Skomplikowany wirus, nad którym Amerykanie i Izraelczycy pracowali ponad dwa lata, wprowadzony został do irańskich wirówek wzbogacających uran i dokonał dewastujących zniszczeń w zakładach nuklearnych w Natanz. W ubiegłym tygodniu niewinny na pozór rysunek tel-awiwskiego grafika i projektanta Roni Edriego szybko przekształcił się w nowy, uczuciowy wirus Internetu. Edri wprowadził do Facebooka plakat, na którym uśmiecha się do anonimowego odbiorcy, trzymając w ramionach swoją małą córeczkę. Podpis pod jego dziełem głosi: „Drodzy Irańczycy, nigdy nie będziemy bombardować waszego kraju; my was kochamy”.
Nikt nie spodziewał się, że uczuciowe wezwanie młodego projektanta wyzwoli reakcję tysięcy internautów. Najpierw na Facebooku, po tym także w Twitterze, odpowiedzieli podobnymi hasłami. Niektóre narodziły się nawet w Iranie. Mieszkańcy Teheranu oświadczali, że kochają pokój, że nienawidzą nienawiść – i że do tego nie jest im potrzebna broń nuklearna. W przeciwieństwie do Edriego twarze mieli zasłonięte, bo cenzura Ahmanideżada nie zna żartów.
Kilka dni po ukazaniu się plakatu Roni Edriego setki młodych Izraelczyków wyległy na ulice Tel Awiwu, protestując przeciw oficjalnej polityce rządu prowadzącej do nieuniknionego starcia zbrojnego z Iranem. Ani Edri, ani dyrektorzy portalu, nie organizowali tych demonstracji. Narodziły się spontanicznie, ku zgorszeniu premiera Netanjahu, budującego swoją karierę na polityce zagrożenia, agresji i widma nowego Holokaustu.
Przypuszczalnie żaden ruch bez zaplecza partyjnego nie zmieni istniejącego stanu rzeczy, ale chyba po raz pierwszy od wielu lat uzmysłowił premierowi i jego prawicowym koalicjantom, że naród nie stoi za nimi murem.