Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Wolna armia dezerterów

Syryjscy powstańcy – kim są i kto za nimi stoi

Żołnierze Wolnej Syryjskiej Armii, 19 lipca w Aleppo. Żołnierze Wolnej Syryjskiej Armii, 19 lipca w Aleppo. UPI/BIGPICTURESPHOTO.COM / BEW
Dni Baszara Asada są policzone. Syryjscy powstańcy byli już na przedmieściach Damaszku, wtargnęli do Aleppo. Skąd się wzięło wojsko rzucające wyzwanie regularnej, doskonale uzbrojonej armii syryjskiej?
Reżim potrzebował kilku dni, by ochłonąć. Asad się odnalazł, a w ostatnich dniach lipca powstańcy zostali wyparci z wielu dzielnic stolicy i otoczeni w centrum Aleppo.Zohra Bensemra/Reuters/Forum Reżim potrzebował kilku dni, by ochłonąć. Asad się odnalazł, a w ostatnich dniach lipca powstańcy zostali wyparci z wielu dzielnic stolicy i otoczeni w centrum Aleppo.

Symbolem tej wojny będzie telefon komórkowy. Syryjski reżim zatrzasnął kraj dla większości zagranicznych dziennikarzy, więc działania wojenne znamy głównie z nagrań syryjskich rebeliantów, wykonywanych najczęściej telefonem. Takich jak to z 23 lipca z Aleppo: grupa brodatych mężczyzn w wojskowych kurtkach kryje się w bocznych uliczkach miasta i ostrzeliwuje kolumnę czołgów sunących główną ulicą. Właściciel telefonu nieustannie krzyczy: „Bóg jest wielki”, tak głośno, że przekrzykuje karabinową palbę. Chwilę później u wylotu ulicy przejeżdża palący się czołg. Operator ścisza głos, ręka mu drży, w trzęsącym się kadrze widać, że otwiera się czołgowy właz i przerażona załoga błyskawicznie wyskakuje z maszyny trafionej pociskiem przeciwpancernym.

Jeszcze jedno Allah akbar i czołg wylatuje w powietrze. Teraz cięcie. Czołg już się dopala, na ulicy leży ciało z przestrzeloną głową, to prawdopodobnie zastrzelony na miejscu czołgista. Rebelianci świętują strzałami w powietrze – oto oddziały Wolnej Armii Syryjskiej wygrywają koleje starcie.

W dzielnicach Aleppo, gdzie nie toczą się walki, życie płynie w miarę normalnie – nadal jest prąd, działają sieci komórkowe, więc wrzucenie czegoś do Internetu nie jest wielkim wyczynem. Film szybko trafił na YouTube i profil Wolnej Armii Syryjskiej (WAS) na Facebooku, stamtąd ściągnęły go telewizje na całym świecie. Propaganda to kluczowa broń w tej wojnie, tutaj reżim Baszara Asada jest w defensywie.

Bój o Aleppo

Końcówka lipca była najbardziej krwawym okresem trwającej od 500 dni rebelii przeciwko dyktatorowi. Rebelianci szturmowali stołeczny Damaszek i Aleppo, największe miasto kraju i centrum finansowe, uznawane za bastion reżimu, dotychczas oszczędzane przez rewolucję. Powstańcy weszli do metropolii z okolicznych miejscowości, w ciągu kilku dni przejęli część dzielnic w obu miastach, zajęli też przejścia graniczne z Turcją i Irakiem. W Damaszku zamachowiec samobójca wysadził się w budynku biura bezpieczeństwa narodowego, w świetnie chronionej stołecznej dzielnicy rządowej. Zginął m.in. minister obrony i jego zastępca, prywatnie szwagier prezydenta, a także szef wywiadu. Czyli osoby odpowiedzialne za tłumienie powstania.

Zamach miał być dowodem, że Asad rychło upadnie. Kraj obiegła plotka, że przerażony prezydent uciekł z Damaszku, bo nie chciał podzielić losu Muammara Kadafiego, i że być może niebawem dołączy do żony, która już miała schronić się w Moskwie. Reżim potrzebował kilku dni, by ochłonąć. Asad się odnalazł, a w ostatnich dniach lipca powstańcy zostali wyparci z wielu dzielnic stolicy i otoczeni w centrum Aleppo. Po zamachu armia rządowa walczy jeszcze brutalniej, na odsiecz Aleppo ruszyły tysiące żołnierzy, pierwszy raz w konflikcie dzielnice miast zostały zaatakowane przez samoloty bojowe. Armia wierna prezydentowi nadal używa też helikopterów, czołgów, ciężkich karabinów maszynowych i artylerii.

Siły reżimowe są bez porównania lepiej uzbrojone, ale bitwy o Damaszek i Aleppo pokazały, że rebelia może jednak zagrozić Asadowi. Jej trzon tworzą dezerterzy z armii rządowej, która przed wybuchem powstania liczyła ok. 300 tys. żołnierzy. Fala ucieczek ruszyła jeszcze w ubiegłym roku, gdy Asad rozkazał strzelać do uczestników względnie pokojowych jeszcze manifestacji. Nie wszyscy żołnierze mają ochotę wykonywać równie makabryczne rozkazy, a zamiast strzelać do demonstrantów wolą zabrać karabin, amunicję albo wyrzutnię pocisków przeciwpancernych, wyjść z jednostki i zaszyć się w domu. Słabnąca armia rządowa broniła się przed demoralizacją, rozstrzeliwując albo torturując zbiegów.

Dezerterzy zaczęli skrzykiwać się w niewielkie oddziały. Kto mieszkał niedaleko granicy, uciekał do Turcji. Tam 29 lipca 2011 r. niejaki Riad Asaad, wcześniej mało znany pułkownik armii rządowej, nagrał film opublikowany później w Internecie. Asaad – bez żadnych rodzinnych powiązań z prezydentem – oznajmił, że stoi na czele Wolnej Armii Syryjskiej. Jej jedynym celem jest obalenie prezydenta, a przeciwnikami – wszyscy funkcjonariusze rządu atakujący cywilów. Dziś pułkownik twierdzi, że ma pod komendą nawet 40 tys. ludzi, choć to dość wątła komenda.

 

Na ochotnika

WAS nie przypomina jeszcze regularnej, zhierarchizowanej i skoordynowanej armii. Tak jak w Libii jest bardziej konfederacją grup zbrojnych organizowanych przez poszczególnych komendantów i zarazem przywódców religijnych, którzy wskazują cele i dają hasło do wspólnej modlitwy. O sile WAS decydują podoficerowie i oficerowie niższych rang, jest ich w Syrii bardzo wielu, jak w każdym kraju mającym armię z poboru. Nowym zjawiskiem, które z pewnością niepokoi reżim, są przypadki dezercji generałów – armię opuściło ich już ponad 20, w tym Manaf Tlas, bliski przyjaciel Asada i jeden z dowódców jego elitarnej gwardii. Zdarza się, że wieją całe oddziały i przy okazji opróżniają magazyny wojskowe z broni, amunicji, lekarstw i opatrunków.

Armia rebeliantów pęcznieje, bo napływają do niej również cywile. Z rządem chcą walczyć studenci, sklepikarze, agenci nieruchomości i najzwyczajniejsi awanturnicy, którzy wreszcie znaleźli okazję, by sobie postrzelać. W silnie zmilitaryzowanej, szanującej mundur Syrii prawie każdy dorosły mężczyzna odbył obowiązkową, przynajmniej ok. 2,5-letnią służbę wojskową, więc rezerwiści potrafią celnie strzelać, słuchać rozkazów, szybko przeszkolić mniej zaradnego kolegę. Bez problemu uruchamiają zdobyczne czołgi i – tego przecież nauczono ich w wojsku – nie wahają się zabić. Wiadomo, że WAS też dopuszcza się zbrodni, nagminnie rozstrzeliwuje i linczuje jeńców, zwłaszcza podejrzewanych o członkostwo w proasadowskiej milicji.

Trudno zweryfikować liczbę cywilnych ochotników. Przeciwnicy rebelii twierdzą, że są ich tysiące, przy czym rebelianci mają manipulować statystykami – poległych wykazują jako cywilne ofiary walk. Jednocześnie nazywanie ochotników dezerterami ma demoralizować armię rządową, siać niepokój w jej szeregach i kusić do dezercji. Kto wcześniej sprzeniewierzy się przysiędze danej Asadowi, tym lepsze będzie miał perspektywy po wyczekiwanym, choć nadal bardzo niepewnym zwycięstwie. Jednak prawdziwe nastroje w armii rządowej nie są znane. Dziennikarze, obserwatorzy ONZ, organizacje praw człowieka i dyplomaci mają bardzo ograniczony dostęp do wielu miejsc w kraju, i nie wiadomo, czy rzeczywiście z armii uciekł już co trzeci żołnierz.

Tak jak afgańscy talibowie syryjscy rebelianci prowadzą wojnę podjazdową, w dużej mierze partyzancką. Podkładają ładunki wybuchowe domowej roboty, atakują pojazdy pancerne w miastach, napadają pojedyncze oddziały armii rządowej. Ponieważ zainstalowany w Turcji sztab nie może koordynować walk (nie tyle ze względu na kłopoty z komunikacją, co na liczbę agentów infiltrujących społeczeństwo), każdy komendant ma dużą samodzielność w typowaniu celów i drogi ucieczki po walce. WAS nie ma lotnictwa ani obrony przeciwlotniczej, nie dysponuje też wystarczającą liczbą czołgów, by utrzymać się na zdobytym terenie. Kontroluje natomiast część prowincji, zwłaszcza okolice Aleppo i pogranicze z Turcją, gdzie powstały obozy szkoleniowe.

Zagraniczne wsparcie

Rebelianci zdani są na wsparcie z zagranicy. Syryjscy emigranci wracający do kraju przywożą w bagażu noktowizory, snajperskie celowniki optyczne i krótkofalówki – drobny sprzęt, który, jeśli nie zostanie zarekwirowany na lotnisku, trafia potem na pole walki. Ale najważniejsza jest pomoc państw sympatyzujących z rebelią. Oficjalnie zarówno sąsiedzi, jak i mocarstwa biernie przyglądają się wojnie domowej, w Radzie Bezpieczeństwa trwa klincz między Zachodem a Rosją i Chinami, które trzy razy zablokowały zgodę na międzynarodową interwencję. USA i Europa wcale się do niej nie palą, ale coraz jawniej pomagają rebeliantom w walce z reżimem, zaopatrywanym z kolei w broń przez Rosjan.

Byli brytyjscy komandosi szkolą podobno żołnierzy w obozach na terenie Iraku. Amerykanie przemycili do Syrii radiostacje do szyfrowanej komunikacji, a Barack Obama miał podpisać w ubiegłym tygodniu tajny rozkaz o rozszerzeniu pomocy dla rebeliantów. Już teraz Pentagon przekazuje im dane wywiadowcze o ruchach wojsk rządowych, kształci też emigracyjne kadry syryjskie pod kątem ewentualnego przejęcia władzy po upadku Asada. Broń dostarczają rebeliantom Katar i Arabia Saudyjska – oba kraje korzystają przy tym z cichej pomocy USA, które oficjalnie twardo zaprzeczają, jakoby zbroiły syryjskie powstanie.

Amerykanów bardziej niepokoi arsenał broni chemicznej, który w chaosie wojny domowej może z łatwością trafić w ręce Al-Kaidy, jeśli jej bojownicy przenikną do wojsk rebelianckich. Saudyjczycy i Katarczycy też nie pomagają powstańcom w imię wolności czy demokracji, tylko we własnym interesie. Sunnickie monarchie są przekonane, że obalenie Asada osłabi Iran, ich regionalnego rywala. Ale sama broń nie wystarczy, WAS jest jeszcze za słaba. Dyktator upadnie, gdy opuści go więcej żołnierzy. Pytanie tylko, ilu cywilów straci wcześniej życie.

Polityka 31.2012 (2869) z dnia 01.08.2012; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Wolna armia dezerterów"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną