Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

W cieniu szczytu

Syryjski pat w Petersburgu

W sprawie Syrii szczyt G20 potwierdził samotność Ameryki, upór Rosji i brak jakichkolwiek szans na syryjski pokój.

Tylko niepoprawni optymiści mogli sądzić, że spotkanie ponad dwudziestu światowych przywódców w Petersburgu przybliży Syrię do zakończenia wojny domowej. Choć optymizm w takim przypadku może być do pewnego stopnia uzasadniony. Skład takich szczytów zawsze robi wrażenie, nieczęsto przecież w jednym miejscu i na co najmniej kilka godzin spotkają się szefowie rządów największych potęg, w tym Rady Bezpieczeństwa ONZ plus Japonii i Niemiec oraz aspirujących do mocarstwowych pozycji m.in. Brazylii, Indii, Indonezji, Korei Płd. i Turcji. Niezależnie od tego, że G20 jest ciałem kameralnym i przez pominięcie wielu państw po prostu ułomnym, to jednak podczas tak krótkiego spotkania – a zwłaszcza przygotowań do niego – zarówno przywódcy, jak i towarzyszący im doradcy mogą sporo rzeczy omówić i uzgodnić. A z długiej listy spraw do najpilniejszego załatwienia najważniejsza jest oczywiście Syria.

W Petersburgu Barack Obama nie przekonał jednak Władimira Putina, Rosja dalej będzie protektorem dyktatora Baszara Asada. Nie trzeba więcej dowodów, by dostrzec, że Syria stała się zakładnikiem lodowatych stosunków amerykańsko-rosyjskich, które wcześniej popsuły m.in. losy prawnika Siergieja Magnickiego i Edwarda Snowdena. Rosja nie odpuszcza, bo oprócz niewielkiej bazy marynarki na syryjskim wybrzeżu, na szali leży jeszcze jej nieubłaganie malejące polityczne znacznie w świecie. Kreml musi także pokazać, że potrafi chronić swoich partnerów (jest nim Asad, są też przywódcy w Azji Środkowej i np. w Armenii), więc stawką jest również rosyjska wiarygodność jako obrońcy suwerennych rządów, zwłaszcza dyktatorów w opałach, którzy kurczowo i krwawo trwają u władzy.

Gospodarze szczytu robili wiele, by podkreślić, że głównym celem spotkania wcale nie była niewygodna dla nich Syria, ale gospodarka, zwłaszcza bariery w handlu międzynarodowym. Właśnie nimi, bardziej niż interwencją, interesowały się przede wszystkim m.in. Brazylia Indonezja i RPA. I np. Chińczycy zręcznie łączyli oba wątki, argumentując, że amerykański atak podniesie ceny ropy i niekorzystnie wpłynie na globalną koniunkturę.

Najbardziej przygnębiający wniosek płynący z Petersburga jest taki, że nie ma dziś widoków na zakończenie wojny w wyniku jakichkolwiek rozmów pokojowych. Nie ma kogo posadzić przy stole jako partnera Asada. Co prawda dyktator do żadnych rozmów nie prze, zamiast tego strzela i – to nadal tylko podejrzenia – prawdopodobnie stosuje broń chemiczną, ale przynajmniej jego można łatwo zidentyfikować. Gorzej z resztą potencjalnych negocjatorów.

Z armią rządową walczą setki oddziałów powstańczych, te milicje są bardzo słabo skoordynowane i nie mają zwartej reprezentacji politycznej. Własne fronty pootwierali również dżihadyści, którzy nie chcą negocjacji, a już na pewno nie z Asadem. Z nim też nie chcą rozmawiać Amerykanie, zamiast tego wolą bombardować jego wojska. Sęk w tym, że od początku protestów w Syrii – a to już ponad dwa lata – nie stracił na ważności jeden z aksjomatów tego konfliktu: nie da się go skończyć bez Asada.

Tymczasem ekipa Baracka Obamy nadal nie zdradza, jakie efekty – oprócz kary dla Asada za domniemanie użyciu sarinu – ma przynieść atak. Oczywiście, że w sprawie Syrii trzeba działać, ale trudno sądzić, by akurat ostrzał rakietowy Syrii automatycznie przybliżył ją do końca obecnej tragedii.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną