Tych kilka słów polityka, który oddawna szuka pretekstu do starcia zbrojnego z krajem, który zagraża bezpieczeństwu państwa żydowskiego wywołalo falę krytyki w Izraelu i głębokie zaniepokojenie w Waszyngtonie.
Prezydent Obama wciąż jeszcze wierzy, że negocjacje i sankcje zmuszą kraj Ajatollahów do zaprzestania zbrojeń nuklearnych i sprzeciwia się siłowemu rozwiązaniu problemu. Były ambasador USA przy ONZ John Bolton przypomniał amerykańskim telewidzom serię zamachów na irańskich naukowców przypisywaną agentom Mosadu i określił wypowiedź premiera Netanjahu jako godną dziennikarza tabloidów, a nie polityka odpowiedzialnego za własne słowa. Ale ani Biały Dom, ani poważne osobistości w USA nie są w stanie zmienić retoryki izraelskiego premiera.
Hebrajskie media przypisują zamach w Burgas terrorystom Hezbollahu, szukającego odwet za zlikwidowanie Imada Mughniyaha, odpowiedzialnego za szereg morderczych ataków na izraelskie i amerykańskie placówki zagraniczne. Po jego zgładzeniu wzmocniona została ochrona wszystkich izraelskich ambasad na świecie.
Tel-awiwski dziennik „Ha’aretz” przypisuje Mosadowi pośrednią odpowiedzialność za dramat, który rozegrał się w Burgas. Bułgaria stała się ostatnio celem masowej, taniej turystyki z Izraela. Mimo, iz kraj ten nie posiada sprawnych służb policyjnych, wywiad izraelski nie zatroszczył się należycie o bezpieczeństwo własnych obywateli szukających wypoczynku na plażach Morza Czarnego, twierdzi „Ha’aretz”. Nie uczynił tego, mimo iż zaledwie tydzień temu władze cypryjskie opublikowały wiadomość o przygotowaniach do podobnego ataku terrorystycznego na wyspie, a siły prewencyjne w Tajlandii i w Gruzji zapobiegły niedawno próbie zamachu na izraelskich wycieczkowiczów.
Komunikat szefa Mosadu był niezwykle lakoniczny: „1,5 miliona Izraelczyków podróżuje co roku po świecie; nie możemy przy każdym z nich postawić anioła stróża”.