Dożywotni prezydent Nursułtan Nazarbajew zaproponował, aby zmienić nazwę ojczyzny na bardziej atrakcyjną rynkowo, przyciągającą inwestorów i turystów. Zaproponował Kazak Yeli, Kraj Kazachów, co ją korzystnie odróżni od ubogich postsowieckich kuzynów, takich jak Kirgistan, Turkmenistan czy Uzbekistan, oraz trawionych konfliktami Afganistanu i Pakistanu, które źle kojarzą się biznesmenom. Weźmy Mongolię, argumentował prezydent, nie ma w nazwie końcówki „stan”, a inwestorzy walą tam drzwiami i oknami.
To nie byłaby pierwsza tak radykalna zmiana. W 1998 r. Nazarbajew przeniósł stolicę z Ałma Aty, przemianowanej na Ałmaty, do Akmoli, przemianowanej następnie na Astanę, i zbudował ją praktycznie od zera. Teraz chce, aby zmianę nazwy kraju poprzedziły szerokie konsultacje. Biorąc pod uwagę gorące uczucia, jakimi jest darzony, nietrudno przewidzieć ich wynik. Już posypały się liczne głosy wsparcia. Choć akurat dla 24 proc. Rosjan i 13 proc. innych nacji, w tym Niemców i Polaków (według spisu ludności z 2009 r.) zamieszkujących dzisiejszy Kazachstan, nie jest on tylko Krajem Kazachów. Ale wszystkim się nie dogodzi.