Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Popłynęła z orkami

Kości i rdza

materiały prasowe
Grając w amerykańskich filmach, ani na jotę nie rezygnuję ze swojej francuskiej tożsamości – mówi Marion Cotillard, która po roli kaleki marzy o komedii.

Gdy film „Kości i rdza” został pokazany w Cannes, zebrał znakomite recenzje. Za rolę treserki orek otrzymała pani też nagrodę festiwalu w Londynie. Czy spodziewa się pani kolejnych wyróżnień?

Marion Cotillard: Nie chcę się nakręcać. Co będzie, to będzie. Zobaczymy. Myślę, że zainteresowanie wywołuje postać głównej bohaterki filmu – Stephanie to osoba wyzwalająca w ludziach współczucie. Zostaje kaleką nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Jest okaleczona podwójnie. Właśnie to powoduje, że widz identyfikuje się z bohaterką, z tym, co się dzieje na ekranie.
W jednej chwili ta dziewczyna traci wszystko, przyszłość rysuje się w czarnych barwach, tak naprawdę ona nie ma przed sobą przyszłości, spadła na samo dno, gorzej być nie może. I to z jakiego powodu? Przez zwierzęta, które kochała całym sercem, z którymi spędzała mnóstwo czasu, którym była tak bliska emocjonalnie. Orki, choć przypięto im łatkę „wielorybów zabójców”, nie są wielorybami, ale wielkimi delfinami (orki to walenie z rodziny delfinowatych – przyp. FORUM). Są bardzo przyjaźnie nastawione do ludzi. Mówię to jako zagorzały członek Greenpeace. Stają się agresywne tylko wtedy, gdy zbliża się okres godowy – wtedy trzeba zachować daleko idącą ostrożność. Poza tym to niezwykle miłe stworzenia. Podczas zdjęć te olbrzymy trzeba było umieścić w niewielkim basenie. Gdy zobaczyłam, jak się tłoczą, przestraszyłam się i pomyślałam, że muszą być bardzo zdenerwowane i na pewno dadzą mi wycisk. Tymczasem nic się nie stało – poprzepychały się trochę i wszystko odbyło się bez przeszkód.

Trudno sobie wyobrazić, co przeżywa młoda, pełna sił aktorka, grająca kalekę.

Pod względem psychologicznym to rzeczywiście trudne. Kiedy pracowałam nad rolą, obejrzałam wiele materiałów filmowych z beznogimi ludźmi, starałam się podejrzeć, jak się ruszają. Chciałam w sposób maksymalnie naturalny powtórzyć te ruchy przed kamerą. Potem stwierdziłam, że to nie jest dobra droga. Bo co innego, kiedy ma się do czynienia z inwalidą, który od dawna zmaga się z niepełnosprawnością, ma wyćwiczone różne sposoby, jak się poruszać, a zupełnie co innego, kiedy człowiek musi się oswoić z nową sytuacją, zaadaptować ciało do tej strasznej rzeczywistości. Próbowałam przekonać samą siebie, że zostałam właśnie pozbawiona nóg i muszę się dostosować do tego, że nie mam dolnych kończyn. To było okropne doznanie, ale pomogło mi w pracy na planie. Pozostało już tylko przekonać widza, że bohaterka jest silna, ma charakter, ze stoicyzmem znosi los i nie ma zamiaru się poddawać. Czerpałam przy tym z poprzednich moich doświadczeń aktorskich. Musiałam z ruin dawnej osobowości wydobyć i zbudować całkiem nową – osobę o innej psychice, innej seksualności, innej wytrzymałości, a nie tylko kogoś, kto ma nowe ciało. Poza tym trzeba pamiętać, że ten film to „love story”, która by się nie zdarzyła, gdyby nie nieszczęśliwy wypadek.

Artykuł pochodzi z najnowszego 5 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 4 lutego 2013 r.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną