Tym krokiem jest także wizyta Cyryla. Duchowni widzą w niej przede wszystkim wydarzenie kościelne. Ale spotkania patriarchy z prezydentem Polski i marszałkiem Senatu oraz uroczystość podpisania przesłania na Zamku Królewskim w Warszawie pokazują, że wizyta ma też aspekt państwowo-polityczny.
Polscy krytycy wizyty Cyryla dezawuują ją jako misję uzgodnioną z Kremlem. Nawet jeśli tak jest, to przecież to misja pokojowa. Jej cel nie wydaje się sprzeczny z żywotnym interesem suwerennej Polski, czyli poprawą relacji z państwem rosyjskim.
Mam jednak wrażenie, że misja Cyryla jest w większym stopniu kościelna niż kremlowska. I że równie dobrze, jak w misji Cyryla można się doszukiwać inspiracji Kremla, tak w inicjatywie katolickich biskupów polskich można szukać inspiracji watykańskiej.
Dziś Watykan i cerkiewna Moskwa widzą sojusz swój ogromny (z wymownym pominięciem Kościołów protestanckich): obronę chrześcijańskiej tożsamości Europy przed ateizmem, laickością i liberalizmem. Abp Michalik jest ze swej strony rzecznikiem tej samej agendy.
I z tą częścią przesłania obu Kościołów świat liberalny, laicki, otwarty, także liberalno-chrześcijański, musi mieć kłopot. Medialnym symbolem tego kłopotu stała się sprawa postawienia przed sądem dziewcząt z Pussy Riot.
W przymierzu budowanym między prawosławiem Cyryla a katolicyzmem Benedykta XVI i Michalika nie ma miejsca na takie rzeczy. Nie tylko na podobne happeningi polityczne, lecz także na aborcję, eutanazję, małżeństwa homoseksualne itd. Na cały nurt zmiany kulturowej dziejącej się w świecie zachodnim. Ten aspekt wizyty wydaje mi się równie ważny (dla twórców dokumentu), jak aspekt pojednania polsko-rosyjskiego.
Jestem za pojednaniem i za wolnością religijną, ale szkoda, że mądre rzeczy w przesłaniu zostały podlane sosem antyliberalnym. To moim zdaniem znacznie osłabi siłę oddziaływania tego dokumentu.