Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Zauczyć się na śmierć

Najtrudniejsza matura świata. Ośmiogodzinny egzamin, który przesądza o całej przyszłości

Koreańskie matki modlące się za dzieci zdające egzaminy. Koreańskie matki modlące się za dzieci zdające egzaminy. Chung Sung-Jun/Getty Images / FPM
Kolejny rocznik młodych Koreańczyków co roku zdaje jedną z najbardziej wymagających matur na świecie.
Epidemia zajęć dodatkowych i kult dyplomu dotyka wszystkie bogatsze społeczeństwa Dalekiego Wschodu.Reuters/Forum Epidemia zajęć dodatkowych i kult dyplomu dotyka wszystkie bogatsze społeczeństwa Dalekiego Wschodu.

[Tekst został opublikowany w POLITYCE 26 listopada 2013 roku].

Kończy się właśnie najbardziej stresujący miesiąc w życiu koreańskich maturzystów. W tych dniach 650 tys. abiturientów poznaje wyniki testu wieńczącego szkołę średnią. Rezultat z matury może otworzyć drogę do prestiżowych uczelni, z kolei ich dyplomy wróżą udaną karierę zawodową, przez co na długie lata wyznaczają pozycję społeczną i majątkową.

Świętym Graalem są miejsca w trzech szkołach wyższych w Seulu, w skrócie zwanych SKY, grupy analogicznej do amerykańskiej ligi bluszczowej. Jednak na Narodowy Uniwersytet Seulski (S), Uniwersytet Korei (K) i Uniwersytet Yonsei (Y) dostać się może tylko 2 proc. najlepszych zdających. Wywołuje to zaciętą rywalizację między uczniami, a jej rezultat będzie dla nich i dla ich rodzin albo powodem do dumy, albo wstydliwym piętnem.

Zakaz lądowań

Przyszłość całego rocznika młodych Koreańczyków zdecy­dowała się 7 listopada między godziną 8.40 i 17. Na początek 100-minutowy test z języka koreańskiego. Później pół godziny przerwy, następnie prawie dwie godziny z matematyką i znów przerwa. Od godziny 13.10 do 13.40 angielski, kolejna przerwa i godzina z naukami ścisłymi oraz społecznymi. W końcu ostatnia przerwa i 40 minut na drugi język obcy i podstawy języka chińskiego.

Do tego ośmiogodzinnego maratonu wielu uczniów przygotowywało się miesiącami, niektórzy odbywali próbne egzaminy dokładnie zachowujące rytm i chronologię oryginału, by wytrenować kondycję i zaplanować dietę. Specjalne przeszkolenia przechodzą również członkowie komisji egzaminacyjnych. Nie wolno im nosić butów na wysokim obcasie (stukają), stać dłużej nad jednym ze zdających (to deprymuje) i używać intensywnych perfum.

W Dniu Zero abiturientów wsparł aparat państwa. Szkoły podstawowe zostały zamknięte, a urzędy publiczne, banki i seulską giełdę otwarto dopiero o 10 rano – w ten sposób o godzinę przesunięto porę porannego szczytu i opóźniono ścisk na ulicach. Aby wyeliminować spóźnienia egzaminowanych, częściej kursowały pociągi metra i autobusy. Wokół 1257 miejsc, w których odbywał się egzamin, ograniczono ruch samochodowy, a w porze odsłuchiwania zadań z języka angielskiego na krajowych lotniskach nie lądowały i nie startowały samoloty, wojsko nie prowadziło ćwiczeń artyleryjskich.

W kojeniu stresu okołoegzaminacyjnego pomagał koreański handel. Sieć domów towarowych Lotte sprzedawała jabłka z chińskim znakiem „zdane” – zawczasu naklejono na nie szablony, które zakryły owoc przed promieniami słonecznymi, tak powstał trwały napis. Wśród tradycyjnych maturalnych amuletów znalazł się kleisty smakołyk z ciasta ryżowego, słodkich ziemniaków lub kukurydzy. – Ma symbolicznie przykleić zdającego do wybranej szkoły wyższej. Zdający pod żadnym pozorem nie powinni jeść za to potraw ze śliskimi składnikami, np. popularnej na co dzień zupy z glonami, które mogą sprawić, że wiedza wyślizgnie się z głowy zdającego – objaśnia Patryk Matczak, student filologii koreańskiej na UAM w Poznaniu, obecnie stypendysta w Seulu.

Przeceniano również specyfiki żeń-szenia, pudełka śniadaniowe i termosy na jedzenie, mające zapewnić zdającym dostęp do ciepłego pożywienia. Sprzedawano poduszki pod plecy z nadrukowaną sową symbolizującą oczywiście mądrość. I jak co roku dobrze sprzedawały się zwykłe zegarki na rękę, na czas testu zastępujące wszelkie elektroniczne urządzenia, z telefonami komórkowymi na czele.

W Korei, gdzie wiele Kościołów i związków religijnych prowadzi aktywną ewangelizację, swoją ofertę okresowo rozszerzyły także przybytki duchowe. Uczniowie mogli skorzystać z mszy i nabożeństw przed egzaminem, a matki masowo klęczące i modlące się pod szkołami zapraszano do świątyń – buddyjskich, protestanckich czy katolickich – na okolicznościowe czuwania. W nadal tu powszechnym, tradycyjnym modelu rodziny ojcowie zajmują się przede wszystkim zarabianiem pieniędzy, więc to głównie matki mają powody do niepokoju, czy wystarczająco mocno zaganiały pociechy do nauki.

Gangnam Style

Na nic zdają się jednak diety, amulety i opatrzność, jeśli zdający nie jest dobrze przygotowany. Szkoły średnie są płatne i czy to państwowe, czy prywatne, przygotowują na całkiem niezłym poziomie. Jednak by zwiększyć szanse na maturze, wiele dzieci posyłanych jest do hagwonów, wieczorowych i weekendowych akademii, oferujących kursy dodatkowe. Największe z nich notowane są na giełdzie. W całym kraju działa kilkadziesiąt tysięcy hagwonów, w samym Seulu jest ich 13 tys., najwięcej w Gangnam, zamożnej dzielnicy miasta, zamieszkanej w znacznej części przez nuworyszy, których styl życia obśmiał w zeszłym roku raper PSY w swoim ogólnoświatowym przeboju.

Te akademie tworzą edukacyjny drugi obieg, korepetytorów jest zresztą więcej niż nauczycieli, na dodatek cieszą się oni większym szacunkiem uczniów niż belfrowie zatrudnieni w zwykłych szkołach. Zdarzają się wśród nich prawdziwe gwiazdy. Jak Kim Ki-hoon, który jest rozchwytywanym nauczycielem angielskiego z rocznymi dochodami osiągającymi równowartość 12 mln zł. Trzydziestka jego asystentów organizuje wykłady i sprzedaje na nie miejsca, trzeba płacić również za oglądanie zajęć przez internet, przy czym pogadanki Kima śledzi kilkaset tysięcy osób.

Nie jest rzadkością, że hagwony oferują rodzicom pełną kontrolę, w tym esemesy informujące, czy dziecko pokazało się na zajęciach i jakie robi postępy. Zdarza się, że korepetytorzy mobilizują uczniów zastraszaniem i biciem. Akademie reklamują się kontrowersyjnymi hasłami w rodzaju: inni będą musieli się zauczyć na śmierć, by pokonać naszych absolwentów na maturze.

W 2011 r. koreańscy rodzice wydawali na płatną edukację każdego dziecka w przeliczeniu około 700 zł miesięcznie, płaciła średnio co trzecia rodzina. Dlatego położenie w pobliżu porządnej szkoły średniej, takiej z dobrymi wynikami matur, wpływa na ceny nieruchomości nawet w mało prestiżowych dzielnicach.

Amanda Ripley, dziennikarka „Wall Street Journal” i autorka książki „Najmądrzejsze dzieciaki na świecie: jak się nimi stały”, w której porównuje systemy edukacyjne różnych krajów, przytacza dane, z których wynika, że w 2012 r. Amerykanie wydali równowartość 45 mld zł na gry wideo, a w tym samym czasie Koreańczycy (jest ich 51 mln, czyli 6 razy mniej niż mieszkańców USA) przeznaczyli na korepetycje 6 mld zł więcej.

Największą cenę płacą jednak sami licealiści, których zwykły dzień wygląda mniej więcej tak: pobudka o szóstej rano, poranna nauka, na ósmą do szkoły, powrót o 17, pół godziny odpoczynku, korepetycje, nauka – bywa, że do 2 w nocy. Godziny mogą się zmieniać, ale w nocnym krajobrazie Korei nie jest rzadkim widokiem grupa nastolatków w szkolnych mundurkach w autobusie czy metrze wracających do domu tuż przed północą.

Dzieci ambitnych rodziców uczą się po kilkanaście godzin dziennie, wakacje spędzają na kursach językowych i nie mają kiedy zastanowić się nad swoją przyszłością, np. co chciałyby robić w życiu. I tak lądują na niedopasowanym do siebie kierunku studiów. Dopiero na studiach odreagowują, odpoczywają, rozwijają także swoje hobby oraz uczą się choćby pracy w grupie.

Zostać mandarynem

Epidemia zajęć dodatkowych i kult dyplomu dotyka wszystkie bogatsze społeczeństwa Dalekiego Wschodu, głównie Japonię, Koreę Południową i rosnącą w siłę chińską klasę średnią. Zwłaszcza w Chinach wydatki na edukację często przekraczają możliwości ekonomiczne rodzin, które próbując uciułać na czesne na krajowych, a jeszcze lepiej na zagranicznych uniwersytetach, biorą kredyty, wyprzedają majątek, zapożyczają się u krewnych.

Kilka lat temu głośno było o przypadku 18-letniego Chińczyka z biednej rodziny, którego przyjęto na studia medycyny tradycyjnej na prestiżowym uniwersytecie. Częściowo sparaliżowany ojciec studenta popełnił samobójstwo, by rodzina nie musiała wydawać pieniędzy na jego terapię, ale mogła opłacać studia.

Dlaczego w tym regionie edukacja jest tak wysoko ceniona? Wśród przyczyn wymienia się m.in. konfucjański etos wiedzy i wynikającą z niego kilkusetletnią tradycję rekrutowania chińskich urzędników, zgodnie z którą mandarynem zostawało się nie w wyniku dziedziczenia, ale po zdaniu wyczerpujących egzaminów, więc nawet syn chłopa mógł wspinać się po drabinie społecznej.

W Korei powody kultu dyplomu mają również bardziej praktyczne oblicze. – Przez lata ambicje rodziców dopingował słaby system emerytalny i to wykształcone dzieci zajmujące dobre posady były rękojmią zabezpieczenia na starość – mówi Zofia, z pochodzenia Polka, absolwentka zarządzania na Uniwersytecie Yonsei, pracująca dla wielkiej koreańskiej korporacji. Dziś system emerytalny działa lepiej, za to do żelaznej dyscypliny i tysięcy godzin nauki, sprowadzającej się do zwykłego kucia, nadal zmusza rynek pracy.

W Korei Południowej od lat mówi się o konieczności korekty samej matury. W latach 90. obowiązywał – uznany później za niekonstytucyjny – zakaz udzielania zorganizowanych korepetycji. Dziś prof. Sun-Geun Baek, szef państwowego Instytutu Rozwoju Edukacji Koreańskiej, zwraca uwagę raczej na inne pilne reformy: – Staramy się wprowadzać innowacje w procesie nauczania, zwłaszcza rozwiązania wykorzystujące najnowocześniejsze technologie. Wszystko po to, by utrzymać jedne z najlepszych wyników edukacyjnych na świecie, z których Koreańczycy są bardzo dumni.

Faktycznie, w prowadzonych przez OECD badaniach PISA, porównujących osiągnięcia edukacyjne 15-latków, Koreańczycy wypadają znakomicie. Badania powtarzane są co trzy lata i wyniki z 2012 r. zostaną ogłoszone 3 grudnia. Z przecieków płynących z paryskiej siedziby OECD wynika, że koreańskie nastolatki znów znajdą się gdzieś na czele zestawienia.

Reforma systemu edukacyjnego prędzej czy później będzie jednak potrzebna. Prestiż elitarnych koreańskich uniwersytetów bywa papierowy, niosą go nazwiska sławnych absolwentów, a profesorowie nawet w najlepszych szkołach narzekają, że studenci nie potrafią studiować. Na dodatek coraz więcej Koreańczyków wyjeżdża na studia za granicę, po części uciekając przed krajową konkurencją. Później wracają z dyplomami, które z kolei osłabiają prestiż najlepszych krajowych dyplomów. ­Także ­globalna działalność skłania koreańskie koncerny, by szukać u pracowników cech, których koreańska szkoła nie premiuje – przede wszystkim pomysłowości i samodzielności myślenia. Jeśli na kimś robią wrażenie koreańskie osiągnięcia, niech ­pamięta o ich cenie i może nie spieszy się z naśladownictwem.

Polityka 48.2013 (2935) z dnia 26.11.2013; Świat; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Zauczyć się na śmierć"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną