Budapeszt – Warszawa, już nie całkiem wspólna sprawa
PiS nie podziela stanowiska Orbána ws. Ukrainy
Pamiętamy, jak prezes PiS obwieszał z trybuny, że zbliża się dzień, kiedy „będziemy mieli Budapeszt w Warszawie”. Chodziło o to, że PiS pod wodzą Jarosława Kaczyńskiego okaże się siłą taką, jak FIDESZ pod wodzą Viktora Orbána: dojdzie na długo do władzy, być może zdobędzie większość konstytucyjną, a to pozwoli mu stworzyć jakieś katolickie państwo narodu polskiego. Sukces Orbána był przedmiotem politycznych tęsknot i marzeń obozu Kaczyńskiego.
Wydarzenia ukraińskie zadały tym pisowskim marzeniom cios. PiS nie może już uprawiać kultu Orbána i orbánizmu bez narażenia się na krytykę ze strony innych polskich sił politycznych, którym udało się wypracować, z udziałem PiS, wspólny front w sprawie ukraińskiej. Stanowisko polskie jest zaprzeczeniem polityki węgierskiej.
Oto Viktor Orbán dał do zrozumienia, że Węgry nie są zainteresowane zajmowaniem stanowiska wobec sprawy Ukrainy, a tym bardziej wyrażeniem solidarności z krajami występującymi w obronie integralności i suwerenności państwa ukraińskiego przed agresywną putinowską polityką faktów dokonanych. To nie nasz problem, Węgrzy są bezpieczni.
Czy Orbán zapomniał, że kiedy w 1956 r. w Budapeszcie trwał niepodległościowy zryw Węgrów, między innymi Polacy oddawali krew dla rannych powstańców budapeszteńskich? Czy zapomniał, że to w Budapeszcie podpisano w 1994 r. międzynarodowe porozumienie gwarantujące integralność niezależnej Ukrainy w zamian za zniszczenie broni atomowej, jaką odziedziczyła Ukraina z czasów ZSRR? W obliczu agresji nikt nie jest bezpieczny, choćby wierzył, że jego chata z kraja.
Obóz prezesa Kaczyńskiego słusznie angażuje się po stronie demokratycznych i europejskich aspiracji Ukrainy. Mam nadzieję, że nie tylko dlatego, że tego wymagają interesy państwa polskiego, ale też w imię solidarności rozumianej jako samodzielna wartość w polityce międzynarodowej. Taka zresztą jest nasza tradycja, której symbolicznym streszczeniem są słowa „za wolność waszą i naszą”. Dziś wyrazem tej solidarności jest poparcie polityczne i materialne prozachodnich zmian na Ukrainie.
Viktor Orbán rozumie interesy państwa i narodu węgierskiego inaczej. Sprowadza je do czystego pragmatyzmu, a nawet egoizmu. Uważam, że taki pragmatyzm dzisiaj graniczy z cynizmem i nie przysporzy Węgrom Orbána sympatii ani w Polsce, ani na Ukrainie, gdzie mieszka sporo Węgrów, ani w demokratycznej Europie, zwłaszcza w naszym regionie.