Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Ibn Laden cieszy się w piekle

Amerykanie zamknęli ambasady

19 zamkniętych placówek dyplomatycznych. Setki Amerykanów ewakuowanych z Bliskiego Wschodu. Kilkanaście konferencji prasowych w Białym Domu w ciągu zaledwie czterech dni.

To efekt przechwyconej przez Amerykanów rozmowy, w której jeden człowiek z Al-Kaidy nakazuje drugiemu szybkie przeprowadzenie ataku terrorystycznego. To jak to jest z tą Al-Kaidą? „Umarła” – jak powiedział Barack Obama po zabiciu Osamy ibn Ladena? Czy może odradza się, jak twierdzą dziś amerykańscy eksperci?

I jedno, i drugie. Nie ma już Al-Kaidy z początku wieku - hierarchicznej globalnej struktury, której celem jest zniszczenie Zachodu. Od zamachów londyńskich w 2005 r. nie udał jej się żaden atak na terytorium wroga. Mamy dziś Al-Kaidę rozczłonkowaną i skupioną na lokalnych celach. Nigdy nie było tam wojskowej dyscypliny, ale teraz jest to zbiór luźno połączonych organizacji o zasięgu regionalnym lub zaledwie krajowym. W pewnym sensie Al-Kaida wróciła do swoich korzeni sprzed 2001 r., gdy zaatakowała amerykańskie ambasady we wschodniej Afryce w 1998 r., czy dwa lata później okręt US Navy u wybrzeży Jemenu. Wszystko to nie oznacza, że Al-Kaida jest mniej groźna, wręcz przeciwnie – ma dziś pod bronią więcej bojowników niż 12 lat temu i kontroluje rozleglejsze terytoria. Zmieniła tylko cele.

Bardziej zastanawia reakcja Amerykanów na groźbę ataku. Jaki cel miało takie rozdmuchanie sprawy w mediach? Przechwytując informacje o szykowanym zamachu nie można było tego załatwić po cichu? W końcu same koszty ewakuacji obywateli amerykańskich z regionu idą w dziesiątki milionów dolarów. A co gorsze, Amerykanie się zdekonspirowali. Winston Churchill przez długie miesiące nie chciał wykorzystywać informacji o niemieckich nalotach na Wyspy, zdobywanych na bieżąco dzięki rozszyfrowaniu Enigmy. Gdyby brytyjskie myśliwce nagle zaczęły przewidywać działania Niemców ze stuprocentową skutecznością, Berlin natychmiast zmieniłby szyfrowanie i Brytyjczycy straciliby dostęp do znacznie ważniejszych informacji. Liderzy Al-Kaidy już nigdy nie urządzą telekonferencji za pomocą telefonów satelitarnych.

Popularna szybko stała się teoria, że Waszyngton nadmuchał tak sprawę, aby przykryć kompromitację związaną z rewelacjami Edwarda Snowdena i pokazać, że Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) jednak do czegoś się przydaje, bo właśnie uchroniła jedną z amerykańskich ambasad przed wyparowaniem. Ale jest trafniejsze wytłumaczenie: Obama przesadza z reakcja, bo nie chce być znów posądzony o niedopilnowanie bezpieczeństwa amerykańskich dyplomatów, tak jak to miało miejsce po zeszłorocznym ataku na konsulat USA w Bengazi, w którym zginął amerykański ambasador.

To skądinąd racjonalne zachowanie doprowadziło jednak do absurdalnej sytuacji, którą trafnie opisał Jeffrey Goldberg z magazynu „The Atlantic”. Jeśli zamachowcy samą groźbą ataku zamknęli kilkanaście ambasad, to już wygrali, bo znów sterroryzowali Amerykanów, tyle że taniej, bo bez użycia bomb i porwanych samolotów. Dla bezpieczeństwa swoich dyplomatów Waszyngton zamienił już amerykańskie ambasady na Bliskim Wschodzie w bunkry. Teraz jednak mówi, że i one nie są bezpieczne. Jaki więc będzie następny krok? Wirtualne ambasady? Dyplomaci, którzy nie wychylają nosa z Waszyngtonu? Ibn Laden cieszy się w piekle.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną