Ja też nie wiem, kto wygra. Nie kosztuje to mnie wiele, bo nie mam praw wyborcy amerykańskiego. Ale wolałbym, by Amerykanie skorzystali ze swych praw mądrze, a nie głupio.
Bo choć władza realna każdego współczesnego przywódcy, nawet prezydenta USA, jest dużo mniejsza niż może sądzimy, to jednak dla polityki światowej ma znaczenie, kto jest szefem państwa amerykańskiego i jaka będzie jego linia działania.
Czasy wyraźnej dominacji USA może się kończą, Stany grają dziś w trójkącie z Chinami i Indiami, a pewno należałoby dodać i Europę, mimo kryzysu, jaki przechodzi Unia. Ale jak na razie, nikt poważny nie może lekceważyć USA w grze globalnej, Polska też, obojętne z Obamą czy z Romneyem w Białym Domu.
Tak to wygląda dyplomatycznie, a po ludzku to bardzo do mnie trafia to, co mówi o sytuacji w USA amerykański pisarz John Irving (zob. FORUM nr 45): „Nie czuję żadnej skłonności, by mieszać się w sprawy Kościoła katolickiego. Przeszkadza mi jednak, że tak bardzo ingeruje on w nasze życie polityczne. Instytucja ta intensywnie popiera w wyborach Mitta Romneya, bo jego polityka troglodyty, jego stanowisko w kwestii aborcji pokrywa się z wstecznymi poglądami kościelnymi. Uważam, że Obama jednym z najlepszych prezydentów, jakiego w ogóle możemy mieć w tych burzliwych czasach”.
Już niedługo, o ile nie dojdzie do powtórnego liczenia głosów, będziemy wiedzieli, czy Ameryka głosowała mądrze czy głupio.