Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

W rytm pląsów

Konkurs Eurowizji w Baku

Azerbejdżan gości Eurowizję. A może by tak bojkot?

Łatwa muzyka, ckliwe teksty, banalne piosenki – festiwal Eurowizji już dawno stał się symbolem telewizyjnego festynu. Obciachu, który zwłaszcza w Niemczech doczekał się grupy wiernych fanów i to zorganizowanych w regularne fankluby. Reszta Europy myśli o Eurowizji zwykle w maju, kiedy gromadzimy się przed telewizorami, by uczestniczyć w jednym z najosobliwszych rytuałów kontynentu.

Do oglądania Eurowizji – tak jak do słuchania disco-polo – nie wiedzieć czemu, raczej nie wypada się przyznawać, ale i tak z grubsza znamy zasady konkursu. Na wybór najlepszej piosenki Europy wpływ mają widzowie głosujący na artystów z innych krajów, najczęściej według tradycyjnych sympatii, animozji i stereotypów. I tak, z góry wiadomo, na kogo zagłosuje Turcja i że dostanie mnóstwo głosów z Niemiec, a od Armenii niekoniecznie itd. (Polska nie bierze w tym roku udziału w konkursie).

Oczywiście Eurowizja ma znacznie dla wiernych fanów i telewizji, tak samo uwielbiają ją także politycy. Dla nich zwycięstwo w konkursie to namacalny i bardzo poręczny dowód rozwoju społeczno-gospodarczego, podobnej miary, co zwycięstwo w wielkim turnieju sportowym. Przy czym sukcesem chwalą się nie tylko republiki byłego ZSRR i Jugosławii, skąd pochodzą zwycięzcy trzech spośród pięciu poprzednich edycji. Kiedy wiosną 2006 r. wygrał fiński zespół Lordi, ówczesny premier Finlandii, która akurat miała prezydencję w Unii Europejskiej, dziękował dziennikarzom i politykom zjeżdżającym do Helsinek z Europy, że Finlandia mogła odnieść tak poważny sukces międzynarodowy. Także nie ma się co dziwić, że w nadchodzącym tygodniu, czyli do rozpoczęcia mistrzostw Europy w piłce nożnej, wyniki Eurowizji będą jednym z żelaznych tematów dyplomatycznych small talków na całym kontynencie.

Tegoroczny konkurs odbywa się w Azerbejdżanie. To kraj rządzony przez chorobliwą korupcję, rodzinę Alijewów (kiedyś ojciec, teraz syn) i popierający Alijewów skorumpowany klan. Dlatego z trzech kaukaskich republik właśnie Azerbejdżanowi najbliżej do standardów Azji Centralnej i Białorusi. Od Białorusi różni się klimatem, wysokimi górami i znacznie większą otwartością na cudzoziemców, bo gdyby przed obcokrajowcami piętrzyć trudności wizowe, nie mógłby się kręcić azerbejdżański biznes naftowy. Własne zasoby gazu i ropy, położenie na szlaku transportu ropy i gazu z Azji do Europy z pominięciem Rosji, wreszcie sąsiedztwo z Rosją i z Iranem, wszystko to sprawia, że nikt do żadnego bojkotu Azerbejdżanu nie wzywa. Nie ten klimat, nie ten krajobraz, nie te pieniądze.

A w Baku opozycję pałuje się tak samo jak w Mińsku, nieposłuszni dziennikarze i kontrkandydaci urzędującego prezydenta też bywają w więzieniach. Azerbejdżan, jak Białoruś, też jest objęty unijnym Partnerstwem Wschodnim, ale szefom unijnych rządów wieloletnia tradycja łamania praw człowieka przez funkcjonariuszy azerbejdżańskiego państwa niespecjalnie przeszkadza. Warto o tym pamiętać wystukując rytm w takt pląsów konkursowych szanosonistów.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną