Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Miałeś Wiktor złoty kolczyk...

O co gra prezydent Janukowycz

Przywal Janukowyczowi! - fotozabawa na jednej z ulic Kijowa w czasie Euro. Janukowycz już od dawna nie cieszy się szacunkiem społeczeństwa. Przywal Janukowyczowi! - fotozabawa na jednej z ulic Kijowa w czasie Euro. Janukowycz już od dawna nie cieszy się szacunkiem społeczeństwa. Sergei Grits/AP / EAST NEWS
Co dalej z Ukrainą? Wojna domowa? Rozpad kraju? Dyktatura? Przewrót? Najwięcej zależy od Wiktora Janukowycza. Prezydent rozpoczął najważniejszą w życiu grę: o władzę, a może nawet o życie.
Janukowycz od początku swych rządów dbał, by już żadna taka kolorowa rewolucja nie stanęła mu na drodze.EAST NEWS Janukowycz od początku swych rządów dbał, by już żadna taka kolorowa rewolucja nie stanęła mu na drodze.

Nienawidzą go, szydzą z niego, najczęściej za pomocą internetu. Misiowata sylwetka i niezbyt zamyślony wyraz twarzy – to Wiktor Janukowycz, prezydent Ukrainy, aktualnie w tarapatach. Od ponad dwóch miesięcy na kijowskim Majdanie Niezależności demonstrują ludzie żądający jego odejścia. Wołają za nim: bandyta! Janukowycz zna ten obrazek aż za dobrze. Być może to jego najgorszy senny koszmar – 10 lat temu na Majdanie w podobnych okolicznościach stracił prezydenturę, zdobytą przecież po ciężkiej walce. Teraz burzliwy Majdan może go pozbawić szans na reelekcję w 2015 r. O ile wybory prezydenckie nie odbędą się wcześniej. Jak mógł znów do tego dopuścić?

1.

Początkowo wydawało się, że demonstracje szybko wygasną i pewnie tak by się stało, gdyby komuś z otoczenia Janukowycza (a może jemu samemu) nie przyszło do głowy posłać na demonstrujących siły porządkowe. 30 listopada dotkliwie pobiły one protestujących studentów – polała się krew. Ludzie wyszli na ulice „bronić swych dzieci”, zjechali się z prowincji, by w stolicy zaprotestować przeciwko używaniu przemocy. I tak już zostali na dwa miesiące. Nie wystraszyły ich ani mrozy, ani pałki funkcjonariuszy Berkuta.

Janukowycz pod naciskiem tłumu musiał w ubiegłym tygodniu ustąpić. Rada Najwyższa przyjęła ustawę o amnestii dla demonstrantów oraz cofnęła drakońskie przepisy o zgromadzeniach. Prezydent, choć zwlekał do piątku, ustawy podpisał. Wcześniej przystał też na dymisję rządu Mykoły Azarowa. Nie była to łatwa decyzja – wszak o Janukowyczu panowała opinia, że swoich nie zdradza. Poświęcił jednak Azarowa, by bronić tego, co dla niego najważniejsze – swojej prezydentury i szans na reelekcję w 2015 r.

Bo wszystko, co dzieje się dziś na Ukrainie, jest związane z wyborami prezydenckimi w 2015 r. Janukowycz marzy o reelekcji – pozwoliłaby mu dokończyć budowę polityczno-finansowego imperium, które jak rak pożera dziś Ukrainę od środka. Po kolejnym triumfie wyborczym nie musiałby już oglądać się na sponsorujących jego Partię Regionów oligarchów ani na Rosję.

2.

Niestety, sondaże są dla niego fatalne. O ile w pierwszej turze wyborów mógłby liczyć na zwycięstwo, o tyle w drugiej przegrałby już z każdym kandydatem opozycji. Próbował ich nawet eliminować – Julię Tymoszenko wsadził do więzienia, kazał deputowanym przyjąć prawo zakazujące kandydowania Ukraińcom mieszkającym w innych krajach – co miało wykluczyć z wyborów Witalija Kliczkę, mieszkającego do niedawna w Niemczech. Wszystko na nic – dziś jego notowania są jeszcze gorsze, a ulica domaga się przyspieszonych wyborów prezydenckich.

Niełatwo będzie wyjść z obecnej opresji. Na Ukrainie polała się krew, być może nadgorliwi wykonawcy poleceń prezydenta wydali rozkaz, by strzelać do ludzi. Unia Europejska jest oburzona, Putin umywa ręce i jedynie zapewnia o swej przyjaźni do ukraińskiego narodu.

Jeszcze trudniej byłoby się rozstać z tym, co dała Janukowyczowi prezydentura. Ot, chociażby rezydencja w Międzygórzu – 135 ha z własnym jeziorem i lądowiskiem dla helikopterów. Dla kogoś, kto wyrósł w robotniczej rodzinie, kto w młodości parał się kradzieżami (złośliwi twierdzili, że kradnąc kolczyki, urywał je razem z uszami), ten luksus musi być rekompensatą za lata upokorzeń. Janukowycz ceni sobie ten zbytek i bardzo boi się to utracić. Jeśli dziś rozmawia za stołem negocjacyjnym z liderami opozycji, to właśnie dlatego.

Kogo właściwie ma przeciwko sobie? Tłum ludzi podpuszczonych, w jego mniemaniu, przez Zachód; liderów opozycji, którzy skoczyliby sobie do gardeł, gdyby tylko dorwali się do władzy; europejskich polityków, którzy niewiele rozumieją i znów dali się uwieść majdanowcom.

3.

Historia lubi się powtarzać, ale najczęściej jako własna ­karykatura, dlatego obecne protesty są tak podobne i zarazem tak bardzo się różnią od sławnej pomarańczowej rewolucji. Tamta rewolucja była romantyczna i radosna, ta jest ponura niczym dym z palonych opon. Wtedy demonstrantom na głównej arterii stolicy, Chreszczatyku, co najwyżej odmarzały uszy, teraz były ofiary śmiertelne i liczne zaginięcia. W ciągu tych 10 lat życie polityczne na Ukrainie bardzo się zmieniło.

Wówczas – w 2004 r. – o prezydenturę walczyli Wiktor Janukowycz jako kandydat władzy oraz Wiktor Juszczenko jako lider opozycji. Komisja wyborcza ogłosiła zwycięstwo tego pierwszego, ale ludzie w to nie uwierzyli i wyszli na ulice. Po kilku tygodniach politycznego kryzysu doszło do powtórzenia głosowania i wygrał je Juszczenko.

Janukowycz cztery długie lata czekał na rewanż, po drodze doprowadził swoją Partię Regionów do parlamentarnego zwycięstwa (2006 r.), porozumiał się nawet z Juszczenką i został na jakiś czas premierem, ale głównym jego celem zawsze była prezydentura. W 2010 r. dopiął swego – w trudnej i bezpardonowej walce wygrał z gardzącą nim Julią Tymoszenko. Od tamtego czasu budował polityczne imperium dla siebie i „rodziny”, czyli swego najbliższego otoczenia. Przywrócił między innymi dawną konstytucję, dającą prezydentowi olbrzymie uprawnienia.

4.

Wszystko szło dobrze do czasu, gdy przypomniała o sobie geopolityka. Prezydent Ukrainy stanął przed wyborem: Wschód albo Zachód, umowa stowarzyszeniowa z Unią Europejską albo powrót w objęcia Mateczki Rosji. W dużym uproszczeniu to jak wybór między nauką do klasówki a wagarami. Unia gwarantuje wsparcie dla stowarzyszonego państwa, ale pod warunkiem przeprowadzania trudnych reform. By stowarzyszać się z Unią, potrzeba wysiłku, trzeba odrabiać zadania domowe. Rosja zaś zwalnia z tego wysiłku, obiecując łatwe pieniądze, kredyty i surowce. Daje ułudę wolności, jaką czują wagarowicze. Oczywiście ceną jest polityczna dyspozycyjność wobec Kremla.

To stara gra – grał w nią Leonid Kuczma, prezydent Ukrainy w latach 1994–2004, i do dziś po mistrzowsku gra w nią Aleksander Łukaszenka w sąsiedniej Białorusi. Nazywa się ona Wielowektorowość i polega na ciągłym lawirowaniu między Wschodem a Zachodem. Janukowycz też starał się tak grać.

Gdy trzeba było, podpisywał umowy wiążące Ukrainę z Rosją – jak w 2010 r., gdy w Charkowie godził się na przedłużenie stacjonowania Floty Czarnomorskiej na Krymie. Kiedy indziej przyjeżdżał do Warszawy, by dzięki prezydentowi Polski Bronisławowi Komorowskiemu uścisnąć dłoń samego Baracka Obamy. W końcu jednak trzeba było wybierać.

Przeciętny Polak jest eurooptymistą – popieraliśmy i popieramy członkostwo Polski w Unii, dlatego tak trudno nam zrozumieć, że dla ludzi na Wschodzie nie jest to wybór oczywisty. Dla kogoś pokroju Janukowycza, czyli dla ludzi o radzieckiej mentalności, centrum świata stanowiła zawsze Moskwa, a uzyskanie przez Ukrainę niepodległości od Rosji w 1991 r. niewiele ten stan zmieniło. To Moskwa była i jest stolicą finansową, kulturalną i polityczną w oczach ludzi żyjących we wschodniej i południowej Ukrainie. Zakwestionowanie tego dogmatu wcale nie jest proste. Tym bardziej że Rosja do dziś oferuje wsparcie finansowe i gospodarcze.

5.

Trzeba przyznać, że Janukowycz nie od razu wybrał wagary. To pod jego rządami Ukraina wykonała największy od ­uzyskania niepodległości wysiłek legislacyjny i reformowała swoje prawo na unijną modłę. Za zbliżeniem z Zachodem opowiadało się także społeczeństwo i ukraińscy oligarchowie, którzy w objęciach Unii Europejskiej chętnie schowaliby się przed łapczywymi oligarchami z Rosji. Ale wtedy właśnie do akcji wkroczyła Moskwa – Władimir Putin tu pogroził, tam poobiecywał i jakoś przekonał Janukowycza, żeby od zbliżenia z Europą odstąpić. Szczegółów z ich rozmów pewnie nigdy nie poznamy. Znamy tylko ich owoce: Ukraina zerwała proces zbliżania się do Unii Europejskiej.

Okazało się jednak, że społeczeństwo nie chce zrezygnować z europejskiego snu. Po decyzji o wstrzymaniu zbliżania się do Unii ludzie wyszli na ulice. Oni wszyscy stanęli na przeszkodzie w budowie sprawnie działającego imperium. To permanentna cecha ukraińskiej demokracji: gdy rozwinięty świat podejmuje decyzje w klimatyzowanych salach, Ukraińcy o przyszłości swego państwa decydują na ulicach. Ludowy wiec jest taką samą metodą uprawiania polityki jak poufne negocjacje w kuluarach czy głosowanie parlamentarzystów.

Janukowycz od początku swych rządów dbał, by już żadna taka kolorowa rewolucja nie stanęła mu na drodze. Bał się protestów i dlatego otoczył się służbami specjalnymi. Budżet MSW rósł z roku na rok i oddziałom specjalnym milicji kupowano coraz to nowszy sprzęt. Wszystko po to, by nie dopuścić ulicy do decydowania o losie kraju.

Okazało się jednak, że akcja rodzi reakcję. O ile w 2004 r. opozycyjne organizacje zarzucały Kijów ulotkami i pomarańczowymi wstążkami, o tyle dziesięć lat później gotowe już były do rzucania koktajli Mołotowa i kamieni. Ukraińska polityka bardzo się zbrutalizowała. Jako argument w politycznej dyskusji pojawili się wysportowani młodzi chłopcy – tituszki – gotowi za odpowiednią opłatą obić twarz komu trzeba.

To m.in. przeciwko tituszkom powstał euromajdan. Skrajne organizacje opozycyjne na Majdanie, takie jak Prawy Sektor czy Wspólna Sprawa (o ile ta druga nie zrzesza prowokatorów na usługach władz), są jedynie odpowiedzią na wykorzystywanie tituszek w walce politycznej przez polityków Partii Regionów.

6.

Fakt, że ukraińskie społeczeństwo tak zdecydowanie wystąpiło przeciw jego decyzji, musiał Janukowycza zaskoczyć i zaboleć. Przecież on nie chciał oddać Ukrainy we władanie Rosjanom. To przecież między innymi on, jako gubernator Doniecka w latach 1997–2002, pilnował, by ukraińskiej gospodarki nie rozkradali Rosjanie, tylko by dokonali tego rodzimi oligarchowie. To dzięki niemu donbaski węgiel wzbogacał rodzimy biznes, a nie służył rosyjskim oligarchom pokroju Abramowicza czy Deripaski.

Janukowycz, odstępując od podpisania umowy stowarzyszeniowej na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie, chciał tylko zrobić jeszcze jeden manewr. Pech w tym, że Ukraińcy nie docenili tych wielowektorowych wysiłków i wyszli na ulice. Nie zrozumieli, że odstąpienie od stowarzyszenia z Unią Europejską to tylko kolejny taktyczny wybieg, kolejna próba naciągnięcia Rosji na dodatkowe kilkanaście miliardów dolarów i nic więcej – wszak Janukowycz nie podpisał żadnych umów skazujących kraj na wejście do budowanej przez Putina unii celnej. A ludzie wyszli na Majdan i od razu zażądali jego odejścia.

Janukowycz może tylko z zazdrością patrzeć na sukcesy, jakie odnoszą Aleksander Łukaszenka na Białorusi i Władimir Putin w Rosji. Białoruski Baćka rządzi kolejną kadencję, nie oglądając się ani na naród, ani na świat, w Rosji Putin raz jest prezydentem, raz premierem, ale nikt nie jest w stanie odebrać mu władzy. Na Ukrainie jednak jest inaczej.

Niby tu i tam żyją wschodni Słowianie, a jednak ci z Białorusi i ci z Rosji jakoś łatwiej dają się okiełznać. Ukraina to nie Rosja – mawiał Leonid Kuczma i najwyraźniej miał rację. To, co gładko przechodzi w Mińsku i w Moskwie, w Kijowie wywołuje zdecydowany opór. Tu społeczeństwo jest inne, zarażone bakcylem demokracji i wolności słowa. Tę gorzką prawdę po raz kolejny przyswaja sobie Wiktor Janukowycz.

Autor jest redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”.

Polityka 6.2014 (2944) z dnia 04.02.2014; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Miałeś Wiktor złoty kolczyk..."
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną