Ponad 70-letnia Jane Muthoni Mara zeznała przed brytyjskim sądem, że tłuczono ją pałkami i gwałcono za pomocą butelki z gorącą wodą. Innym kobietom miażdżono szczypcami piersi, wpychano do waginy lufy karabinów i kazano biegać nago z wiadrami odchodów na głowie. Ciała więźniów okładano boleśnie gryzącymi insektami, a człowiek, którego nazwano kenijskim Josephem Mengele, zasłynął z eksperymentów opalania więźniom skóry i kastracji.
W jednym z brytyjskich obozów przebywał przez pół roku dziadek Baracka Obamy, Onyango. Gdy wrócił do wioski, ledwo trzymał się na nogach.
Kilka miesięcy przed 50 rocznicą powstania Kenii – która przypada 12 grudnia – rząd Wielkiej Brytanii po raz pierwszy przyznał, że władze kolonialne poddawały mieszkańców tego kraju, członków ludu Kikuju, systematycznym torturom. Wyznaniu winy towarzyszyły wyrazy ubolewania i coś jeszcze. Brytyjczycy zapłacą odszkodowanie ok. 30 mln dol. 5228 żyjącym jeszcze ofiarom tortur i obozów koncentracyjnych. Pieniądze mają trafić bezpośrednio do poszkodowanych – po ok. 6 tys. dol. na głowę.
Podniosły się głosy, że to niebezpieczny precedens i co będzie, jeśli inne ofiary kolonializmu, a może i współczesnych wojen imperialnych, zaczną domagać się odszkodowań? Ileż ofiar zostawiło za sobą Imperium Brytyjskie, choćby w Indiach? Wieści o zbrodniach w krajach Południa wciąż wychodzą na jaw, lecz z trudem przebijają się do świadomości. Niezmiennie szokują…
Cały artykuł Artura Domosławskiego w bieżącym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej!