Kiedy w lutym 1990 r. Nelson Mandela wychodził z więzienia, pracowałem akurat w Sekcji Polskiej BBC. W Londynie to był wielki dzień, bo Mandela był wtedy dla świata anglosaskiego kimś takim jak Lech Wałęsa czy Andriej Sacharow dla postkomunistycznego. Symbolika i nastrój chwili powodował, że patrzyłem w ekran TV z napięciem i wzruszeniem porównywalnym z emocjami, jakie przeżywałem podczas pamiętnej debaty telewizyjnej Wałęsa–Miodowicz w 1988 r., u progu niepodległości i demokracji.
Nie trzeba być ekspertem od Afryki Południowej, by zrozumieć, jak kolosalne znaczenie dla niej, dla Afryki, dla świata, miało bardzo długie i spełnione życie Madiby, jak go nazywali rodacy. Wydaje mi się, że najważniejsza część przesłania Mandeli była taka: jeśli tylko możesz, zwyciężaj zło dobrem, nie szukaj zemsty, używaj rozumu, a nie przemocy. Mandela był w tym sensie wizjonerem i mężem stanu, nie tylko liderem opozycji, któremu historia w końcu przyznała rację polityczną.
Stanął przed podobnymi wyzwaniami moralnymi i politycznymi, jak demokratyczni przywódcy narodów Europy najpierw po zwycięstwie nad Hitlerem, a później – po upadku bloku wschodniego. Afryka Południowa w początkach transformacji nieraz stawała na krawędzi wojny domowej. Fanatycy i ekstremiści po obu stronach szykowali się na dogrywkę.
Nie mogłem uwierzyć, że jeden z nich, Polak antykomunista, zamordował bliskiego współpracownika Mandeli, a jego samego miał na swej liście egzekucyjnej pod numerem pierwszym. Nie mogłem uwierzyć, bo uważałem, że mimo wszystkich różnic geograficznych, kulturowych, politycznych Polsce Solidarności było po drodze z Afryką Mandeli w walce o prawa człowieka, emancypację narodową i społeczną.
Dogrywki na szczęście jak dotąd nie było. Przed Republiką Afryki Południowej piętrzą się problemy: budowa narodu politycznego, ponad podziałami plemiennymi, klanowymi i rasowymi, idzie mozolnie. Do spełnienia marzenia Mandeli o funkcjonalnej koegzystencji białych i czarnych daleko. Może nawet dalej niż za jego prezydentury, gdy używał sportu, perswazji i komisji pojednania do budowy południowoafrykańskiej wspólnoty i tożsamości.
Może teraz, po jego śmierci, podczas uroczystości żałobnych, znów pojawi się szansa, by Afryka, nie tylko Południowa, a także spora część Europy, w tym Polska, dostrzegła wyraźniej uniwersalny sens przesłania Mandeli.