„Ostatecznie żałuję, że jestem Amerykaninem” – powiedział James Foley na chwilę przed śmiercią. 19 sierpnia nagranie z bestialską egzekucją dziennikarza trafiło do internetu. Choć mówił pod presją, akurat te słowa mogły być szczere. I nie chodzi tylko o dezaprobatę politycznych działań Waszyngtonu, jak chcieliby jego oprawcy z Państwa Islamskiego. Samo obywatelstwo stało się dla Foleya wyrokiem śmierci.
Według wymachującego nożem kata śmierć Foleya była karą za amerykańskie naloty na Państwo Islamskie, które rozpoczęły się na początku sierpnia. Ale kat i jego koledzy jeszcze kilka dni wcześniej nie traktowali sprawy tak zasadniczo. Według adwokata reprezentującego rodzinę Foleya już po rozpoczęciu bombardowań zażądali okupu – 132 mln dol. Potwierdzają to również uwolnieni wcześniej współwięźniowie dziennikarza.
Ameryka powiedziała jednak „nie”, bo tak jak Wielka Brytania konsekwentnie wyznaje zasadę, że z terrorystami się nie negocjuje, a tym bardziej nie płaci się im okupów. Koszt tej pryncypialności jest wysoki, bo porwani amerykańscy i brytyjscy obywatele rzadko wracają do domu. Życie kolejnego dziennikarza Stevena Sotloffa, zamordowanego kilka dni po Foleyu, kosztowałoby znacznie mniej, ale również w jego przypadku nie było mowy o negocjacjach.
13 września od tego samego noża co Foley i Sotloff zginął Bryjczyk David Haines. Jego dwie córki (4 i 17 lat) do końca apelowały do Davida Camerona o wykupienie taty. Gdy go porwano, pomagał syryjskim uchodźcom w obozie przy granicy z Turcją. Wraz z nim do niewoli trafił również Włoch Federico Motka. Został jednak uwolniony po tym, jak w maju Rzym prawdopodobnie wpłacił okup. Europejskie rządy, mimo oficjalnych zaprzeczeń, wykupują z niewoli każdego swojego obywatela. W marcu islamiści uwolnili dwóch współwięźniów Foleya – obaj mieli hiszpańskie paszporty. W kwietniu wolność odzyskało czterech Francuzów. Według „Le Monde” średnia cena za ludzkie życie w przypadku tej grupy porwanych wyniosła niecałe 3 mln dol. Niedużo, ale dla Amerykanów zbyt wiele.