Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Niewyparzony minister

Radosław Sikorski oficjalnie kandydatem na szefa unijnej dyplomacji

Biały koń i prawica? Sikorski przeszedł dwie ewolucje. Jedną chyba pozorną, drugą radykalną. Biały koń i prawica? Sikorski przeszedł dwie ewolucje. Jedną chyba pozorną, drugą radykalną. Wiktor Dąbkowski / PAP
„Sikorski wg PiS jest wobec Rosji zbyt miękki, a wg unijnych polityków zbyt twardy. Wg wszystkich – kompetentny. Czyli w sam raz” – tak na Twitterze zachwala swego ministra premier Donald Tusk.
Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że Sikorski jest na szczycie wznoszącej fali.Leszek Zych/Polityka Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że Sikorski jest na szczycie wznoszącej fali.

Nowy szef unijnej dyplomacji ma być wybrany 30 sierpnia. Oprócz stanowiska wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Sikorski objąłby również funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej.

Wśród kontrkandydatów polskiego ministra do niedawna wymieniana była przede wszystkim Federica Mogherini, ale szanse włoskiej minister spraw zagranicznych spadły właściwie do zera po sprzeciwie państw Europy Wschodniej.

W kontekście obsadzenia tego stanowiska pojawia się też nazwisko obecnej komisarz ds. współpracy międzynarodowej i pomocy humanitarnej, Bułgarki Kristaliny Georgiewej, a ostatnio także innego komisarza (ds. handlu), byłego szefa belgijskiego MSZ Karela De Gucht. Na razie nie wiadomo kto, w razie objęcia przez Sikorskiego teki komisarza, zastąpiłby go w gmachu przy al. Szucha. Kilka dni temu rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska ujawniła, że Donald Tusk wybrał już kandydata.

***

Żartem można dowodzić, że Sikorski zawdzięcza swoją karierę Włodzimierzowi Cimoszewiczowi. Ten nowo mianowany w 2001 r. minister spraw zagranicznych postawił szlaban na wyjazd Sikorskiego na stanowisko ambasadora w Brukseli. Sikorski, gdyby pojechał – utknąłby zapewne na długo w ambasadorskiej karuzeli. Tymczasem, bezrobotny pojechał na kilka lat do Waszyngtonu kierować konserwatywnym think tankiem New Atlantic ­Initiative. Nie tylko zdobył więcej doświadczenia i ważne znajomości – i mógł być tam z żoną, znaną i wpływową dziennikarką amerykańską – ale też chyba właśnie z powodu mocnych amerykańskich papierów bracia Kaczyńscy powołali go na szefa MON. A od teki ministra obrony zaczęła się prawdziwa kariera tego ambitnego polityka.

Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że Sikorski jest na szczycie wznoszącej fali. Po misji ze Steinmeyerem i Fabiusem w Kijowie dał się poznać całej Europie jako energiczny rzecznik Ukrainy i rozwiązania sporu z Rosją. Prasa europejska, i to naprawdę dobre tytuły, a w tym gronie jego przyjaciel Edward Lukas z „The Economist” – uznała, że nie ma lepszego kandydata na stanowisko szefa unijnej dyplomacji. Wyrazisty, dynamiczny, z koneksjami i dużym doświadczeniem, z perfekcyjnym angielskim. Ponadto z Polski, która dyskretnie, choć daremnie ostrzegała przed rosyjską ekspansją – teraz wyszło, że miała rację i trzeba Unii surowszej polityki na Wschodzie, a rosyjska blokada na Sikorskiego nie ma już takiego znaczenia. Tymczasem, czy to z powodu rosyjskiej kreciej roboty, czy spisku kelnerów, świat ze zdumieniem wysłuchał kilku prywatnych ocen naszego ministra. Sojusz z USA – bullshit, Polacy – cierpią na płytką dumę i murzyńskość, dowcipy niskiego lotu. Nowy portret psychologiczny Sikorskiego?

W tej ambarasującej sytuacji nikt z otoczenia ministra nie chce mówić pod nazwiskiem. Zestawiamy więc opinie zbiorczo. Trudno też przyjąć obronę w stylu Rostowskiego, że nie komentuje się rozmów prywatnych, bo mleko się rozlało. Trzeba i tak pościerać podłogę.

Dorżnąć watahę

Za premierostwa Kaczyńskiego prowadziłem europejski panel w warszawskiej Victorii. W panelu Sikorski. W sporze o ważenie głosów w Unii Sikorski powtarza zwischenruf Kaczyńskiego, że Niemcy powinni doliczyć Polsce głosy zamordowanych Polaków. Publiczność zamarła, tym bardziej że siedzi wśród niej niemiecki pastor nagrodzony za obronę praw człowieka oraz wielu młodych Niemców. Jako prowadzący czułem, że muszę odciążyć atmosferę jakimiś ciepłym słowem. Czy może brutalnością Sikorski coś osiąga?

Chyba nie. „Dorżnąć watahę” (o rywalach z PiS), „skojarzenia z paktem Ribbentrop–Mołotow” (o budowie rurociągu Nord Stream omijającego Polskę) i inne słowne gafy ciągną się za nim. Są źle pamiętane jako wyraz arogancji. Sikorski lubi dowcipy i sypie nimi niemal przy każdej okazji, również w towarzystwie osób, które spotyka pierwszy raz. Uwagi o szukaniu cygar dla Tuska? Sikorski objaśnia, że w podsłuchanej rozmowie ludzie nie wyczuwają lub nie rozumieją dowcipu, rzeczy zwykłej dla niego w angielskiej praktyce politycznej.

Czy nie za dużo tych dowcipów i ryzykownych analogii? – Jestem już 9 lat na ministerialnych stanowiskach – broni się bohater. – Jak się jest nudziarzem ze średniej wielkości kraju, nie ma szans, by wpłynąć na audytorium. Kiedy się nim nie jest, czasem padnie słowo za dużo. Sikorski ożywia się i przypomina, że 218 tys. osób śledzi go na Twitterze, publiczność liczniejsza niż kogokolwiek z kół rządowych w Polsce. Sam wysłał 6 tys. tweetów i może wśród nich było kilka kontrowersyjnych. – To jest kłopot, ale per saldo lepiej dla kraju, bo nudziarzy nikt nie słucha.

W stanie wojennym 19-letni Sikorski, opozycjonista z Bydgoszczy, uzyskał azyl polityczny w Wielkiej Brytanii, a tam zdobył cenny i prestiżowy dyplom, tzw. PPE (filozofia, polityka, ekonomia), na Oxfordzie. Kto widział Izbę Gmin, ten wie, że bez łatwości słowa i bez refleksu – w Wielkiej Brytanii nie można zdobyć mandatu. Nauka przemawiania to składnik brytyjskiej kultury politycznej. Dodatkowo Sikorski ma naturalny talent, łatwo zyskuje atencję; w debacie wypada bardzo dobrze. Nawet cudzoziemscy dygnitarze z krajów, gdzie po angielsku cały rząd mówi płynnie, nie spodziewają się u Polaka takiej biegłości językowej.

Na ogromnym przecież uniwersytecie od razu został zauważony. Odnotowałem głosy dwuznaczne: arywista, agresywny. Jednak z przewagą pozytywów. Podziw dla ambicji, inteligencji, zdolności. Musiał być autentycznie odważny, skoro już po studiach pojechał „walczyć z komunistami” do Afganistanu, pisał stamtąd do prestiżowych tytułów, dostał za zdjęcia I nagrodę World Press Photo i bywało, że trzymał karabin w ręce. Na Oxfordzie Sikorski został przyjęty do Bullingdon Club, lepszego chyba nie ma, wśród klubowiczów na tym samym roku – Boris Johnson, barwny burmistrz Londynu, rok niżej David Cameron, dzisiejszy premier, także George Osborne, kanclerz skarbu. Sikorski interpretuje ekskluzywny klub jako jajcarstwo w stylu ekscentryka Johnsona, ale na przykład Osborne’a prześladują fotografie sprzed lat pokazujące pijackie biesiady.

Nie wszyscy obracają tę sprawę w żart. Wiele hałasu narobiła w Wielkiej Brytanii sztuka „Posh” Laury Wade ukazująca klub sportretowany na Bullingdon. Rozpusta, hedonizm, pijaństwo, bezwstydna ostentacja bogactwa, brutalna demonstracja przewagi nad mniej fortunnymi obywatelami – pisali krytycy o sztuce wystawianej trzy lata temu, najwyraźniej bez sympatii dla premiera Camerona. Johnson i Cameron kultywują wizerunek łagodny, dżentelmeński, ale w środku są twardzi jak stal, urodzeni do rządzenia, to czuć z daleka.

Na białym koniu

Ale uniwersytet wspominany jest też romantycznie. Na obchodzone w zeszłym roku 50 urodziny Sikorskiego przybyła jego pierwsza wielka miłość Olivia Williams (grała żonę premiera w filmie Polańskiego „Autor widmo”). Witając się z kobietą, strzelał obcasami i szarmancko skłaniał głowę – wspomina aktorka w wywiadzie. A żartował, że wróci do Polski na białym koniu. Dodała jeszcze: „Moja rodzina była tradycyjnie lewicowa, a on był człowiekiem o najbardziej prawicowych poglądach, jakiego kiedykolwiek spotkałam”.

Biały koń i prawica? Sikorski przeszedł dwie ewolucje. Jedną chyba pozorną, drugą radykalną. Przecież kandydował z list Ruchu Odbudowy Polski, potem PiS, które dziś jest głównym, wściekłym wrogiem PO. Rozbrat z PiS wziął się z napięć i konfliktów z ówczesnym wiceministrem MON, a potem szefem wojskowego kontrwywiadu Antonim Macierewiczem, dialogu głuchych z Anną Fotygą, szefową MSZ, wreszcie z obojętności, a potem wrogości Lecha Kaczyńskiego. Kiedy jako minister obrony Sikorski chodził do Kaczyńskiego, nie mógł się dobić do prezydenckiego ucha.

Prezydent wygłaszał niekończące się monologi, a w końcu upokorzył go protokołowanym przesłuchaniem z pytaniami sugerującymi może agenturalność, a w każdym razie brak dbałości o interes państwa. Słynne pytanie do Sikorskiego (w trzeciej osobie): „Czy zna Rona Asmusa?” zdradzało podejrzenia PiS, że Sikorski w rokowaniach na temat amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce chce porzucić republikanów na rzecz demokratów, dzieło opóźnić, by sukces przypisać Tuskowi i sobie, a nie Kaczyńskiemu.

Sikorski tłumaczy, że PiS chciał z obecności tarczy w Polsce uczynić wiernopoddańczy akt strzelisty, aby tylko złapać mocarstwo za poły. Natomiast on upierał się przy negocjacjach, by zrekompensować Polsce straty, jakie ponosiłaby w stosunkach z niechętną tarczy Rosją. Chciał bazy rakiet Patriot.

W podsłuchanej rozmowie z Rostowskim najbardziej inkryminowanym, zgoła sensacyjnym fragmentem jest wyśmianie wartości sojuszu z USA. Wydaje się, że Sikorski autentycznie się Amerykanami rozczarował. Instytucja, w jakiej pracował w Waszyngtonie, była ostoją neokonserwatystów, a w każdym razie jastrzębi, z którymi polska prawica wiązała wielkie nadzieje na wydatne amerykańskie wsparcie Polski jako nowo pozyskanego, ważnego członka NATO. Żołnierka w Iraku i Afganistanie nie przyniosła Polsce tyle, na ile liczono.

Do strasznych korytarzowych legend dyplomatycznych przeszła wizyta Sikorskiego jako ministra obrony u Donalda Rumsfelda, neokona i jastrzębia, którego zresztą Sikorski znał osobiście. Na stole znalazła się lista polskich postulatów na miarę takiej pomocy, jakiej Ameryka udzielała Izraelowi czy Egiptowi. Rumsfeld przyjął Sikorskiego więcej niż chłodno. Starania Sikorskiego można było oceniać jako nierealistyczne, ale przecież podjęte z chwalebnych pobudek.

Za mało hamowania

Może Sikorski nie umie dziś ukryć głębokiego żalu proamerykańskiego konserwatysty? W każdym razie, wraz z całą Polską, uczył się korzyści z Unii Europejskiej. W 2006 r. na międzynarodowym seminarium w Warszawie Sikorski uświadomił słuchaczom szokujące proporcje między pomocą amerykańską i wsparciem unijnym dla Polski. 30 mln dol. od USA i 90 mld euro od Unii. Dodatkowym rozczarowaniem dla Sikorskiego była ostatnia wizyta u Hillary Clinton, która nieoczekiwanie (tak się nie robi na tym szczeblu) zgłosiła pretensje, że Polska ciągle nie załatwiła restytucji mienia żydowskiego w Polsce. Pamiętajmy też, że krytyczna ocena sojuszu z USA pochodzi z rozmowy sprzed roku. Dziś ekipa Obamy bardzo nadrobiła: jedna trzecia gabinetu przewinęła się przez Warszawę, a sam Obama złożył na placu Zamkowym publiczne i donośne przyrzeczenia sojusznicze.

Niemniej, jak to wytknął Włodzimierz Cimoszewicz, Sikorski nie powinien Amerykanom tak przyłożyć. – Proszę wskazać lepszego sojusznika, z większym potencjałem i wiarygodnością – powiedział. – Jeśli Sikorski jest przekonany, że idziemy za daleko, niechby zainicjował debatę. Rzeczywiście, poufne oceny ministra zostały chłodno przyjęte w Waszyngtonie, a ze złośliwą radością w Moskwie. Paradoksalnie jednak, mogą Sikorskiemu nagonić sympatyków w Niemczech i we Francji, a nawet pomóc w zdobyciu europejskiego stanowiska, jeśli afera rozejdzie się po kościach. Bo w Europie też wezbrała fala krytyki Waszyngtonu i dziś polityk pozbawiony zdrowego dystansu, osioł trojański USA nie wyjdzie z bloków startowych. Z drugiej strony wiadomo, że Sikorski – nazywając sojusz bezwartościowym – ostro przesadził. Przecież sam wie to, co powiedział Cimoszewicz; wystarczy, że więcej poczyta artykułów swojej żony Anne Applebaum, wyróżnionej nagrodą Pulitzera.

Obama apeluje dziś nie tylko o wzmocnienie sojuszu atlantyckiego, ale i o to, by europejscy sojusznicy przestali korzystać z darmowych lunchów, co w żargonie natowskim oznacza, by sami bardziej zadbali o swoją obronę (to samo, innymi słowami, mówił Rostowskiemu Sikorski). Od dawna chciał powołać europejskie dowództwo operacyjne, ale Brytyjczycy są temu przeciwni i nie można się z nimi dogadać w Unii. Nie w tym jednym! Sikorski pasowałby więc Europie również z powodu krytyki Camerona, dzisiejszego antybohatera targów o kandydaturę Junckera na szefa Komisji Europejskiej i przebąkującego o opuszczeniu Unii. W 2012 r. w historycznym pałacu Blenheim Sikorski wygłosił przemówienie z chłodnym, buchalteryjnym wyliczeniem korzyści, jakie Londyn ma z tego członkostwa. Niestety, Brytyjczycy bardzo nie lubią być pouczani.

W ubiegłorocznym exposé Sikorski silnie wybił tezę, że pozycja kraju w świecie zależy od jego gospodarki, więc pośrednio wytknął opozycji, ale i wszystkim Polakom pewną naiwność, murzyńskość właśnie, żeby użyć bardzo niefortunnego określenia. Miejmy nadzieję, że – w świecie poprawności politycznej – nie zostanie to inaczej zrozumiane. Język, który tak wielu zniesmaczył – powinni się wstydzić, ocenił premier z mównicy sejmowej – ma głęboki podtekst, podtekst władzy.

Prof. Krystyna Skarżyńska, autorka „Psychologii politycznej”, nie ma wątpliwości, iż pogardliwe mówienie o innych i wytykanie im naiwności jest zazwyczaj hamowane, lecz osobnicy o wysokiej pozycji nie liczą się z ryzykiem. Władza osłabia lęki – „mnie przecież wolno”. Wyłączenie procesu hamowania u ludzi władzy bywa nagminne. Na szczęście Sikorski nie jest Janem Rokitą. Ten, pamiętamy, skompromitował się awanturą rozpoczętą od położenia w samolocie płaszcza tam, gdzie mu było wygodnie (a co tam jakaś głupia, podrzędna Niemka będzie się wymądrzać zwracaniem mu uwagi!).

Sześć lat cicho?

Jest w Sikorskim pewien rys zadziornej chłopięcości, która wyraziła się także w wyraźnej preferencji teki ministra obrony nad sprawami zagranicznymi. Kiedy Sikorski żegnał się z wojskiem, widać było u niego autentyczne wzruszenie. Styl wojskowy nie musi mieć pozytywnego wpływu na dyplomację. Niektórzy dyplomaci mówią, że Sikorski nie umie słuchać, a narady w resorcie przypominają odprawy wojskowe. Główny zarzut jego przeciwników: arogancki i mało przystępny.

Z drugiej strony, Sikorski musi być – tak z natury, jak i swojej sytuacji w rządzie – człowiekiem dość samotnym i nie bardzo może się komu zwierzać ze swych wątpliwości. Tusk w sprawach zagranicznych zostawił mu wolną rękę. Nawet wielkie przemówienia na forum międzynarodowym nie były specjalnie uprzednio konsultowane w rządzie. Zresztą Sikorski wrócił do kraju dopiero w 1989 r., nie jest z ferajny gdańskiej. Z Tuskiem nie ma wielkiego podobieństwa ani stylu, ani upodobań. Premierowi jest potrzebny, bo w otoczeniu tylko nieliczni mają taką swobodę poruszania się za granicą.

Cnót Sikorskiego też jest wiele. Ma dobrą renomę w środowiskach eksperckich, cenią go think tanki, choć koncentruje się na sprawach rosyjskich i wschodnich, a do południowego sąsiedztwa, azjatyckich potęg i Bliskiego Wschodu nie ma za dużo serca. Uzbierał strategiczne znajomości, wśród których najbardziej widoczny jest Carl Bildt, minister szwedzki, który także ma „polityczną” żonę, Włoszkę, która odegra pewnie rolę w europarlamencie. Jego notes zawiera wiele pozycji, na wyliczenie nie ma miejsca. Poza tym Sikorski bardzo unowocześnił MSZ technicznie, najął dobrych młodych dyplomatów i – najważniejsze – rzeczywiście pomógł w przesunięciu Polski z peryferii do centrum sceny dyplomatycznej.

Sikorski intensywnie uczy się francuskiego, bez tego nie ma co liczyć na karierę w Europie. Rozdanie stanowisk nie jest zakończone, ale rządzi się regułami skomplikowanej kompozycji politycznej, geograficznej, genderowej; wyniku nie można dziś przewidzieć. To spekulacje, ale warto Sikorskiemu zabiegać o stanowisko zagraniczne. W kraju zaliczył już długą karierę, w 2015 r. musi w kolejce do prezydentury znów przepuścić Bronisława Komorowskiego. Miałby więc 6 lat cicho siedzieć i nie podpaść Tuskowi? A czasy jak widać burzliwe. Musi żyć w ciągłym stresie, taki to los polityka na proscenium. Miejmy nadzieję, że kryzys, który przechodzimy, będzie dla wszystkich ozdrowieńczy.

Europa zaś zyskałaby w Sikorskim polityka wyrazistego, dynamicznego kozaka, który trochę przypomina nową Polskę. Może nie arogancką, ale bardziej mołojecką, pewniejszą siebie, z ambicjami do odegrania swojej roli w Europie.

Polityka 27.2014 (2965) z dnia 01.07.2014; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Niewyparzony minister"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną