Sarkozy’ego na stanowisku prezydenta Francji zastąpił François Hollande, a Carlę Bruni – Valérie Trierweiler. Nową pierwszą damą będzie 47-letnia dziennikarka „Paris Match”, dwukrotna rozwódka i matka trzech dorastających synów. Znana z ciętego języka Trierweiler od razu zapowiedziała, że nie zamierza być une potiche, czyli kobietą, która jest dodatkiem i żyje w cieniu męża. Bliżej jej do modelu Hillary Clinton, doradzającej i aktywnie uczestniczącej w życiu politycznym. I choć z przeprowadzką do Pałacu Elizejskiego kłopotów nie miała, to jeszcze niedawno zarzekała się, że nie zrezygnuje z pracy zawodowej. „Nie chcę żyć na koszt państwa” – powtarzała w mediach. Nowa pierwsza dama będzie więc dopiero określać swoją rolę, podobnie jak układać się będą sprawy związane z protokołem dyplomatycznym i pełnieniem obowiązków państwowych przez parę, która żyje w nieformalnym związku i wcale – jak mówił ostatnio Hollande – nie zamierza tego zmieniać.
Kilka tygodni temu podobny problem mieli Niemcy, kiedy urząd prezydenta obejmował Joachim Gauck, który jest żonaty, ale od wielu lat żyje z inną partnerką. Konserwatyści nazywali jego związek dzikim małżeństwem, sugerowali, że powinien się rozwieść i wreszcie zalegalizować swój wieloletni związek. Żadna z trzech zainteresowanych osób nie chciała jednak niczego zmieniać. A towarzyszka Gaucka, Daniela Schadt, twierdziła, że nie będzie brała ślubu tylko na potrzeby protokołu. Dyskusje dość szybko ucichły. W Pałacu Bellevue Gauck zamieszkał z panią Schadt i w pierwszą zagraniczną podróż, akurat do Polski, też przyjechali razem. Pani Trierweiler nie pojechała z Hollande’em w pierwszą podróż do Berlina, ale już na szczyt G-8 w Camp David zostali zaproszeni razem. Barackowi Obamie się nie odmawia.