Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Ratownik

Siergiej Szojgu – następca Putina?

Szojgu od początku postawił na Putina i pomógł mu przejąć władzę. Wspólny wypad na ryby do Tuwy. Szojgu od początku postawił na Putina i pomógł mu przejąć władzę. Wspólny wypad na ryby do Tuwy. Alexei Nikolskyi/RIA Novosti/Pool/Reuters / Forum
Rebelia na Ukrainie wpędza Władimira Putina w spore tarapaty. Rozmiary porażki ograniczyć ma Siergiej Szojgu, prawdopodobny zwierzchnik wschodnioukraińskich separatystów i od dwóch dekad etatowy rozwiązywacz problemów Kremla.
Siergiej Szojgu przyjmuje każde polecenie i zamiast tworzyć problemy, po prostu je rozwiązuje.Sergei Karpukhin/Reuters/Forum Siergiej Szojgu przyjmuje każde polecenie i zamiast tworzyć problemy, po prostu je rozwiązuje.

Ściga go ukraińskie MSW. Tamtejsza komórka ds. przestępczości zorganizowanej twierdzi, że ma dowody wskazujące, że to on wydaje rozkazy separatystom. Tym wszystkim zielonym ludzikom z Krymu, rebeliantom wywodzącym się spośród rdzennych mieszkańców Donbasu i przywiezionym zza rosyjskiej granicy najemnikom. To z rozkazu Siergieja Szojgu – mówi kijowskie ministerstwo – na wschodnią Ukrainę trafił m.in. system Buk, którego rakieta zestrzeliła malezyjski samolot pasażerski. Jeśli tak jest, to także Szojgu, putinowski minister obrony, koordynuje teraz kontrolowany odwrót swoich dziwnych oddziałów z powrotem do Rosji.

Ich zupełne wycofanie oznaczałoby jednak, że ekipa Władimira Putina przegrywa, że pod wpływem ukraińskiej kontrofensywy nie udaje się jej gdzieś pod Donieckiem albo Ługańskiem wykroić kawałka terytorium, by stworzyć tam Naddniestrze bis i zamrozić konflikt, czy też bronić wyniku, jak powiedzieliby trenerzy sportowi. Co prawda do końca lipca Putin nie przekreślił również scenariusza otwartej wojny, zgodnie z którym regularne oddziały rosyjskie miałyby wesprzeć przebierańców, ale gdyby doszło do odwrotu, byłaby to jego pierwsza przegrana kampania. W połączeniu z ewentualnym niezadowoleniem społeczeństwa lub oligarchów, wywołanym przez załamanie gospodarcze – nie można go wykluczyć, nie wiadomo np. czy i jak zadziałają zachodnie sankcje – będzie to dla prezydenta poważny problem, którego ceną może być utrata władzy. W każdym razie na Kremlu zaczęła się nerwówka i nie brak tam osób trzymających kciuki za Szojgu, który albo prowadząc dalej walki, albo nie dopuszczając do nieskładnej rejterady, zdoła ograniczyć rozmiary porażki. Może i jego nazwisko – wyzłośliwiają się internauci – w języku komi znaczy „mogiła”, ale i tak nieźle nadaje się do wykonania tego zadania, w końcu kryzysy to jego specjalność.

Człowiek Jelcyna

Łatwo go przegapić, na pierwszy rzut oka niczym się w rządzie nie wyróżnia. Na pewno nie jest trybunem, mówi dość niewyraźnie. Nie ma fantazji i swobody Siergieja Ławrowa, szefa dyplomacji, wymuskanej ogłady premiera Dmitrija Miedwiediewa ani predylekcji wicepremiera Dmitrija Rogozina do pozbawionej logiki nacjonalistycznej bufonady. Ma za to cechy idealnego rządcy, faceta, który przyjmuje każde polecenie i zamiast tworzyć problemy po prostu je rozwiązuje. Musi to być deficytowa zaleta na szczytach rosyjskiej władzy, skoro pozwoliła Szojgu zajść tak wysoko.

Do Moskwy ściągnął go znajomy z rodzinnej Syberii, Borys Jelcyn. Szojgu pochodzi z Tuwy, rosyjskiego Tybetu, jak sam mówi. To dzika i pusta kraina, słynąca z gardłowych śpiewów, leżąca na granicy z Mongolią. Koczowniczy Tuwińcy sto lat temu przestali być obywatelami republikańskich Chin, po tym zaliczyli krótki epizod z ograniczoną niepodległością i zanim w 1944 r. Stalin na dobre wcielił ich kraj do Związku, zdążyli wypowiedzieć wojnę Hitlerowi, co zrobili jako pierwsi w Azji. Ojciec Sergieja Kużugiet miał się nie najgorzej, był redaktorem lokalnej gazety. Siergiej skończył budownictwo, ożenił się z córką lokalnego partyjniaka, sam też szybko wspinał się po szczeblach prowincjonalnego komitetu partii i był już opierzonym, 25-letnim działaczem, gdy na początku lat 90. Jelcyn, wtedy szef Rady Najwyższej sowieckiej jeszcze Rosji, umożliwił mu rozpoczęcie kariery w stolicy. Paradoks polegał na tym, że Związek trzymał się ostatkiem sił, a Szojgu, który dotąd budował m.in. rafinerię, miał się zająć całym rosyjskim budownictwem. Jednak zamiast tworzyć nowe rzeczy, skoncentrował się na podpieraniu dawnego imperium, by zupełnie nie upadło.

Szojgu z nudnego wydziału architektury i budownictwa został szybko przeniesiony na stanowisko szefa obrony cywilnej, tu zastało go podpisanie umowy białowieskiej o rozwiązaniu ZSRR. W ciągu kilku najbliższych lat przekształcił swoją małą organizację w sprawną armię posłusznych ratowników. Armię w sensie dosłownym: z bronią, mundurami i stopniami wojskowymi, dzięki czemu, choć nigdy w zawodowym wojsku nie służył, drogą ekspresowych awansów dobrnął do stopnia generała armii. Wyżej w rosyjskiej hierarchii jest jedynie marszałek. Do tego, że ratownicy potrzebują pistoletów i karabinów – pisze rosyjski dziennikarz Oleg Kaszyn – Szojgu przekonał swojego pryncypała jesienią 1993 r. W Moskwie trwał kryzys konstytucyjny, parlament zbuntował się przeciw prezydentowi Jelcynowi, na moskiewskie ulice wyprowadzono wojsko, wierni Jelcynowi czołgiści strzelali z dział w górne piętra siedziby Rady Najwyższej, zaś ratownicy obsadzili urząd projelcynowskiego mera Moskwy i broń ze swoich magazynów rozdali zwolennikom Jelcyna. Kilka miesięcy później wdzięczny prezydent zrobił Szojgu ministrem ds. sytuacji nadzwyczajnych.

Tych w Rosji nie brakuje i siłą rzeczy nader często był przy każdej większej tragedii, czy to spowodowanej przez człowieka czy naturalnej. Walczył z powodziami, pożarami lasów, ograniczał skutki wypadków kolejowych, katastrof budowlanych, górniczych i zamachów terrorystycznych. Był 10 lat temu w Biesłanie, gdzie czeczeńscy terroryści wzięli dzieci szkolne za zakładników, i na miejscu katastrofy smoleńskiej, gdzie m.in. zabezpieczał wrak tupolewa. Ilekroć w Rosji pojawiał się chaos, wkraczał na scenę ze swymi ludźmi wyposażonymi w specjalistyczny sprzęt – mieli okiełznać zagrożenie, zanim dosięgnie Kreml (na ich konto szedł także tytaniczny wysiłek tysięcy ochotników walczących z żywiołami). Ministerstwo ratownictwa dysponuje flotą kilkudziesięciu samolotów i helikopterów, które wykorzystuje się, to już tradycja, także do akcji mniej pilnych, za to spektakularnych. Jeszcze za czasów Szojgu przetransportowało katamaran szwajcarskiego miliardera – trasę z Genewy do Genui, ponad szczytami Alp, jacht pokonał podczepiony pod wielki śmigłowiec Mi-26. Z honorami przywieziono także do ojczyzny grupę szpiegów zdekonspirowanych w USA, z których najbardziej znana stała się Anna Chapman, dziś celebrytka, gwiazda wybiegów modowych i rozbieranych magazynów.

Człowiek z doświadczeniem

Jeśli nie liczyć małej, półrocznej przerwy, Szojgu pozostaje ministrem przez ponad 20 lat, nikt w Rosji nie ma podobnego doświadczenia. Ma potrzebną do tego intuicję. W 1999 r. nieźle już się umościł w ministerialnym fotelu, jednak nie zignorował Władimira Putina, urzędnika średniego szczebla, w którym wielu z bonzów obozu Jelcyna widziało w najlepszym przypadku kapciowego mera Petersburga. Szojgu od początku postawił na Putina i pomógł mu przejąć władzę. Jelcyn odchodził nie tylko z powodu słabego zdrowia. Zaliczył prestiżową wpadkę w Kosowie, gdzie nie zabezpieczył interesów sojuszniczej Serbii. Zastąpienie go Putinem wcale nie było łatwe i Szojgu w tej operacji odegrał znaczną rolę. W okresie przejściowym zdobywał poparcie wśród przywódców regionów, a ugrupowanie, które wtedy założył, stało się fundamentem Jednej Rosji, obecnej partii prezydenckiej, wygrywającej dla Putina wszystkie kolejne wybory.

Może Szojgu z Putinem nie wychowywali się wspólnie na petersburskim podwórku, ale wiele ich łączy. W dzieciństwie nieźle chuliganili i nie garnęli się do nauki. Zdarza się im razem wypoczywać, wypady organizuje Szojgu, który nie jest miłośnikiem zagranicznych wakacji i woli zabrać szefa np. na ryby do rodzinnej Tuwy. Syberia dostarcza surowego tła, dobrego dla silnych facetów oddających się prostym, męskim rozrywkom. Na co dzień mieszkają kilka kilometrów od siebie, na zielonym przedmieściu stolicy nad rzeką Moskwą. Do wody przylega ogromna rezydencja prezydenta i dużo skromniejszy dom (działka ma raptem 19 tys. m) jego ulubionego ministra, premier Dmitrij Miedwiediew też mieszka po sąsiedzku. To Szojgu podarował Putinowi Koni, czarnowłosą labradorkę, która towarzyszy prezydentowi podczas wczasów i spotkań z głowami państw goszczącymi w Rosji. Koni została wyhodowana i wyszkolona w psiarni ministerstwa ds. spraw nadzwyczajnych. Tylko Koni prezydent publicznie okazuje uczucia szczerego przywiązania, jest też pewnie jedyną istotą w jego otoczeniu, która może demonstracyjnie nie wypełniać prezydenckich poleceń i przed kamerami bezkarnie na niego naszczekać.

Siergiej Szojgu zawsze jest posłuszny, regularnie bierze udział w audiencjach u prezydenta, bardziej inscenizacjach niż faktycznych zebraniach, które obficie transmituje rosyjska telewizja.

Zero ambicji, tylko służba

O takim podwładnym marzą szefowie pod każdą szerokością geograficzną – nie pragnie politycznej samodzielności i nie zdradza żadnych ambicji, poza lojalną służbą. Jest wierny, ale nie mierny. Jelcyn polegał na nim, gdy trzeba było przepchnąć Putina, ten też wykorzystuje go jak swego najwierniejszego człowieka do zleceń. Dwa lata temu Putin zrobił Szojgu gubernatorem obwodu moskiewskiego, gdzie miał opanować spory rozgardiasz finansowy (to ta krótka, półroczna przerwa). Jego obecność w rządzie okazała się jednak nieodzowna, a ławka, z której mógł korzystać Putin, zbyt krótka. Gubernator wrócił do ministerstwa, tym razem do MON, bo poprzedni minister obrony roztrwonił kredyt zaufania: nie opanował korupcji w zbrojeniówce, jako cywil skonfliktował się z generałami, a w związku z poplątanym życiem osobistym stał się bohaterem tabloidów.

Szojgu bojowo zabrał się do zawiadywania wielką armią i na dzień dobry zakończył całą epokę. Jedną z jego pierwszych decyzji było ostateczne wycofanie onuc, wprowadzonych ponad 300 lat wcześniej przez militarystę i reformatora Piotra Wielkiego, który sposób owijania stóp miękką szmatką podpatrzył u żołnierzy armii republikańskiej Holandii. Szojgu ma pełne ręce roboty i o ile wcześniej zmagał się z ułomnościami, o tyle obecnie demonstruje siłę Rosji. Armia intensywnie się reformuje i unowocześnia (minister ceni zwłaszcza „bezpilotniki”, czyli samoloty bezzałogowe), do rozdania jest sporo mieszkań dla żołnierzy i pieniędzy dla zakładów zbrojeniowych. Szojgu ma zadbać, by jak najmniej zostało rozkradzione i by fundusze trafiły tam, gdzie są najbardziej potrzebne.

Z całego otoczenia Putina wygląda na najbardziej uczciwego i nieskorumpowanego, ostatniego sprawiedliwego. Krążą co prawda legendy o tym, że jego kolekcja białej broni może być warta dziesiątki milionów dolarów, ale nikt Szojgu za rękę nie złapał. Nawet kariera członków jego rodziny, przedsiębiorczej żony i jednej z dwóch córek, dyplomowanej psycholożki, obu ściśle związanych z ministerstwem ds. spraw nadzwyczajnych, nie psują tego kryształowego obrazu. W rankingach zaufania do polityków Szojgu zawsze jest w czołówce, rutynowo na drugim miejscu, wiadomo za kim, Rosjanie lubią i szanują go bardziej niż np. premiera Miedwiediewa. Popularny jest wśród wojskowych i jako mundurowemu łatwiej dogadywać mu się z wojskiem, na paradzie z okazji dnia zwycięstwa prezentuje się lepiej od cywilnego poprzednika.

Oprócz samurajskich mieczy i rozmaitych sztyletów zbiera ordery, jego szefowie odznaczyli go wszystkim, czym mogli. Za akcję po zamachach terrorystycznych w 1999 r. (stały się pretekstem do II wojny czeczeńskiej, nie brak opinii, że bomby podłożyły służby specjalne) Jelcyn nadał mu tytuł Bohatera Federacji Rosyjskiej. Po aneksji Krymu (jego namiestnikiem został podwładny Szojgu) Putin zawiesił mu na szyi łańcuch orderu św. Andrzeja Powołańca z mieczami. Kawalerów i dam tego odznaczenia jest raptem kilkanaścioro, wersji z mieczami nikt wcześniej nie dostał. Do munduru upstrzonego baretkami odznaczeń minister dorzuca jeszcze godności cywilne – jest np. prezesem Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego.

Człowiek-Rosja

Kariera Szojgu to dobra metafora współczesnej Rosji – twierdzi Ray Finch, kremlinolog z Foreign Military Studies Office, think tanku armii amerykańskiej – i niewykluczone, że jej zwieńczeniem będzie nawet prezydentura. „Operacja następca” – wyszukiwanie osób mogących zastąpić obecnego lidera – to lejtmotyw każdej autokratycznie zarządzanej organizacji, czy to firmy czy państwa. Putin – wszystko na to wskazuje – odejdzie po kolejnej kadencji w 2024 r. Rachuby są takie – podpowiada Oleg Kaszyn – że gdyby nowy przywódca miał zostać wyłoniony demokratycznie, Szojgu mógłby mieć szanse, jest bardziej popularny niż premier Miedwiediew i moskiewski mer Sergiej Sobianin, których należałoby brać pod uwagę. Jeśli decydowałyby służby, postawią na innego Siergieja – Iwanowa, obecnie szefa kancelarii prezydenta. Dotąd kariera Szojgu nabierała szczególnego przyspieszenia w okresach kryzysów i niepewności, gdy upadali potężniejsi od niego, jest ostatnim z drużyny Jelcyna na szczycie. Na razie opanowuje kryzys ukraiński. Jeśli mu się nie uda i z tego powodu popadnie w niełaskę, będzie to dla niego pierwsza tak poważna sytuacja nadzwyczajna.

Polityka 32.2014 (2970) z dnia 05.08.2014; Świat; s. 45
Oryginalny tytuł tekstu: "Ratownik"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną