Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Ten straszny Günter

Ministrowi spraw wewnętrznych, Eli Yishaiowi, należy się specjalna nagroda za uznanie Grassa za persona non grata i zabronienie mu wjazdu do Izraela na całą wieczność (co najmniej) - pisze Uri Avnery. Ministrowi spraw wewnętrznych, Eli Yishaiowi, należy się specjalna nagroda za uznanie Grassa za persona non grata i zabronienie mu wjazdu do Izraela na całą wieczność (co najmniej) - pisze Uri Avnery. Das blaue Sofa / Flickr CC by 2.0
Pewnie już kiedyś opowiadałem wam tę anegdotkę. Gdzieś w Stanach ma miejsce demonstracja. Przyjeżdża policja i bezlitośnie bije protestujących. Nie bij mnie! – krzyczy jeden z demonstrantów – jestem anty-komunistą!
Artykuł pochodzi z 17/18 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 23 kwietnia 2012 r.Polityka Artykuł pochodzi z 17/18 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 23 kwietnia 2012 r.

- Mam gdzieś, jakim rodzajem komunisty jesteś! – odpowiada policjant, unosząc pałkę. Pierwszy raz opowiadałem ten dowcip, kiedy pewna grupa z Niemiec odwiedziła Kneset i spotkała się tam z posłami, którzy urodzili się w Niemczech, włączając w to mnie.

Przechodzili samych siebie w wychwalaniu Izraela, gloryfikowali wszystko, co robimy i potępiali każdą szczyptę krytyki pod naszym adresem, nawet najbardziej nieszkodliwą. Stopniowo zaczęło to być krępujące, gdyż niektórzy z nas w Knesecie mieli bardzo krytyczne nastawienie do polityki naszego rządu na terenach okupowanych.

Dla mnie ten rodzaj ekstremalnego filosemityzmu jest tak naprawdę zakamuflowaną formą antysemityzmu. Oba mają u podstaw jedno wspólne przekonanie, że Żydzi – i co za tym idzie Izrael – są jakimś bytem odrębnym i z tego powodu nie należy ich oceniać według tych samych standardów, co innych.

Kim jest antysemita? Kimś, kto nienawidzi Żyda, bo jest Żydem. Nie nienawidzi go za to jakim jest człowiekiem, ale za jego pochodzenie. Może być dobry lub zły, miły albo paskudny, biedny albo bogaty – antysemita będzie go nienawidził po prostu za to że jest Żydem.

Oczywiście dotyczy to wszelkiego rodzaju uprzedzeń, a więc także seksizmu, islamofobii, szowinizmu, czy czegokolwiek innego.Niemcy – jak to mają w zwyczaju – są tu nieco bardziej sumienni od innych. Antysemityzm był oficjalną ideologią Niemiec w latach nazistowskich. Teraz oficjalną ideologią Niemiec jest pro-semityzm, znowu posunięty do ekstremum.

Innym nazistowskim terminem używanym w odniesieniu do Żydów było „Sonderbehandlung”, czyli „specjalne traktowanie”. Był to eufemizm oznaczający coś odrażającego: zabijanie więźniów. Jednak „specjalne traktowanie” może oznaczać też coś wręcz odwrotnego: okazywanie ludziom i całym państwom szczególnych względów nie z powodu tego, co czynią, lecz ze względu na to, kim są - na przykład Żydami.

No cóż, nie podoba mi się to, nawet gdy to ja jestem w ten sposób uprzywilejowany. Lubię być chwalony, jeśli zrobię coś dobrego i jestem gotów zmierzyć się z krytyką, gdy uczynię coś złego. Natomiast nie lubię być chwalony (ani ganiony) tylko dlatego, że przypadkiem urodziłem się Żydem.
To oczywiście prowadzi nas do Güntera Grassa.

Spotkałem go tylko raz w życiu, na konferencji niemieckiego PEN Clubu. Podczas przerwy natrafiłem na niego w bardzo dobrej restauracji. Powiedziałem mu, zgodnie z prawdą, że bardzo lubię jego książki, zwłaszcza antynazistowską powieść „Blaszany bębenek” i że również podoba mi się jego późniejsza działalność polityczna. To było wszystko. Nie spotkałem go podczas żadnej z jego wielu wizyt w Izraelu.

A teraz Grass zrobił coś niewyobrażalnego: otwarcie skrytykował państwo Izrael! A jest Niemcem!!! Reakcja była automatyczna. Natychmiast został okrzyknięty antysemitą. Nie tylko zwykłym antysemitą zresztą, ale do tego jeszcze kryptonazistą, który spokojnie mógłby służyć jako pomagier Adolfa Eichmanna! Uzasadniano to tym, że jako 17-latek pod koniec II wojny światowej został wcielony do Waffen SS – podobnie jak dziesiątki tysięcy innych młodych ludzi. Jednak – co osobliwe – trzymał ten fakt w ukryciu przez wiele lat. No więc wszystko jasne.

 

 

Izraelscy i niemieccy politycy i komentatorzy prześcigali się w wyklinaniu pisarza - i trzeba przyznać, że Niemcy byli tu górą. Chociaż naszemu ministrowi spraw wewnętrznych, Eli Yishaiowi, należy się specjalna nagroda za uznanie Grassa za persona non grata i zabronienie mu wjazdu do Izraela na całą wieczność (co najmniej).

Yishai jest politykierem, który nigdy nie napisał nawet linijki wartej zapamiętania. Jest przywódcą ortodoksyjnej partii Szas – został nim nie za zasługi, lecz wepchnięty na to stanowisko przez rabiego Ovadię Yosefa, który cieszy się w partii dużym poważaniem. Zarzuca się Yishaiemu poważne zaniedbania w związku ze sprawą olbrzymiego pożaru na górze Karmel, stąd jego kariera zawisła na włosku. Grass pojawił się w samą porę, żeby ocalić mu skórę.
A więc co tak naprawdę powiedział Grass? W wierszu, który liczy sobie 69 linijek, a tak naprawdę w polemice ubranej w formę wiersza, Grass zaatakował izraelską politykę odnośnie bomby atomowej.

Zaciekły atak, jaki nastąpił w odpowiedzi na to, koncentrował się prawie wyłącznie na przeświadczeniu, że Niemiec nie ma prawa pod żadnym pozorem krytykować Izraela. Skoncentrujmy się jednak na samym wierszu. Grass przekonuje, że Izrael już posiada „potencjał nuklearny” i z tego względu hipokryzją jest obwinianie Iranu za to, że być może też chciałby takowy posiadać. W szczególności potępia niemiecki rząd za to, że zaopatrzył Izrael w kolejną łódź podwodną.

Patrząc w sposób racjonalny – czy te argumenty mają sens?

Grass przypuszcza, że Izrael planuje uderzenie prewencyjne w wojnie z Iranem, wskutek którego Irańczycy mogą zostać dosłownie „starci z powierzchni Ziemi”. Ta ewentualność ma sens tylko w tym przypadku, gdyby to pierwsze uderzenie zostało dokonane przy użyciu broni jądrowej.
I to dlatego Grass potępia rząd niemiecki za zaopatrzenie Izraela w kolejną (szóstą już) łódź podwodną, z której istnieje możliwość odpalania głowic jądrowych. Tego typu łodzie podwodne służą do wykonywania „drugiego uderzenia” przez państwa trafione „pierwszym uderzeniem”. W zasadzie jest to broń odstraszająca.

Grass ubolewa nad tym, że nikt w Niemczech (ani w ogóle w zachodnim społeczeństwie) nie ma odwagi nawet wspomnieć o tym, że sam Izrael posiada broń atomową oraz nad tym, że praktycznie zakazane jest „nazywanie tego konkretnego państwa po imieniu” w tym kontekście. Następnie stwierdza, ze „państwo atomowe Izrael” zagraża kruchemu pokojowi na świecie. I proponuje, aby w celu uniknięcia zagrożenia poddać pod permanentny nadzór międzynarodowy – za zgodą obu rządów - zarówno izraelski potencjał atomowy, jak i irańskie instalacje atomowe. No cóż, nie spadłem z krzesła, kiedy to przeczytałem. Ten tekst można – i trzeba – poddawać krytyce. Ale nie ma w nim nic, co zasługiwałoby na potępienie. W tym tekście nie ma nic, co delegitymizowałoby istnienie państwa Izrael. Wręcz przeciwnie – Grass podkreśla swoją solidarność z Izraelem. Podkreśla, że Holocaust był niewybaczalną zbrodnią. Pisze też, że Irańczyków zniewolił krzykacz u władzy.

 

 

Jednak twierdzenie Grassa, że Izrael mógłby „zmieść Irańczyków z powierzchni Ziemi” w prewencyjnym pierwszym uderzeniu jest zdecydowanie przesadzone.
Wielokrotnie już podkreślałem, że izraelskie i amerykańskie mówienie o ataku Izraela na Iran jest częścią amerykańskiej wojny psychologicznej, która ma doprowadzić Iran do zaniechania swoich (ewentualnych) ambicji nuklearnych. Jest całkowicie nieprawdopodobne, by Izrael zaatakował Iran, nie uzyskawszy wcześniej na to zgody ze strony Ameryki. I jest całkowicie wykluczone, by to Ameryka zaatakowała – lub pozwoliła na atak ze strony Izraela – ze względu na katastrofalne skutki takiego kroku. Następstwem byłoby bowiem załamanie światowej gospodarki i długa, kosztowna wojna.

Załóżmy, tylko w celach dyskusyjnych, że izraelski rząd faktycznie zdecyduje się na atak na irańskie instalacje nuklearne. To nie „starłoby Irańczyków z powierzchni Ziemi”, ani nawet ich części. Tylko szaleniec używałby broni atomowej w tym celu. Izraelscy przywódcy, czegokolwiek by o nich nie powiedzieć, nie są szaleni.

Nawet jeśli Izrael posiadałby (lub otrzymał od Stanów Zjednoczonych) taktyczną broń nuklearną o ograniczonym zasięgu i radiacji, jej użycie byłoby katastrofalne. Nawiasem mówiąc, izraelski rząd prowadzi politykę nieinformowania o posiadanej broni atomowej nie z własnego wyboru. Nasi przywódcy – gdyby mogli – chwaliliby się nią na prawo i lewo. To Amerykanie nalegają na milczenie – po to, by nikt nie oczekiwał od nich jakiejś reakcji.
Twierdzenie Grassa, że Izrael zagraża „pokojowi na świecie” jest z tego względu nieco przesadzone.

Zaś jeśli chodzi o sugestię pisarza, by poddać pod międzynarodowy nadzór izraelskie i irańskie instalacje nuklearne – uważam, ze jest to propozycja warta poważnego rozpatrzenia. Zamrożenie w obu naszych krajach nuklearnego status quo wcale nie byłoby złym pomysłem. Potrzebujemy obszaru bez broni atomowej, będącego częścią pokojowego regionu, w którym współistniałby Izrael, Palestyna, Liga Arabska, Turcja i Iran.
A jeśli chodzi o Güntera Grassa, byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym miał okazję spotkać go raz jeszcze – tym razem na dobrym posiłku w Tel Awiwie.


Uri Avnery (ur. w 1923 r.) jest izraelskim pisarzem i publicystą, oraz czołowym izraelskim dzialaczem na rzecz pokoju. Urodzony w Niemczech, jako nastolatek wyjechał do Palestyny, gdzie działał w podziemnej organizacji zbrojnej „Irgun”, której celem było utworzenie żydowskiego państwa na terenie Brytyjskiego Mandatu Palestyny. W latach 1965–1973 i 1979–1981 zasiadał w Knesecie z ramienia Olam Hazeh, pierwszej na świecie – jak twierdzi sam Awneri, jej założyciel – Partii Zielonych. Od 1974 r. kontaktował się potajemnie z Organizacją Wyzwolenia Palestyny, a do historii przeszło jego spotkanie z Jaserem Arafatem w 1982 r. w Bejrucie oblężonym przez armię Izraela. W 1993 roku założył ruch Gush Shalom, sprzeciwiający się okupacji Zachodniego Brzegu Jordanu i blokadzie strefy Gazy. Laureat licznych międzynarodowych nagród pokojowych i za obronę praw człowieka.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną