Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Drugi jeździec Apokalipsy

Historia: Wielkie zabijanie

materiały prasowe
Żyjemy w najbardziej pokojowych czasach w historii? Absurd. Czas otworzyć oczy! – pisze analityk wojskowości John Arquilla.

Pisząc w burzliwym 1968 r. „The Lessons of History” (Lekcje historii), Will i Ariel Durant zwrócili uwagę, że „w ciągu ostatnich 3421 lat udokumentowanej historii tylko przez 268 nie toczyły się wojny”. Choć w ciągu 45 lat, jakie mijają od spostrzeżenia Durantów, ta skromna liczba nie powiększyła się nawet o jeden rok, to liczne publikowane ostatnio nadzwyczaj optymistyczne prace dowodzą, że ludzka wojowniczość słabnie. Do takiej konkluzji doszli autorzy Human Security Report, a były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan stwierdził, że to dowód, iż „przez ostatnie 20 lat świat stał się znacznie mniej niestabilny”. Najdalej zaszedł profesor psychologii Steven Pinker z Harvardu: spojrzał daleko w przeszłość, by orzec, że nasza epoka jest znacznie mniej brutalna niż starożytność, średniowiecze czy nawet wczesna współczesność.

Nie tylko w walce

Konkluzje Human Security Report oparto na badaniu pewnych kluczowych trendów. Po pierwsze liczba trwających w danym roku konfliktów, podczas których zginęło w boju ponad tysiąc ludzi zmniejszyła się z 25 w połowie lat 80. do pięciu w 2006 r. (w 2012 r. znów było ich około 10). Oprócz tego roczna liczba zgonów w walce spadła w skali globu od końca II wojny światowej – z kilkoma nagłymi skokami, które w dużym stopniu tłumaczy wojna koreańska (1950–1953), wietnamska od połowy lat 60. do połowy 70. oraz konflikty na Bałkanach i pomiędzy byłymi republikami radzieckimi w latach 90. W książce „The Better Angels of Our Nature” (Lepsze anioły naszej natury) Pinker posuwa się nieco dalej, zauważając, że na przestrzeni ponad 70 lat liczba zgonów w walce na 100 tys. ludzi spadła drastycznie – z paroma tylko „wyskokami”.

Problem z tymi pracami polega na tym, że ich konkluzje oparto na statystyce „śmierci w walce”. Tymczasem schemat wydarzeń z minionego stulecia – powtarzający się w historii – jest taki, że stale rośnie liczba zabitych ludzi niebiorących bezpośredniwgo udziału w walkach. Podczas I wojny pośród ponad 10 mln ofiar być może tylko 10 proc. stanowili cywile. Odsetek zgonów ludzi niebiorących udziału w walce podskoczył do nawet 50 proc. z ponad 50 mln zabitych w II wojnie i od tego czasu nadal rośnie. Być może najgorszym, choć chyba niejedynym przykładem tego trendu może być wojna w Kongu, w której ponad 90 proc. z kilku milionów zabitych stanowili ludzie nienoszący broni. Stosowany przez Pinkera wskaźnik liczby zgonów w walce na 100 tys. ludzi wypacza nieco fakt, że od 1940 r. gwałtownie wzrosła całkowita liczba ludności, nawet bardzo krwawa wojna może więc skryć się w statystyce „na 100 tys. mieszkańców”.

 

Fragment artykułu pochodzi z najnowszego 11 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 18 marca 2013 r.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną