Singapurska siostra Linda Sim ma 59 lat i czarny pas zawodnika koreańskich sztuk walki taekwondo. Chciała być żołnierką lub policjantką, ale w jej młodości kobiety w takich formacjach mogły być tylko duchownymi, a poza tym była za drobna i za mała. Została więc mistrzem walki i – mimo początkowego sprzeciwu matki – wstąpiła do franciszkanek. Nim wstąpiła, zdobywała medale na zawodach międzynarodowych. „Nie mogłam służyć w armii ludzkiej, to służę w armii Bożej” – mówi w wywiadach. Jest jedną z najpopularniejszych mieszkanek singapurskiego miasta-państwa. Pracowała w Afryce i Europie. W Anglii zrobiła dyplom z zarządzania, dzięki czemu mogła zostać dyrektorem administracyjnym w szpitalu w Zimbabwe. Po powrocie do ojczyzny pracuje w szpitalu i hospicjum, gdzie uczy taekwondo chore na raka dzieci. Zajęcia opłaca singapurska federacja tego sportu. Jeden z uczniów s. Lindy, chory na guza mózgu, zdołał zdobyć czarny pas. „Choć nie cytuję Biblii i nie pytam, czy chodzą do kościoła, mogę być przykładem, że Bóg kocha te dzieci” – uśmiecha się zakonnica.