Tajfun Haiyan, najsilniejszy cyklon tropikalny zanotowany przez meteorologów, spustoszył środkowe Filipiny. Wiatr wiejący w porywach ponad 300 km/godz. wzburzył morskie fale, które wdzierały się na ląd i burzyły nawet betonowe budynki. Według pierwszych szacunków mogło zginąć 10 tys. osób, przy czym większość z nich utonęła lub została przygnieciona przez gruzy. Szczególnie mocno ucierpiało położone na wybrzeżu miasto Tacloban, gdzie zniszczone zostało m.in. lotnisko, co znacznie skomplikowało akcję ratunkową. Odcięci od świata zrozpaczeni mieszkańcy – z braku wody i żywności – plądrowali ruiny miejscowych sklepów.
Podobne gwałtowne zdarzenia pogodowe łatwo zrzucić na karb zmiany klimatu, z tym że meteorolodzy nie są jeszcze pewni, jak postępujące ocieplenie wpłynie na przyszłość cyklonów. Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu podejrzewa, że najpotężniejsze z nich, czyli huragany (na Atlantyku) i tajfuny (na Pacyfiku) prawdopodobnie przybiorą na sile, ale ich liczba nie powinna wzrosnąć. Na razie powstaje średnio 86 cyklonów rocznie i około połowa z nich staje się huraganami lub tajfunami.
Filipiny przygotowywały się na nadejście Haiyanu przez tydzień, o tym, że uderzy, wiedziano od 2 listopada, kiedy zaczął powstawać w okolicach Mikronezji. A o tym, jak trudno obronić się przed niszczycielską siłą fal, przekonały się choćby Stany Zjednoczone w 2005 r. w Nowym Orleanie za sprawą huraganu Katrina i w październiku 2012 r. na Wschodnim Wybrzeżu przy okazji huraganu Sandy. Wtedy – z falami, a w Nowym Orleanie także z akcją ratowniczą – nie poradziło sobie państwo znacznie lepiej zorganizowane i dużo bogatsze niż Filipiny.