Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Nosorożec Peer

Peer Steinbrück - nowy kanclerz Niemiec?

„Nie będę sobie łamał paznokci w gównianym samochodzie” - takie wypowiedzi nie przysparzają Steinbruckowi sympatii wyborców. „Nie będę sobie łamał paznokci w gównianym samochodzie” - takie wypowiedzi nie przysparzają Steinbruckowi sympatii wyborców. Ralph Orlowski/Reuters / Forum
We wrześniu Niemcy wybiorą nowy parlament. Peer Steinbrück chciałby zająć miejsce Angeli Merkel.
W Berlinie przezywają go nosorożcem. Chodzi nie tylko o grubą skórę, lecz także o impet, z jakim Steinbruck cwałuje po scenie politycznej.Arnd Wiegmann/Reuters/Forum W Berlinie przezywają go nosorożcem. Chodzi nie tylko o grubą skórę, lecz także o impet, z jakim Steinbruck cwałuje po scenie politycznej.

W Hanowerze było prawie jak w Hawanie. Lider zaczął od słów „towarzyszki i towarzysze”, przemawiał prawie dwie godziny, dostał 10-minutową owację na stojąco, a na koniec 93 proc. delegatów udzieliło mu poparcia. „Po kubańskim przemówieniu mamy niemal kubański wynik” – komentowała na gorąco w telewizji Doris Schröder-Kopf, żona b. kanclerza. 9 grudnia niemieccy socjaldemokraci niemal jednogłośnie wybrali Peera Steinbrücka jako swojego kandydata na szefa rządu. Lepszy wynik na własnym parteitagu uzyskała tylko Angela Merkel – 97,7 proc. poparcia w rodzimej CDU.

66-letni Steinbrück ma pokonać Merkel w jesiennych wyborach do Bundestagu. Były minister finansów jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych polityków SPD – niechciany we własnej partii, budzący niechęć lewicowych wyborców i podejrzliwość związkowców, jednocześnie szanowany w kręgach bankowych i biznesowych. Dlaczego on? Bo tylko Steinbrück może wygrać z Merkel, a w razie porażki zapewnić SPD przetrwanie w wielkiej koalicji z CDU. Szanse na urząd kanclerski ma niewielkie, ale niemal na pewno zostanie wicekanclerzem z ogromnym wpływem na politykę niemieckiego rządu.

Najgroźniejszy rywal Merkel

W Berlinie przezywają go nosorożcem. Chodzi nie tylko o grubą skórę, lecz także o impet, z jakim Steinbrück cwałuje po scenie politycznej. „Pani kanclerz, w Pałacu Bellevue mamy już prezydenta. Proszę nie udawać prezydentki, która unosi się ponad swoim rządem i nie musi zstępować w realia polityki – mówił podczas niedawnej debaty budżetowej do Merkel. – Jest pani szefową rządu, za którego jakość i rzemiosło pani w pierwszej linii odpowiada. (...) Za długo przedkładała pani spójność swojej koalicji ponad interesy tego kraju i dobro Europy. We wrześniu 2013 r. będzie to można wreszcie zakończyć. Do tego się przyłożę!”.

Przyłożyć musieliby się też wyborcy, a ci nie palą się na razie do odwołania Merkel. 54 proc. chce, by pozostała kanclerzem, tylko 36 proc. wolałoby na jej miejscu rywala z SPD. W normalnych warunkach szefowa rządu z siedmioletnim stażem musiałaby bronić swojej pozycji, ale Niemcom dobrze się powodzi, Merkel jest sprawdzona, a Steinbrück jak na razie nieprzewidywalny. Steinbrück to jednak najgroźniejszy rywal Merkel.

W SPD nie ma drugiego polityka, który potrafiłby tak ostro atakować rząd, a jednocześnie miałby podobną wiarygodność w sprawach gospodarczych. Steinbrück był ministrem finansów w latach 2005–09, a więc podczas amerykańskiego kryzysu finansowego. W Niemczech rządziła wówczas wielka koalicja CDU-SPD, a kanclerzem była właśnie Merkel – Steinbrück na wylot zna jej metodę rządzenia i robi z tej wiedzy użytek. „U pani zawsze ten sam schemat: szczyt zamiast strategii, inscenizacja zamiast substancji, gadanie zamiast rozwiązania, mgła zamiast jasności” – punktował niedawno w Bundestagu.

Od dziecka gra w szachy, jako minister finansów stoczył nawet pojedynek z mistrzem świata Władimirem Kramnikiem. Urodził się w Hamburgu, w konserwatywnej rodzinie, jego matka pochodziła z Danii. Uczył się fatalnie, dwukrotnie musiał powtarzać klasy, raz został relegowany ze szkoły z powodu złych stopni. „Wyraźnie działałem nauczycielom na nerwy i miałem parszywe świadectwa” – wyznał w jednym z wywiadów. Mimo niełatwych początków poszedł na studia z socjologii i zarządzania, ten drugi kierunek ukończył dyplomem. Służył też w wojsku, dochodząc do stopnia podporucznika.

Politykiem został za radą nauczycielki. Zapisał się do SPD, krótko po studiach został referentem w jednym z ministerstw, a z czasem specjalistą w urzędzie kanclerskim za rządów Helmuta Schmidta. W drugiej połowie lat 90. był szefem biura Johannesa Raua, wówczas premiera Nadrenii Północnej-Westfalii. Te dwie koneksje są istotne: w 2002 r., gdy Rau będzie już prezydentem Niemiec, Steinbrück zajmie jego stanowisko w Düsseldorfie; z kolei Schmidt namaści go kilka lat później jako swojego kandydata na urząd kanclerski. To referencje, o których przeciętny polityk partyjny z SPD może tylko pomarzyć.

 

Mimo osobistej popularności w listopadzie 2005 r. przegrał wybory landowe w Nadrenii Północnej-Westfalii. Klęska była kompromitująca. A jednak dwa tygodnie później został ministrem finansów w rządzie wielkiej koalicji w Berlinie. Stał się rozpoznawalny na fali kryzysu amerykańskiego w 2008 r. – po upadku Lehman Brothers musi ratować niemieckie banki, gwarantować depozyty, dopinać pakiety wspierania koniunktury. W kilka miesięcy został specem od zarządzania kryzysowego.

Po rozwiązaniu wielkiej koalicji w 2009 r. nowym ministrem finansów zostaje Wolfgang Schäuble, a Steinbrück zdaje się skazany na polityczną emeryturę. Zdobywa wprawdzie mandat w Bundestagu, ale zamiast na głosowaniach skupia się na zarabianiu – zaczyna dawać wysoko płatne wykłady dla biznesu, na konferencjach dla inwestorów i bankierów. Jest świetnym mówcą, w trzy lata daje 51 wykładów, tyle co wszyscy członkowie Bundestagu razem wzięci. Na swoich występach zarabia w sumie 1,25 mln euro, najwięcej płacą Zakłady Miejskie w Bochum – 25 tys. euro. Sprawa wychodzi na jaw jesienią 2012 r., tuż po tym, jak kierownictwo SPD rekomendowało go na kanclerza.

Afera honoraryjna o mało nie wykoleiła jego kandydatury. Nie chodzi tylko o najwyższe zarobki z działalności poza parlamentem – z powodu płatnych wystąpień Steinbrück ominął szereg ważnych posiedzeń. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przyszły kanclerz bardziej troszczył się o zasobność portfela niż o dobro republiki. CDU ma używanie, ale sprawa honorariów budzi też konsternację w szeregach SPD. Jak wytłumaczyć związkowcom, że kandydat brał pieniądze od wielkiego biznesu?

Prawdziwy sprawdzian

Największym wrogiem Steinbrücka nie jest Merkel, tylko on sam. Próżny do granic możliwości, wiedzący zawsze najlepiej, a przy tym asertywny do granic arogancji – to typ człowieka, który często dociera na szczyty polityki, ale rzadko wygrywa wybory. Steinbrück jest podziwiany, ale trudno go lubić, bo nawet gdy stara się być miły, jest jednocześnie zimny. Skrzętnie ukrywa emocje, jeśli nie pokazuje akurat zębów, ma usta zaciśnięte w sztucznym uśmiechu, jakby musiał się ciągle kontrolować. Bo musi.

SPD wybrała taran, bo to jedyny sposób, by obalić Merkel. Gdyby kandydata na kanclerza wyłaniano w prawyborach, Steinbrück by przegrał – trzeba było namaszczenia przez Schmidta i lewicowego nawrócenia samego zainteresowanego, żeby partia zgodziła się go poprzeć. To ostatnie dokonało się na grudniowym parteitagu, ale prawdziwy sprawdzian czeka Steinbrücka w styczniu – musi doprowadzić do zwycięstwa SPD w Dolnej Saksonii. To najważniejsze wybory landowe w 2013 r., uważane za prognostyk przed wyborami federalnymi 20 września.

Sondaże wskazują, że CDU wygra, ale nie zbierze większości. Podobnie może być w Berlinie jesienią 2013 r. CDU pod wodzą popularnej Merkel wygra wybory, ale słaby wynik FDP pozbawi ją większości w Bundestagu. Z kolei SPD zbierze za mało mandatów, by utworzyć rząd z Zielonymi i skończy się jak w 2005 r., czyli na wielkiej koalicji chadeków i socjaldemokratów. Steinbrück zarzeka się, że ani myśli tworzyć rządu z Merkel, ale wszyscy wiedzą, że to dla niego najlepszy scenariusz. Zostanie ministrem finansów i wicekanclerzem, a SPD będzie zachwycona, mogąc wypuścić swojego nosorożca w pogoń za panią kanclerz.

Polityka 01.2013 (2889) z dnia 01.01.2013; Świat; s. 41
Oryginalny tytuł tekstu: "Nosorożec Peer"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną