Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Cała władza z NRD

Gauck - nowy prezydent Niemiec

Pastor Gauck na tle zdjęcia z wystawy dokumentującej protesty w Rostocku w 1989 r., w których brał udział. Pastor Gauck na tle zdjęcia z wystawy dokumentującej protesty w Rostocku w 1989 r., w których brał udział. Thies Raetzke/VISUM / Forum
Oto chichot historii. Wraz z wyborem nowego prezydenta Republiki Federalnej, ćwierć wieku po rozwianiu się NRD, ton w najważniejszym państwie Unii nadawać będą Angela Merkel i Joachim Gauck. Oboje ukształtowani przez protestanckie domy i enerdowską prowincję.
W 2010 r. po nagłej rezygnacji Horsta Köhlera Gauckowi zaproponowano stanowisko prezydenta Niemiec. Z inicjatywą wystąpili jednak socjaldemokraci i Zieloni, a nie Angela Merkel.thorbengeyer/Flickr CC by SA W 2010 r. po nagłej rezygnacji Horsta Köhlera Gauckowi zaproponowano stanowisko prezydenta Niemiec. Z inicjatywą wystąpili jednak socjaldemokraci i Zieloni, a nie Angela Merkel.

Kanclerzem zjednoczonych Niemiec jest dziś córka „czerwonego pastora” z brandenburskiego miasteczka, która w naukach ścisłych szukała ucieczki zarówno od państwowego marksizmu-leninizmu, jak i od ojcowych sylogizmów teologicznych. Natomiast według wszelkich znaków na niebie i ziemi 18 marca prezydentem Niemiec zostanie były opozycyjny pastor z Meklemburgii, który w latach 80. opiekował się krytyczną wobec władz młodzieżą z blokowiska w Rostocku.

Meklemburgia nie ma w niemieckiej świadomości najwyższych notowań. To coś jak u nas Mazowsze: piaski i sosny, niskie wskaźniki gospodarcze, ludzie zamknięci w sobie. Wprawdzie po zjednoczeniu mówiono, że Niemcy stały się „bardziej północne i protestanckie”, ale po niemal pół wieku rządów komunistycznej SED ten protestantyzm był już bardzo zwietrzały. Do końca lat 70. gminy protestanckie topniały w oczach. A wychowanie religijne w rodzinach było już tylko śladowe.

Również Gauck nie myślał, że zostanie pastorem. Urodził się w 1940 r. Jego rodzice byli szeregowymi członkami NSDAP i niezbyt religijni. Ojciec – oficer marynarki – służył w 1943 r. w okupowanej Gdyni. Wprawdzie w dzieciństwie Joachim chodził na lekcje religii prowadzone w garażu przez energicznego pastora, ale chciał studiować germanistykę i zostać dziennikarzem. Ponieważ jednak po aresztowaniu ojca w 1947 r. (oskarżony o sabotaż został zesłany na Syberię, skąd wrócił w 1954 r.) chłopak krnąbrnie nie krył się ze swym antykomunizmem, to dostępne dla niego były tylko studia teologiczne.

„Zaczynałem uniwersytet jako człowiek, który swą niepewność kompensuje butnym sposobem bycia. Jednak dzięki zetknięciu z członkami gminy przestałem się bać, że moje wątpliwości mogłyby mnie pogrążyć. Przekonałem się, że mam siłę duchowego oddziaływania...” – wyznaje w pisanej wraz Helgą Hirsch autobiografii „Zima latem, wiosna jesienią”. Rozpoznawalnym także poza Rostockiem opozycyjnym pastorem stał się w 1988 r., gdy – mimo odmowy władz NRD – na zjazd protestanckich Kościołów przyjechał do Rostocku były kanclerz Helmut Schmidt.

Jednak jesienią 1989 r. na enerdowską rewolucję Rostock się spóźnił. Masowe demonstracje zaczęły się na południu kraju. 9 października doszło w Lipsku do bezkrwawego przesilenia. Natomiast zimnokrwiste „rybie głowy” – jak się często mówi o Niemcach z północy – zostały w domu. Rostock ruszył dopiero 19 października. Tysiące ludzi z kościołów wyszło na ulicę. W grudniu doszło tu do szturmu na Bastylię – demonstranci zajęli wojewódzką centralę Stasi. To dlatego po pierwszych – i ostatnich – wolnych wyborach w NRD 18 marca 1990 r. Izba Ludowa powierzyła rostockiemu „pastorowi rewolucji” pieczę nad archiwami bezpieki i rozliczeniem z komunizmem. Przez 10 następnych lat pełnomocnik federalny ds. materiałów państwowej służby bezpieczeństwa NRD był według jednych inkwizytorem, według innych głosem sumienia i autorytetem moralnym.

 

 

Prezydent serc

Jako uzdolniony kaznodzieja Gauck po zjednoczeniu Niemiec stał się jednym z głównych interpretatorów politycznej odpowiedzialności i sędzią moralnym Enerdowców. Przez jednych był zaciekle atakowany, przez innych wręcz uwielbiany. Na tym stanowisku i przy tych emocjach, związanych z aktami Stasi, rozbieżność ocen była oczywista. A ponieważ jako ekspert często był zapraszany do innych byłych demoludów, więc też niekiedy przymierzał kulejącą dekomunizację w Polsce, Czechach czy na Węgrzech do wnikliwie przemyślanego enerdowskiego wzorca.

Po zakończeniu w 2000 r. drugiej kadencji jako „prywatna osoba publiczna” chętnie zabierał głos w niemieckich debatach. Został przewodniczącym Stowarzyszenia Przeciwko Zapomnieniu – Na Rzecz Demokracji, zainicjował praską deklarację „w sprawie sumienia Europy wobec komunizmu” oraz „Deklarację w sprawie zbrodni komunistycznych”. Mówił o sobie, że jest „lewicowym, liberalnym konserwatystą”. Liberalny – owszem. Dowodem życie prywatne. Konserwatywny – jak najbardziej. Choćby poprzez ofensywne poparcie idei Centrum Przeciwko Wypędzeniom. Ale już trudniej powiedzieć, co w nim lewicowego – w swych przemówieniach powtarzał, że w NRD przez całe lata tęsknił do wolności. A sprawiedliwość społeczną widzi raczej w wymiarze moralnym niż socjalnym.

Nie zdziwił się, kiedy w 2010 r. po nagłej rezygnacji Horsta Köhlera zaproponowano mu stanowisko prezydenta Niemiec. Zaskoczyło go jedynie, że z taką inicjatywą wystąpili socjaldemokraci i Zieloni, a nie Angela Merkel. W końcu to ona kilka tygodni wcześniej wygłosiła urodzinowy pean na cześć „pastora rewolucji”, nazywała go „fascynującą osobowością”, „prawdziwym nauczycielem demokracji” i „budowniczym jedności i pojednania w naszym teraz wspólnym kraju”.

O Christianie Wulffie tak nie mówiła, ale go przepchnęła. A Gaucka nie chciała na prezydenta nawet po upadku Wulffa. Czyżby mu nie ufała? Może chciała, aby na zewnątrz Niemcy reprezentował jednak ktoś z Zachodu? A może tylko się droczyła, pozwalając walczącemu o przetrwanie partnerowi koalicyjnemu – liberałom z FDP – wystąpić w roli tych, którzy wymusili na niej zaakceptowanie wspólnego dla niemal wszystkich partii „prezydenta serc”.

W każdym razie – podejrzewa „Süddeutsche Zeitung” – teraz Angela Merkel śmieje się w kułak, bo dzięki socjaldemokratom i Zielonym Republika Federalna otrzyma najbardziej konserwatywnego prezydenta w całej swej historii. Ale i dla pani kanclerz to może być pewien kłopot. Gdy mówiła, że „tematyczne spektrum Gaucka jest zbyt wąskie”, to miała pewnie na myśli jego brak doświadczenia, a może i empatii w stosunkach z europejskimi sąsiadami Niemiec.

Poprzedni prezydenci dawali odważne impulsy stosunkom polsko-niemieckim, niekiedy wręcz wbrew woli urzędujących kanclerzy, nie mówiąc o nastrojach w Republice Federalnej. Dla Richarda von Weizsäckera, Johannesa Raua, Romana Herzoga, Horsta Köhlera punktem odniesienia było doświadczenie katastrofy wojennej, ale także jaspersowska świadomość kwestii winy oraz głębokie zrozumienie egzystencjalnej współzależności „kwestii polskiej” i „kwestii niemieckiej” w Europie, uznania granicy na Odrze i Nysie i otwarcia muru berlińskiego. A po 1989 r. – polsko-niemieckiej wspólnoty losu w jednoczącej się Europie.

 

 

Odważne gesty

Żaden z niemieckich prezydentów ostatnich 20 lat nie pouczał sąsiadów. A niejeden nawet cierpliwie brał na siebie warszawskie dąsy, wiedząc, że w tych stosunkach, z tym urzędem łączy się rola nie tyle moralnego sędziego i kaznodziei, ile terapeuty naszych wysoce neurotycznych relacji. Trzeba przyznać, że również Christian Wulff – człowiek z Zachodu, wychowanek Helmuta Kohla – tę funkcję przejął z pełnym przekonaniem i zaangażowaniem. Jako chadek miał odwagę, przyjeżdżając 7 grudnia 2010 r. do Warszawy, pokazać Niemcom, że uznając w 1970 r. granice na Odrze i Nysie to socjaldemokraci i liberałowie, a nie CDU-CSU, mieli historyczną rację. Dobra komitywa Wulffa z Bronisławem Komorowskim pozwoliła upamiętnić Solidarność w Berlinie, a w Krzyżowej – enerdowski szturm na mur berliński.

Akurat w obu sprawach przyszły prezydent Niemiec jest nam bardzo bliski. Przemawiając w Bundestagu w 10 rocznicę otwarcia muru berlińskiego, zwracał się do obecnych na sali polskich ministrów spraw zagranicznych – Krzysztofa Skubiszewskiego i Bronisława Geremka – z podziękowaniem za wkład Solidarności w obalanie komunizmu. Podobnych gestów z pewnością nie będzie brakowało.

Pozostaje pytanie, jakie będą one niosły przesłanie. Autobiografia Gaucka i jego publiczne wystąpienia nie dają na to pytanie wyraźnej odpowiedzi. Pokazują człowieka ukształtowanego całkowicie przez enerdowskie horyzonty. Być może to właśnie miała na myśli Angela Merkel mówiąc o zbyt wąskim spektrum tematycznym.

Krótki wypad nastoletniego Joachima do Paryża – w 1961 r., kiedy nie było jeszcze muru berlińskiego i można było podróżować – to jedyny wyjazd poza Niemcy. Potem „Zachodem”, jako punktem odniesienia, była dla niego już tylko Republika Federalna. Żadnych przetrawionych odwiedzin w którymś z byłych bratnich krajów – choćby po to, by łyknąć dostępnej odmienności. Inni niepokorni z NRD, Jens Reich, Wolfgang Templin, Ludwig Mehlhorn, uczyli się polskiego, naśladowali polski drugi obieg.

Enerdowska wrażliwość

Wątki polskie w „Zima latem, wiosna jesienią” to zamazana w pamięci krótka wizyta czterolatka u ojca służącego w 1943 r. w okupowanej Gdyni, opryskliwe uwagi matki o „Polaczkach” jako złodziejach, zetknięcie po 1945 r. z niemieckimi uciekinierami z Pomorza i potem skok do Solidarności – zresztą najpierw odbieranej z rezerwą. Nic o tym, co się przy stole mówiło o granicy na Odrze i Nysie; żadnych polskich kontaktów przed 1989 r., żadnych polskich lektur, żadnej refleksji protestanckiego pastora z NRD po wyborze polskiego papieża i jego triumfalnej podróży po Polsce w 1978 r.

Solidarność jest w polu widzenia, ale jako romantyczny ruch ryzykujący interwencję, zapisany w pamięci autora przede wszystkim poprzez klęskę 13 grudnia 1981 r. Jak 17 czerwca 1953 r. w Niemczech, węgierskie powstanie w 1956 r., praska wiosna w 1968 r. Mniej kojarzy się z wytrwałym oporem w latach 80. i kolejną falą strajków w 1988 r. Polski Okrągły Stół pojawia się mimochodem, podobnie jak Tadeusz Mazowiecki jako pierwszy niekomunistyczny premier w bloku wschodnim.

Katalizatorem rewolucji jesienią 1989 r. jest dla większości Niemców ze wschodnich landów Gorbaczow. To żaden zarzut. To zapis dość powszechnej enerdowskiej wrażliwości. Często też można usłyszeć dywagacje o wadach polskiej „grubej kreski”: gdybyście się rzetelnie rozliczyli ze swojej współpracy z bezpieką, to bracia Kaczyńscy nie doszliby do władzy – można usłyszeć w Berlinie... Bez wnikania w odmienną historię oporu w NRD i PRL i kompletnie inną sytuację społeczeństwa enerdowskiego mającego po 1989 r. nadzieję, że nareszcie rozpłynie się w Niemczech zachodnich, i polskiego, które postąpiło zgodnie z zasadą Adenauera po 1949 r.: „nie wylewa się brudnej wody, dopóki nie ma czystej”.

Jednak dawne nasze spory w sprawie dekomunizacji czy upamiętniania wypędzeń przestają mieć dziś znaczenie. Ważne, jak nowy prezydent spojrzy na całą polsko-niemiecką historię i jakie będzie widział nasze wspólne perspektywy w jednoczącej się Europie. Niemieckie media zastanawiają się, co nowy prezydent powie w 200-lecie urodzin Bismarcka, a co w 100-lecie wybuchu I wojny światowej. Nas będzie interesowało, ile empatii znajdzie i dla naszej perspektywy...

Polityka 09.2012 (2848) z dnia 29.02.2012; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Cała władza z NRD"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną