Trzykrotny premier Włoch i przywódca włoskiej centroprawicy został skazany ostatecznym wyrokiem Sądu Kasacyjnego za przestępstwa podatkowe na polityczną śmierć. Silvio Berlusconi spędzi rok w areszcie domowym. Nie będzie mógł sprawować funkcji publicznych w okresie od roku do trzech lat, zależnie od wrześniowej decyzji sądu apelacyjnego. Równocześnie przestanie być senatorem i – jako człowiek skazany – nie będzie mógł już kandydować w żadnych wyborach.
Co na to Włosi? Z sondaży wynika, że 52 proc. uważa wyrok za sprawiedliwy. Ale aż 33 proc. jest przekonanych, że Berlusconi padł ofiarą działającego ręka w rękę z lewicą wymiaru sprawiedliwości. Tym bardziej że proces był poszlakowy. Poza tym kilka z ponad 50 procesów wytoczono Berlusconiemu rzeczywiście bezpodstawnie. Paradoksalnie wyrok przysporzył byłemu premierowi zwolenników (wzrost o 6 proc. do 33 proc.) i gdyby teraz były wybory, wygrałaby je centroprawica Berlusconiego.
Włoskich politologów ten paradoks nie dziwi. Jest jedynie potwierdzeniem narosłych w ciągu 20 lat głębokich podziałów w społeczeństwie. Porozumieniu nie pomaga aroganckie przekonanie lewicy o swej moralnej i kulturowej wyższości nad zwolennikami Berlusconiego, którzy bez względu na skandale i afery jednoczą się wokół swego przywódcy. Poza tym centroprawicę łączy jedynie marka handlowa „Berlusconi”. Dlatego padła propozycja, by wodza zastąpiła jego najstarsza córka Marina, która dotychczas nie miała nic wspólnego z polityką. No i ma czystą kartotekę sądową.