Propaganda rosyjska nic sobie nie robi z opinii publicznej i mediów na Zachodzie. Nie zawsze tak było, ale zaszła zmiana. Ekipa Putina przestawia Rosję na tryb zimnej wojny z Zachodem. To w dłuższej perspektywie i w ramach wzmożenia mocarstwowego na Kremlu. W krótszej może chodzić o spotęgowanie kłopotów Kijowa z rządzeniem państwem i przeprowadzeniem wyborów prezydenckich 25 maja.
Kłopoty Kijowa są faktem i są bardzo poważne. Rosja wie, że Zachód, w tym Polska, to widzi. Stąd uporczywa, całodobowa kampania rosyjskich mediów związanych z Kremlem (a tych jest więcej niż niezależnych), dezinformacyjna, wymierzona w obecne władze Ukrainy.
Rosja narzuca Zachodowi (i naturalnie samym Rosjanom) obraz Ukrainy jako państwa upadłego, w istocie sezonowego, niezdolnego do niepodległego bytu i rozwoju. Chodzi o to, by zachodni przywódcy odpuścili sobie Ukrainę, bo to sprawa – jak sugeruje Kreml – przegrana.
Rodzi to dla polityki Zachodu dylematy rodem z epoki Hitlera: umierać za Słowiańsk? Kreml gra na tej nucie i odnosi sukcesy. Determinacja Zachodu, zwłaszcza UE, w kwestii ukraińskiej od początku nie była silna i z każdym tygodniem słabnie.
Dla Polski oznacza to, moim zdaniem, istotne pogorszenie sytuacji geopolitycznej. Z tego wynika potrzeba korekt naszej polityki zagranicznej, a także polityki obronnej i bezpieczeństwa narodowego. Tak, żebyśmy w ramach UE i NATO poparcia dla europejskich i demokratycznych aspiracji Ukrainy nie cofali, a przy tym zadbali jeszcze bardziej o nasze zdolności samoobronne.
Trudne, ale możliwe i konieczne. Prezydent Komorowski i premier Tusk oraz ministrowie jego rządu mówili o tym wielokrotnie. Nadchodzi czas wcielania deklaracji w życie.