W ostatnich dniach starego roku rosyjska firma gazowa Soyuzneftegaz otrzymała od syryjskiego rządu wyłączność na 25-letnią eksploatację złóż gazu pod Morzem Śródziemnym. Rosjanie zapłacili 90 mln dol., choć nie wiadomo, czy w ogóle będą mogli zacząć wiercić. Gaz tam jest – ok. 120 bln m sześc., ale ze względu na spory terytorialne między Syrią, Cyprem, Libanem i Izraelem wydobycie na razie jest politycznie niewykonalne.
Umowa gazowa to jednak kolejny element zacieśniania współpracy z Damaszkiem. Rosjanie wciąż korzystają z portu wojennego w syryjskim Tartus. Jesienią to dzięki Kremlowi Syryjczykom udało się uniknąć prawdopodobnego ataku amerykańskiego po użyciu broni chemicznej i to Rosjanie uczestniczą dziś w ewakuacji tej broni z Syrii.
Moskwa robi, co może, aby przejąć kontrolę nad niedawno odkrytymi podmorskimi złożami gazu. Rosjanie boją się, że ich eksploatacja przez zachodnie firmy ostatecznie zakończyłaby rozsypujący się rosyjski monopol na dostawy gazu do Europy. Dlatego w zeszłym roku zaproponowali pogrążonemu w kryzysie Cyprowi pomoc finansową w zamian za gaz spod cypryjskich wód terytorialnych. Teraz rosyjskie firmy biją się o libańskie koncesje na wydobycie, a Gazprom w 2013 r. kupił od Izraela wyłączne prawo do eksportu gazu z podmorskiego pola Tamar. W regionie brakuje jeszcze tylko 5 eskadry radzieckiej floty, która w latach 70. traktowała Śródziemne jak strategiczne przedłużenie Morza Czarnego.