nie do zniesienia, praktycznie niemożliwy do usunięcia”.

W internecie można zresztą znaleźć także relacje o innych metodach śledczych policji z Praia da Luz pod nadzorem Amarala. Głośna stała się m.in. historia miejscowej dziewczynki, Joany, zaginionej bez śladu trzy lata wcześniej. O jej zamordowanie obwiniono wtedy zrozpaczoną matkę małej, Leonor Cipriano. Sprawa wypłynęła na fali rozgłosu po zniknięciu Madeleine – do McCannów zgłosiła się rodzina Cipriano. Dopiero wtedy w mediach pojawiły się zdjęcia matki portugalskiej dziewczynki, z twarzą czarnosiną od pobicia na policji. Matka wtedy po 48-godzinnym przesłuchaniu „przyznała się” do zamordowania córki (według policjantów, obrażenia były skutkiem upadku ze schodów). Natychmiast po skontaktowaniu się z adwokatem Leonor Cipriano odwołała tamto zeznanie, ale i tak dostała wyrok skazujący na długoletnie więzienie. Dopiero niedawno, gdy sprawa stała się głośna, czterej funkcjonariusze – podwładni Amarala - stanęli przed sądem pod zarzutem sfabrykowania materiałów tamtego śledztwa.

Bo sami chcieli rozgłosu…

Brytyjski sąd przyznał dwa lata temu udręczonym rodzicom 550 000 funtów odszkodowania od koncernu medialnego Express Newspapers za bezpodstawne pomawianie ich o winę za śmierć córki. Tabloidy wydawane przez koncern musiały na pierwszej stronie zamieścić przeprosiny. Właściciel koncernu, magnat medialny Richard Desmond tłumaczył jednak cynicznie, że rozgłos był przecież po myśli rodziców zaginionej dziewczynki. Poza tym w jego gazetach, które ponad 100 razy zamieszczały sensacyjne doniesienia o Maddie na pierwszej stronie, teza, że dziewczynkę uśmiercili rodzice, pojawiła się wszystkiego tylko 38 razy… Odszkodowanie od Express Newspapers zasiliło fundusz poszukiwań Maddie.

Jednak pod wpływem medialnej nagonki na internetowych forach - obok wyrazów współczucia i słów otuchy dla rodziców - wciąż pojawiają się nienawistne komentarze: „Wszystko, co was spotkało, to słuszna kara! Jaki normalny rodzic zostawia małe dzieci same bez opieki!”Gdyby to byli prości ludzie, a nie para doktorów, dawno siedzieliby za kratkami!”

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną