Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wodne nadzieje

Medalowe szanse polskich sportowców w Londynie

Igrzyska olimpijskie w Londynie znów mają dać odpowiedź na pytanie o potencjał polskiego sportu. Oraz o przyszłość programu do hodowli medalistów.

Istotą sportu jest nieprzewidywalność, więc nie istnieje żadna cudowna formuła na podstawie której można wyliczyć, ile medali zdobędzie w Londynie polska reprezentacja (w sile 218 zawodników). Za punkt odniesienia zwykło się brać liczbę medali wywalczonych przez Polaków na mistrzostwach świata w konkurencjach olimpijskich w roku poprzedzającym igrzyska, by następnie, na potrzebę olimpijskich prognoz, podzielić ją przez dwa. Akurat w Pekinie taki algorytm się sprawdził – w 2007 roku mistrzowskich medali było 20, a na igrzyskach – 10.

Ponieważ 2011 rok był dla polskiego sportu ubogi, jak rzadko (tylko 11 medali), przed Londynem obowiązuje urzędowy optymizm i przekonanie, że na igrzyskach może być tylko lepiej. Na mistrzostwach najbardziej zawiedli ci, na których zwykle stawia się w ciemno – lekkoatleci i wioślarze. Co na szczęście wcale nie znaczy, że nie mamy wśród nich przedstawicieli ścisłej światowej czołówki.

Jeśli chodzi o lekkoatletów, w Londynie największe nadzieje wypada wiązać z przedstawicielami konkurencji rzutowych, przede wszystkim z Anitą Włodarczyk (rzut młotem), którą wreszcie przestały prześladować kontuzje. Tomasz Majewski (pchnięcie kulą) w przedolimpijskich zawodach na ogół był w czołówce, z halowych mistrzostw świata wrócił z brązem i rekordem kraju, grono jego najgroźniejszych rywali się nie poszerzyło (koalicja Amerykanów i Niemiec David Storl) – jednym słowem medal jest w zasięgu mistrza z Pekinu. Piotr Małachowski (rzut dyskiem) co rusz musiał zmieniać plany przez kłopoty ze zdrowiem, niedawno dostał tygodniowy zakaz treningów po naderwaniu mięśnia ramienia, ale z nim nigdy nie wiadomo – przed mistrzostwami świata w Berlinie (2009) też leczył kontuzje, jego trener Witold Suski uważał, że wyjazd należy potraktować raczej krajoznawczo, a Małachowski przegrał złoto w ostatniej kolejce. Czwartym wynikiem na tegorocznych listach światowych może pochwalić się młody Paweł Fajdek (rzut młotem), więc wypada traktować go poważnie. Poza rzutami niektórzy po cichu liczą na medal naszych 800-metrowców (Adam Kszczot, Marcin Lewandowski), którzy otwarcie rzucają wyzwanie konkurentom z Afryki.

Najwięcej medalowych szans mamy jednak na wodzie i w wodzie. Kajakarze specjalizujący się w sprintach (Marta Walczykiewicz i Piotr Siemionowski) są poważnymi kandydatami do złota, duet Aneta Konieczna-Beata Mikołajczyk (500 m) to gwarancja jakości, choć ich plany przygotowań rozbiły się nieco przez wymuszoną operację Anety. Wioślarze mają co najmniej pięć medalowych szans (wśród mężczyzn - czwórka podwójna wagi lekkiej, czwórka podwójna i ósemka, a wśród kobiet – dwójka podwójna i czwórka podwójna). Żeglarzom podobają się warunki pogodowe w Weymouth, bo podobnie jak nad Bałtykiem dobrze wieje, a walkę o podium zapowiadają Zofia Klepacka i Przemysław Miarczyński (klasa RS:X) oraz duet Dominik Życki-Mateusz Kusznierewicz (klasa Star). Na pływalni pewniakiem do medalu wydaje się Konrad Czerniak na 100 m stylem motylkowym, duże możliwości ma Radosław Kawęcki (200 m stylem grzbietowym), za oceanem formę wykuwał były mistrz świata na 1500 m stylem dowolnym Mateusz Sawrymowicz. W Pekinie medali wyłowiliśmy niewiele, teraz powinno być lepiej.

Reprezentantów Polski z którymi świat się musi liczyć można by jeszcze wymieniać – począwszy od siatkarzy, przez sztangistów (Marcin Dołęga i Adrian Zieliński) Agnieszkę Radwańską, która na wimbledońskiej trawie grać lubi i potrafi, szermierzy (Sylwia Gruchała i kobieca drużyna floretowa, Magda Piekarska i Radosław Zawrotniak w spadzie, Aleksandra Socha i Adam Skrodzki w szabli) aż po zapaśnika Damiana Janikowskiego. Szacuje się, że nawet 30 medali jest w zasięgu naszych zawodników. Jak to w sporcie – zdecydują detale: koncentracja, chłodna głowa, szczęście. Ale plan minimum to utrzymać zdobycz z Pekinu.

Igrzyska w Londynie będą też weryfikacją Klubu Londyn 2012, czyli pomysłu przygotowań naszych najlepszych sportowców w cieplarnianych warunkach (dziś klub liczy 28 zawodników). Klub jest dzieckiem byłego ministra sportu Adama Giersza, a jego powstaniu od początku towarzyszyły krytyczne głosy. O najlepszych zawodników poszczególne federacje i tak dbały, bo w finansowaniu naszego sportu wciąż obowiązuje zasada: pieniądze za medale. Dysproporcja w środkach przyznawanych dla członków PL2012 i pozostałych kłuła w oczy. Straszono, że ta idea jest krótkowzroczna, bo ministerialni urzędnicy myślą tylko o sukcesie w Londynie, a szkolenie zawodników z myślą o kolejnych igrzyskach – w Rio de Janeiro leży odłogiem.
Ale jak by się misja Londyn nie skończyła, model finansowania wyczynowego sportu z myślą o Rio i tak się zmodyfikuje, bo niedawno sponsorem PKOl został Jan Kulczyk (podobno do 2016 roku ma wyłożyć 30 mln złotych). Tak hojnego wujka PKOl jeszcze nigdy nie miał.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną