Nasz wieszcz, Mickiewicz, w epopei narodowej pisał o tamtej porze z niebywałym uniesieniem:
O wiosno, kto cię widział, jak byłaś kwitnąca,
Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca!...
Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,
Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu.
Wbrew słowom naszego hymnu: „Dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy” – Napoleon katastrofalnie się pomylił w ocenie swych szans. Stracił Wielką Armię – do Francji wrócił zaledwie jeden na dwudziestu żołnierzy. Taktyka spalonej ziemi, jaką zastosowali Rosjanie spowodowała nie tylko klęskę wyprawy na Moskwę, ale porażkę, z której Napoleon już naprawdę nigdy się nie podniósł.
Mimo komputerów, satelitów i dronów – w nowoczesnych szkołach wojskowych studiują stare bitwy, bo podstawowe błędy towarzyszą naszej historii zawsze, niezależnie od fazy rozwoju i postępu. Pierwsze więc, to myślenie życzeniowe, owe „wishful thinking”. Napoleon liczył, że szybko rozegra generalną bitwę, którą dzięki swemu doświadczeniu wojskowemu wygra i rzecz zakończy. Rosjanie natomiast nie dali się sprowokować, przynajmniej jak długo się dawało, do takiej bitwy. Tu zresztą nauka, już polityczna. Bicie w bęben i tromtadracja nie musi być dowodem patriotyzmu, a cofanie się przed wrogiem niekoniecznie należy brać za dowód słabości. Rosjanie się cofali, mocno za Smoleńsk (choć już wówczas połączyli swoje armie) i podejmując decyzje o odwrocie dowódcy rosyjscy wykazali – jak oceniał polski historyk, Ludwik Bazylow – podziwu godną roztropność i hart ducha, bo ich taktyka nie cieszyła się popularnością. Niektórzy nazywali taką taktykę tchórzostwem, a ówcześni „prawdziwi patrioci” opluwali dowódcę jednej z armii – Barclaya de Tolly – jako „Niemca”. W istocie był z pochodzenia Szkotem, a na pewno dobrym Rosjaninem i jeszcze lepszym dowódcą. Późniejszy głównodowodzący – Kutuzow – zdobył się na heroiczną decyzję: oddał Moskwę bez bitwy, by ocalić armię i ostatecznie wygrać.
Druga nauka: dbać o zaopatrzenie. Profesor strategii z Uniwersytetu Buckingham, Saul David obliczył, że Napoleon zebrał tabory ponad 9 tys. wozów, w tym 252 ogromne jak na owe czasy wozy, zaprzęgane w cztery konie, zdolne do przewożenia prawie półtorej tony ładunku każdy. W sumie, kawaleria, artyleria i tabory zgromadziły ćwierć miliona koni, a każdy koń powinien mieć przynajmniej 9 kg paszy dziennie. Rachunki te się nie zgadzały. Napoleon ruszył z zapasami tylko na 24 dni.
Trzecia nauka – o klęsce może przesądzić nawet szczegół. Tenże profesor zwraca uwagę, iż Francuzi wyruszyli bez zimowych podków dla koni. Wybrali się w czerwcu, prawda. Ale kończono potworną klęską w zimie. Koń na lodzie nie tylko nie pociągnie wozu pod górę, ale również często padnie pod ciężarem ładunku zsuwającego się z góry.
O czwartej nauce pisze Tołstoj w „Wojnie i pokoju”. Przeważnie siłę wojska mylimy z liczebnością. Les gros bataillons ont toujors raison – wielkie oddziały mają zawsze słuszność – przypomina Tołstoj francuskie przysłowie (Francuzi mieli nie tylko świetnego wodza, ale i liczebną przewagę). Tymczasem w sprawach wojny – pisze – siła wojsk jest iloczynem masy przez jakieś „x”. Ten x to duch wojska, mniejsze lub większe pragnienie walki i narażania się na niebezpieczeństwo. X był większy u Rosjan, uważających Francuzów za diabłów wcielonych.
Ducha naszemu korpusowi, walczącemu pod księciem Poniatowskim, nie można odmówić. Ducha i poświęcenia. Polacy osłaniali odwrót niedobitków. Ale – i to ostatnia lekcja – zaangażowali się w kiepskiej sprawie, dali się zwieść obietnicom Napoleona. Nie wszyscy. Trzeźwiejszy w ocenach był Kościuszko, który za francuskim cesarzem nie poszedł. Nie dać się zwieść – to zawsze dobra nauka.