Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Telesprawiedliwość

Mama Madzi made in USA

Miejsce, w którym odnaleziono zwłoki dziecka, 7 lipca 2011 r., Orlando na Florydzie. Miejsce, w którym odnaleziono zwłoki dziecka, 7 lipca 2011 r., Orlando na Florydzie. Edward Linsmier/ZUMA Press / Forum
Prokuratura postawiła Katarzynie W., matce tragicznie zmarłej Magdy, zarzut zabójstwa. Podobną sprawą żyła niedawno cała Ameryka.
Caylee Anthony w wieku 2 lat.Orlando Sentinel/Getty Images Caylee Anthony w wieku 2 lat.
Casey Anthony, matka zamordowanej dziewczynki w sądzie, 22 lipca 2008 r.Orlando Sentinel/MCT /Landov/BEW Casey Anthony, matka zamordowanej dziewczynki w sądzie, 22 lipca 2008 r.

Dwuletnia Caylee Marie Anthony mieszkała z 22-letnią matką Casey oraz dziadkami, George’em i Cindy, w niewielkim domu na przedmieściu Orlando na upalnej Florydzie. 15 lipca 2008 r. zaniepokojona babcia zadzwoniła na policję i oświadczyła, że od miesiąca nie widziała wnuczki, jednocześnie jej córka w mętny sposób tłumaczy, gdzie znajduje się dziecko. Na dodatek we wnętrzu samochodu córki czuć woń rozkładających się zwłok. Matka dziewczynki została szybko zatrzymana i przesłuchana. Policjantom powiedziała, że dziewczynkę uprowadziła niania, Zenaida Fernandez-Gonzalez, i matka, obawiając się podejrzliwości policji, na własną rękę próbowała odnaleźć dziecko. Te chaotyczne zeznania nie przekonały prokuratora, który już w październiku postawił matce zarzut zabójstwa z premedytacją, za które na Florydzie grozi kara śmierci. 11 grudnia 2008 r. w zadrzewieniu nieopodal domu Anthonych policja odnalazła plastikową torbę na śmieci, a w niej owinięte w koc zwłoki Caylee.

Zanim latem 2011 r. rozpoczął się proces, prawie każdy Amerykanin zdążył wyrobić sobie zdanie, co tak naprawdę wydarzyło się trzy lata wcześniej w Orlando. Tym bardziej że w śledztwie wyszły na jaw liczne kłamstwa oskarżonej. Przez lata opowiadała rodzicom, że pracuje w parku rozrywki Universal Studios i musiała często jeździć służbowo na północ stanu do Tampy. Właśnie bajeczka o posadzie uśpiła czujność babci. Policja ustaliła jednak, że Casey z parku zwolniono kilka lat wcześniej, śledczy znaleźli też sporo świadków, którzy widzieli, że Casey imprezowała w okolicach Orlando w czasie, gdy miała przebywać w Tampie. Okazało się także, że jej córeczką nigdy nie opiekowała się żadna niania.

Od lipca 2008 r. oskarżoną dwukrotnie zwalniano z aresztu za kaucją, za każdym razem po pół miliona dolarów. Jedną zapłacili rodzice, drugą – łowca głów (specyficznie amerykański rodzaj prywatnego detektywa polujący na przestępców dla nagrody) Leonard Padilla, który liczył, że Casey pomoże w śledztwie. Nie pomogła. Co więcej, z dnia na dzień pojawiało się coraz więcej wątpliwości, oprócz wspomnianego zarzutu morderstwa, oskarżono ją o składanie fałszywych zeznań, utrudnianie śledztwa i poważne zaniedbanie w opiece nad dzieckiem. Trafiła do aresztu bez możliwości wyjścia za kaucją i czas do procesu spędziła w celi. 13 kwietnia 2009 r. biuro prokuratora okręgowego wydało oświadczenie, że w sprawie zebrano ponad 400 dowodów. Oskarżyciel oznajmił, że będzie wnosić o najwyższy wymiar kary.

Wyrok mediów

Podobnie jak w przypadku sprawy z Sosnowca, śledztwu w Orlando towarzyszyło ponadprzeciętne zainteresowanie prasy. Serwisy informacyjne głównych amerykańskich stacji telewizyjnych, od CNN po Fox News, rozpoczynały się od drobiazgowego roztrząsania kolejnych wątków dochodzenia. Zaginięciu Caylee Anthony poświęcono całe odcinki takich audycji, jak nadawana przez prawicową Fox „America’s Most Wanted” (o najbardziej poszukiwanych przestępcach kraju), „20/20” o bieżących sprawach kryminalnych w stacji głównego nurtu ABC czy popularnych talk-show Geraldo Riviery i Grety Van Sustern.

Regularnymi gośćmi telewizji byli dziadkowie ofiary George i Cindy Anthony. Babcia jako pierwsza oskarżyła własną córkę o zamordowanie dziecka, ale z czasem zaczęła się wycofywać z zeznań i publicznie modliła się o powrót wnuczki całej i zdrowej. Nadzorujący śledztwo szeryf z Orlando upublicznił sześć tysięcy stron akt sprawy. Wkrótce cała Ameryka znała treść esemesów, które Casey wymieniała ze swoim byłym chłopakiem Tonym Rusciano.

Z dnia na dzień pod domem Anthonych narastał tłum, który ogłosił się orędownikiem sprawiedliwości. Kamery stacji WESH TV2 zarejestrowały, jak wściekli ludzie wykrzykiwali „kara dla zabójczyni!”. George Anthony dwa razy ledwie uniknął linczu, a po kilku miesiącach permanentnej nagonki zupełnie zniknął. Zamknął się w hotelu za miastem, by popełnić samobójstwo. Kolejny miesiąc spędził na leczeniu psychiatrycznym.

W Polsce na tragedii Madzi kapitał zbił prywatny detektyw – w Stanach była prokurator Nancy Grace, która odeszła z zawodu skompromitowana zarzutami o wielokrotne złamanie kodeksu etycznego. Grace jest telewizyjną reporterką stacji informacyjnej Headline News, odkąd zaczęła zajmować się sprawą Caylee, oglądalność jej talk-show wzrosła dwukrotnie.

Niezłomna oskarżycielka sama publicznie rozstrzygnęła o winie matki. Podczas jednej z relacji zza pleców Grace wyskoczył mężczyzna z transparentem: „Nancy! Nie rujnuj życia niewinnym ludziom! Niech niezawisły sąd zdecyduje o wyroku!”. Zdegustowana reporterka grzmiała, że zna się na prawie wystarczająco, by ferować werdykt.

Chociaż organizacje broniące praw obywatelskich wielokrotnie upominały media, że przedstawiają sprawę jednostronnie, stacje telewizyjne ani na jotę nie zmieniły przesłania, dlatego większość telewidzów była przekonana, że Casey Anthony jest winna.

W sukurs mediom przyszło osobliwe prawo stanu Floryda, które dopuszcza obecność fotoreporterów i kamerzystów w sali sądowej. W większości stanów podczas procesu mogą być obecni tylko rysownicy. 24 maja 2011 r. w sądzie hrabstwa Orange ruszyła rozprawa pod przewodnictwem sędziego Belvina Perry. Ławnicy, którzy mieli zdecydować o winie, zostali ściśle odseparowani od dziennikarzy. Woźni sądowi mieli problem z utrzymaniem w ryzach ponad 600 reporterów akredytowanych przy sprawie.

 

 

Wyrok sądu

Prokurator Linda Drane Burdick przedstawiła swoją wersję wydarzeń. Zaczęła od tego, że Casey szukała w Google haseł takich jak „złamać kark” oraz „jak zrobić chloroform”. Według śledczych matka najpierw uśpiła dziecko przygotowaną przez siebie chemiczną mieszanką, później owinęła córce usta i nos taśmą samoprzylepną, aby się udusiła. Zwłoki na kilka dni zostawiła w swoim samochodzie, następnie umieściła w plastikowym worku i wyrzuciła. Motywem była chęć uwolnienia się od córki, która przeszkadzała Casey w permanentnym imprezowaniu. Burdick wyciągnęła też mroczne sekrety z przeszłości Anthonych (George molestował w przeszłości małoletnią Casey), żeby ukazać cały kontekst patologii w rodzinie.

Dla obrony, na której czele stał Jose Baez i który do dziś odpowiada na pytania o proces, podstawowym dowodem podważającym wersję prokuratury był wynik sekcji zwłok, bo nie udało się ustalić przyczyny śmierci dziewczynki. Adwokat przekonywał przysięgłych, że Caylee przypadkowo utonęła podczas kąpieli w basenie, a matka w szoku zaczęła konfabulować i tak urosła kula śniegowa kłamstw.

Wreszcie 5 lipca 2011 r. sędziowie przysięgli wydali w kluczowej kwestii zabójstwa pierwszego stopnia werdykt: niewinna. Linia obrony polegająca na zasianiu wątpliwości wobec dowodów oskarżenia okazała się skuteczna. Niemniej Casey Anthony została uznana za winną czterech pomniejszych przewinień, m.in. wprowadzenia w błąd śledczych i wymiaru sprawiedliwości opowieścią o nieistniejącej niani i posadzie w Universal Studios. Sędzia Perry skazał ją za to na rok więzienia i 4 tys. dol. grzywny, zaliczając jednocześnie areszt w poczet kary. Już 17 lipca 2011 r. Casey wyszła na wolność.

Wyrok sezonu

W noc po ogłoszeniu wyroku zamieszanie medialne sięgnęło szczytu. Stacja Headline News, która jako pierwsza zaczęła relacjonować sprawę, odnotowała najwyższą oglądalność w historii. ABC i CBS poświęciły werdyktowi godzinne wydania specjalne. Kulminacją szaleństwa był moment, kiedy reporterka Julie Chen, która jest jednocześnie prowadzącą zapomnianego już nieco u nas „Big Brothera”, rozpłakała się podczas relacji na żywo.

– To było największe telewizyjne wydarzenie sądowe od czasów uniewinnienia O.J. Simpsona – mówi Al Tompkins z akademii dla dziennikarzy Poynter Institute w Saint Petersburg na Florydzie. O.J. Simpson był znanym czarnoskórym futbolistą, oczyszczonym w połowie lat 90. z zarzutu zabójstwa swojej białej żony, sprawa wzbudzała wielkie zainteresowanie także ze względu na silne jeszcze wtedy w Ameryce uprzedzenia rasowe. – I tak jak wtedy opinia publiczna była przekonana o winie podsądnego, więc całą agresję przelała na ławę przysięgłych – stwierdza Tompkins.

Jego zdaniem proces Anthony tak bardzo poruszył opinię publiczną, bo rozegrał się wedle modelu tragedii antycznej. Jest tu niemal archetypiczna rodzina, relacje są w niej niejasne, emocje są tłumione. A całość została publicznie sprowadzona do banalnej telenoweli, wątki psychologicznie uproszczono do granic absurdu, stąd debata o zbrodni i karze zredukowana została do pseudoeksperckich komunałów.

Analogię do procesu Simpsona dostrzegł też komentator tygodnika „Time”. O ile wina bądź niewinność O.J. Simpson ekscytowała, bo dotyczyła wyższych sfer, o tyle sprawa Anthonych robiła wrażenie, gdyż doszło do niej w bardzo przeciętnym środowisku, niemal po sąsiedzku.

Jest jeszcze inna, bardzo prozaiczna okoliczność. Sprawa Casey Anthony wybuchła w środku sezonu ogórkowego, właśnie przycichła kampania przed listopadowymi wyborami prezydenckimi, oglądalność zaczęła gwałtownie spadać. I wtem bum!, zaginęło dziecko, tak jak ponad 70 lat temu, gdy zniknął syn sławnego pilota Charlesa Lindbergha – dodaje Tompkins. W całej Ameryce obudziło się współczucie, słupki oglądalności wzrosły i szefowie stacji telewizyjnych od razu skalkulowali potencjalne zyski.

Przypadek Casey Anthony przebiegła wedle klasycznego modelu medialnego cyrku. – Zaiskrzyło między telewizją a widzami. To samonakręcający się mechanizm. Tak samo było w sprawie oskarżonej o malwersacje giełdowe Marthy Stewart czy pierwszej egzekucji od zawieszenia abolicji na karę śmierci, kiedy w 1997 r. stracono Gary’ego Gilmore’a – stwierdza Mike Schneider z Associated Press.

Dzisiaj Ameryka stoi u progu nowej afery z tej półki: procesu George’a Zimmermana oskarżonego o zabójstwo czarnoskórego nastolatka Trayvona Martina w lutym, też na Florydzie. Kariery przy każdej z tych okazji robią nie tylko łamiący zasady etyczne reporterzy w typie Nancy Grace, ale często także świadkowie i eksperci w procesie, którzy mają swoje pięć minut. Amerykańskie media próbują przelicytować się w dotarciu do kogoś takiego i bez pardonu oferują mu wynagrodzenie.

Wyrok intuicji

Ale sprawa Casey Anthony jest też w pewnym sensie wyjątkowa. Niewykluczone bowiem, że tym razem medialny cyrk nie nakręcił wyłącznie gawiedzi, ale w zasadniczy sposób wpłynął także na ambicje oskarżycieli. Pod wpływem płynących z ekranów komunikatów o winie 22-letniej matki prokuratorzy poczuli się tak pewni siebie, że zlekceważyli ewentualne wątpliwości wobec zgromadzonych dowodów i poszli na całość, oskarżając Casey o najcięższą zbrodnię i żądając najwyższej kary. Obrona to znakomicie wykorzystała.

Gdyby oskarżenie było ostrożniejsze i postawiło zarzut na przykład nieumyślnego spowodowania śmierci, miałoby większe szanse na wyrok skazujący, bo wiele przemawiało przeciwko matce. A tak sędziowie przysięgli nie mieli wyjścia i musieli ją uniewinnić – uważa Garrick Pursley, adiunkt z wydziału prawa Florida State University.

Poważniejszym problemem, na który zwraca uwagę los rodziny Anthonych, jest też wzbudzana przez media erozja zaufania do wymiaru sprawiedliwości. Znów odwrócona została zasada domniemania niewinności, uproszczone przedstawienie sposobów działania wymiaru sprawiedliwości doprowadziło do wyzwolenia społecznej agresji, wskutek czego George’owi Anthony’emu dwukrotnie groził lincz. Aderson Bellegarde Francois, wykładowca z New York Law School, widzi to tak: – Wskutek kreciej roboty telewizji i brukowców społeczeństwo coraz częściej wierzy, że do oceny tego, co jest sprawiedliwe, wystarczą nie litera i duch prawa, lecz emocje i intuicja. Akurat o nie w medialnym cyrku nietrudno.

Polityka 30.2012 (2868) z dnia 25.07.2012; Świat; s. 43
Oryginalny tytuł tekstu: "Telesprawiedliwość"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną