Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Duch domu

Niemieccy pastorzy pasterzami narodu

„Pastor Johann Wilhelm Rautenberg z rodziną”, akwarela Carla Juliusa Milde. W literaturze i sztuce niemieckiej dom i rodzina pastora kojarzą się z wiejską idyllą. „Pastor Johann Wilhelm Rautenberg z rodziną”, akwarela Carla Juliusa Milde. W literaturze i sztuce niemieckiej dom i rodzina pastora kojarzą się z wiejską idyllą. BEW
Sto lat temu połowa niemieckich pisarzy i uczonych była synami pastorów. Teraz córka jest kanclerzem Niemiec, a duchowny Kościoła ewangelickiego został właśnie prezydentem. Czy dom pastora nadal jest ostoją niemieckiej tożsamości?
Inny archetyp domu pastora: surowy kaznodzieja gromiący rodzinę i wiernych niczym sam Bóg. Taki obraz odmalował reżyser Michael Haneke w swoim słynnym filmie „Biała wstążka”.materiały prasowe Inny archetyp domu pastora: surowy kaznodzieja gromiący rodzinę i wiernych niczym sam Bóg. Taki obraz odmalował reżyser Michael Haneke w swoim słynnym filmie „Biała wstążka”.

Nowy prezydent Niemiec swą pierwszą wizytę zagraniczną złożył w Polsce. To nie kurtuazja, tylko demonstracja, że dla byłego opozycjonisty z NRD Polska to sprawa sercowa. Natychmiast pojawiły się komentarze, że stosunki polsko-niemieckie otrzymają teraz nowy impuls, ponieważ z Bronisławem Komorowskim łączy Joachima Gaucka opozycyjna biografia. Ale szansą tej personalnej konstelacji są nie tyle powierzchowne podobieństwa biografii obu prezydentów, ile świadomość ich odmiennych środowisk, tradycji i kultur politycznych. Po tandemie Gauck–Komorowski nie trzeba już oczekiwać przełomowych gestów i historycznych rozrachunków. Teraz konieczne jest wspólne zaangażowanie na rzecz umocnienia Unii. Podtrzymywanie dziesiątków oddolnych polsko-niemieckich inicjatyw i uporczywe przezwyciężanie zadawnionych uprzedzeń.

Gauck przyznaje, że sam nie był od nich wolny. W „Czarnej księdze komunizmu” wspomina, że mieszkańcy NRD granicę na Odrze i Nysie – uznaną w 1950 r. przez komunistów – uważali za przejaw krzywdzącego bezprawia. Gauck ani razu nie był w Polsce przed 1990 r. – choć w latach 70. miliony Niemców z NRD jeździło na Mazury, do Krakowa, Wrocławia, a niektórzy także do Oświęcimia. Wybuch Solidarności w 1980 r. mu imponował. Ale stan wojenny uważał za potwierdzenie, że to kolejny ruch przegranych – jak powstanie w NRD w 1953 r. czy praska wiosna 1968 r. Nawet w 1988 r. nie szukał kontaktów z Solidarnością, gdy kolejna fala strajków wymuszała Okrągły Stół.

W latach 80. opiekował się jako pastor krytyczną wobec NRD młodzieżą z blokowiska. A jesienią 1989 r. był w Rostocku jedną z najbardziej znanych postaci ruchu protestu, który później nazwano protestancką rewolucją. Jej przyczyną była co prawda niechęć do rządów partii komunistycznej, ale matecznikiem były ewangelickie kościoły i mentalny klimat rodzinny protestanckich pastorów. Przez niemal pół tysiąca lat – od reformacji w XVI w. – dom ewangelickiego kaznodziei uchodził na północy Niemiec za ostoję niemieckości, tak jak w Polsce za ostoję polskości uchodził dworek szlachecki. A fakt, że zarówno Gauck, jak i Angela Merkel wywodzą się właśnie z tego środowiska, jest wart szczególnej uwagi, ponieważ pozwala lepiej zrozumieć ich sposób myślenia i patrzenia na świat.

Luter bierze mniszkę

W pamięci niemieckiej dom i rodzina pastora kojarzą się z wiejską idyllą. Niepozorny dom pastora, z wierną, pracowitą żoną i gromadką dzieci, jest przystanią dla znużonych wędrowców. Pachnie w nim cynamonem i wigilią. Wieczorem wszyscy głośno czytają Biblię i muzykują. Synowie przygotowują się do studiów teologicznych. Córki – hoże i skromne – wykonują prace domowe, a w wolnych chwilach czytają poważne książki i prowadzą uduchowione rozmowy. Rano pastor, w szlafroku i z fajką z długim cybuchem, żegna wędrowca, któremu pastorowa wsuwa do torby kilka kromek chleba. Tak ze swych wędrówek po Harzu dom pastora zapamiętał Heinrich Heine.

Ale jest też inny archetyp. Surowy kaznodzieja w czarnej todze-sutannie gromiący wiernych niczym sam Bóg. Purytanin odmawiający sobie i rodzinie wszelkich przyjemności. Wymagający skutecznego działania i ascezy. Tak wysoko zawieszający poprzeczkę moralności, że niepodobna jej dosięgnąć. Za jego skrajną samodyscypliną kryją się depresje oraz – jak dowodził Erich Fromm – lęk przed porażką i wolnością. Bez tego trudno zrozumieć nie tylko Bacha czy Leibniza, ale i Goethego, który wśród swych bliskich krewnych miał 11 pastorów.

 

 

Historycy twierdzą, że Martin Luter, biorąc sobie za żonę mniszkę, zrewolucjonizował niemiecką rodzinę. Pokazał, że małżeństwo powinno opierać się na miłości i partnerstwie, a Kościół nie może łamać popędu. Leopold von Ranke, XIX-wieczny historyk reformacji, uważał, że drastyczne złamanie celibatu było początkiem pietyzmu jako nurtu religijnego, oświecenia jako nurtu filozoficznego, romantyzmu jako nurtu duchowego. Dzięki małżeństwu kler protestancki uzyskał wpływ na kształtowanie przyszłości narodu, ponieważ dom pastora stał się miejscem starannego wychowania, hodowlą skrupulatnych urzędników i wykształconego mieszczaństwa.

Dla prusko-narodowych pisarzy XIX w., jak pochodzący z Kluczborka Gustav Freytag, dom pastora był placówką niemieckości w kulturowej konfrontacji z podupadającym dworkiem rozrzutnego polskiego szlachcica i nowobogacką kamienicą żydowskiego lichwiarza. W ideologii niemieckiego mieszczaństwa XIX w. dom pastora to słynna Innerlichkeit – wewnętrzna duchowość i solidna praca. To filar kulturowej hegemonii protestanckiego wykształconego mieszczaństwa i nowoczesnego państwa narodowego.

Ale była też matryca odwrotna: romantyczno-nostalgiczna. Pastorskie domostwo to biedermeierowski matecznik utopijnej niemieckiej prowincji, zamkniętej w swej doskonałości. Sielskie życie wśród bogobojnych ludzi i szczytnych idei, z dala od zepsutego miasta i wielkiego świata. Kult prowincjonalnej ciasnoty może podobny do naszego zaścianka. Ale nic z atmosfery „Pana Tadeusza”, żadnego pobożnego rębajły w rodzaju księdza Robaka. Natomiast dużo introwertycznej zadumy nad lekturą uczonych pism. Nie szabla na kilimie, lecz biblioteka jest symbolem domu pastora. I bardzo niemieckie słowo Lesewut – szaleństwo czytania.

Max Weber, który sto lat temu ducha kapitalizmu wywodził z etyki protestanckiej, twierdził, że wobec błyskawicznej specjalizacji zawodów akademickich oraz triumfu nauk ścisłych zawód pastora pod koniec XIX w. dawał złudzenie, że oparte na studiach teologicznych, całościowe spojrzenie na świat jest jeszcze możliwe. Pastor na niczym nie musiał się znać. Ale w każdej sprawie mógł wypowiadać namaszczone opinie. Jego dom stwarzał pozory jedności serca i rozumu, fragmentów wyczytanej nauki i religii, teorii i praktyki. Pastor był kaznodzieją i nauczycielem. Urzędnikiem i opiekunem. A czasem także rzeczywistym poetą i myślicielem.

Jednak w drugiej połowie XIX w. teologowie zaczęli tracić na znaczeniu. Wraz z uprzemysłowieniem i urbanizacją autorytet zaczęli zdobywać specjaliści i akademicy. Pastorzy utracili rząd dusz i pole działania. W 1830 r. aż 27 proc. studentów na niemieckich uniwersytetach studiowało teologię protestancką. Ale pół wieku później już tylko 10 proc. Skrzydła podciął im Bismarck. Jego Kulturkampf był wprawdzie wymierzony w katolików, ale uderzył także w duchownych protestanckich. Odsunął ich – poza lekcjami religii – od nauczania w szkole. Przestali też być urzędnikami stanu cywilnego. Lekarstwem na utratę realnego znaczenia jest zwykle mit.

U nas dworek szlachecki stał się ostoją narodowej tożsamości, gdy władze carskie zaczęły weryfikować polskich herbowych, degradując tysiące szaraków do rangi zwykłych chłopów. Idyllę pastorskiej rodziny kojarzono z wartościami narodowo-liberalnymi, niekiedy krytycznymi wobec nadmiernego szowinizmu, ale nigdy ze światowym obyciem. Junkier w pobliskim pałacu mógł był skoligacony ponad granicami, ale w domu pastora – podobnie jak w polskim zaścianku szlacheckim – byli sami swoi. Dlatego był filarem autorytarnego państwa, choć nie miał udziału we władzy. I dlatego Eduard Meuss, autor kultowej w XIX w. księgi o roli rodzin pastorskich w Niemczech, Holandii, Szwajcarii, Skandynawii, Anglii i Szkocji, tęsknie wzdychał, że w Anglii syn pastora anglikańskiego mógł – jak Nelson – zostać admirałem…

Hodowla geniuszy

W XIX-wiecznych Niemczech takie kariery w armii i państwie są dla synów pastorów trudno dostępne. Pozostają jedynie nauki humanistyczne. Johann von Schulte, autor jednego z pierwszych niemieckich who is who – „Allgemeine Deutsche Biographie” – wyliczył sto lat temu, że aż 54 proc. z 1600 niemieckich uczonych i pisarzy było synami pastorów. Mimo że sam był katolikiem, przyznawał protestantom duchową hegemonię, a przewagi ewangelików nad katolikami upatrywał w solidnym wychowaniu dzieci pastorów. Statystyka była nieco naciągana, ponieważ pomijała pisarzy z awansu. Poza tym przed I wojną światową wciąż jeszcze dominowało wykształcenie humanistyczne, które w Niemczech było powiązane z teologią protestancką.

Ale Schulte wskazywał też na konkretne przyczyny, dlaczego akurat dom pastora był hodowlą geniuszy. Podczas gdy w innych inteligenckich zawodach ojciec większość czasu spędzał poza domem, pastor był stale obecny, wychowując dzieci swym przykładem do pracy umysłowej i społecznej. W czasach mody na eugenikę w obrazie domu pastorskiego pojawia się nuta lepszej rasy. Pastor i jego rodzina to najlepszy zapis masy dziedzicznej narodu niemieckiego, pisał w latach 20. psychiatra i syn pastora Ernst Kretschmer. Ten argument pogodził nazistów z narodowym protestantyzmem. Poza stosunkowo wąskim kręgiem Kościoła Wyznającego, większość pastorów przystąpiła do uległych wobec III Rzeszy tzw. niemieckich chrześcijan.

 

 

Po wojnie w Niemczech zachodnich protestantyzm stracił na znaczeniu. W chadecji dominowali katolicy. W SPD protestanci, ale tylko w tle, bo do 1959 r. partia odwoływała się do Marksa i klasyków socjalizmu. Rewolta młodzieżowa 1968 r. rozbiła tradycyjny wizerunek pastorskiej idylli. Rozliczanie rodziców z nazistowskiej przeszłości czy oportunizmu w III Rzeszy dotknęło także i to środowisko, skoro jedna z najgłośniejszych niemieckich terrorystek lat 70., Gudrun Ensslin, była córką pastora. Jej bezpardonowy radykalizm, emocjonalny chłód, brak empatii i moralnych zahamowań nasuwały pytanie, czy pozbawione religijnej treści protestanckie wychowanie nie było kołem zamachowym ideologii bezwzględnego czynu i brutalnej przemocy?

Z kolei w NRD kościoły protestanckie był infiltrowane i ledwo tolerowane jako miejsce wewnętrznej emigracji. Ale przy radykalnej wymianie elit przez władze komunistyczne i wskutek ucieczki ogromnej części wykształconego mieszczaństwa na Zachód dom pastorski stał się jedną z ostatnich oaz tradycyjnie wykształconego mieszczaństwa. Pomieszczenia kościelne zaś miejscem w miarę wolnego słowa i oparciem dla opozycyjnych ruchów ekologicznych i pacyfistycznych.

Stąd tak wiele czołowych postaci roku enerdowskiej jesieni 1989 r. było pastorami, dziećmi pastorów lub pracownikami kościołów protestanckich: Marianne Birthler, Rainer Eppelmann, Joachim Gauck, Markus Meckel, Friedrich Schorlemmer, Richard Schroeder, Manfred Stolpe, Rainer Höppner.

Córka pastora

Niemniej rewolucja protestancka z 1989 r. jest mitem. Co prawda demonstracje opozycji w NRD zaczynały się wyjściem z kościołów, ale zgromadzeni mieli ogromne kłopoty z religijną metaforyką. I szybko gubili się w kościelnych pieśniach. Puste dziś kościoły protestanckie w dawnej NRD są dowodem na to, że w 1989 r. przez kraj przeszła wprawdzie rewolucyjna fala, ale nie pozostawiła trwałego osadu tradycyjnej etyki protestanckiej. Jak więc odczytać fakt, że dwa najważniejsze stanowiska w Republice Federalnej – prezydenta i kanclerza – zajmują dziś nie tylko ludzie ukształtowani przez młodość w NRD, ale do tego były pastor i córka pastora?

Jako przejaw pewnej zapaści tradycyjnych zachodnioniemieckich elit, które wyjałowił proces zjednoczenia? Jako wyraz tęsknoty Niemców do sprawnego administrowania kryzysem, bez wielkich słów i burzliwych ideologii? Jako szczyptę marzenia o niemieckim Havlu, jak napisała „Frankfurter Allgemeine Zeitung”? O duchowym przewodniku, który przeprowadzi Niemcy przez bezdroża kryzysu, źle pozszywanego zjednoczenia kraju i rozchwianej Europy.

Joachim Gauck uważa, że na takiego duchowego przewodnika się nadaje, a Niemcy po wpadkach jego poprzednika są tego pewni. Z kolei Angela Merkel mimo siedmiu lat rządów cieszy się niepodważalnym zaufaniem wyborców, uchodzi za sprawną, solidną i trzeźwą. Ludzie ufają Merkel, bo wiedzą, że potrafi przysiąść fałdów i przegryźć się przez akta spraw, które są na politycznej wokandzie. Czy to etyka protestancka, czy raczej umysłowy trening doktora fizyki, który życiowego kompasu szukał w matematycznych równaniach? Oboje mogą się uzupełniać, ale może też między nimi ostro iskrzyć. Wywodzą się wprawdzie z tego samego środowiska, ale poszli zupełnie innymi drogami. Gauck jest politycznym kaznodzieją, Merkel – fachowcem polityki realnej.

Natomiast dla stosunków polsko-niemieckich tandemy Gauck–Komorowski i Merkel–Tusk to konstelacja spokojnego słońca. Przyjacielskie objęcie się Gaucka z Komorowskim można potraktować jako sygnał, że dom niemieckiego pastora i polski dworek nie są już symbolami przeciwstawnych mentalności i jakoby odwiecznie wrogich sobie kultur, lecz trwającej od 1989 r. polsko-niemieckiej wspólnoty doświadczeń i losu.

Polityka 14.2012 (2853) z dnia 04.04.2012; Świat; s. 69
Oryginalny tytuł tekstu: "Duch domu"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną