Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Rosja będzie miała kaca

Co gra w rosyjskiej duszy?

Demonstracja zwolenników partii komunistycznej w Moskwie Demonstracja zwolenników partii komunistycznej w Moskwie Robert Wallis / Corbis
Zachód bierze Ukrainę siłą, zatwierdzając antykonstytucyjny przewrót i przymykając oczy na każde naruszenie prawa, byleby tylko odciągnąć Ukrainę od Rosji. My, Rosjanie, walczymy, by tę agresję Zachodu powstrzymać - mówi rosyjski politolog.
Nikołaj Pietrow jest wykładowcą w Wyższej Szkole Gospodarki w Moskwie.Caruegie Nikołaj Pietrow jest wykładowcą w Wyższej Szkole Gospodarki w Moskwie.

Justyna Prus-Wojciechowska: – Co dzisiaj gra w rosyjskiej duszy?
Nikołaj Pietrow: – Nie ma jednej rosyjskiej duszy. Mówimy o nastrojach większości, a te, tak jak to widzę, są o wiele gorsze, niż były jeszcze rok temu. Negatywne uczucia, które zalegały gdzieś na dnie, zostały wstrząśnięte i wypłynęły na powierzchnię. Zanim to się uspokoi, zanim ostygnie nacjonalizm, nastroje imperialne i antyzachodnie, musi minąć wiele czasu. Otrzeźwienie jest nieuniknione, ale zespół odstawienia będzie przebiegał bardzo ciężko.

Poparcie dla Władimira Putina sięgnęło 85 proc.
To efekt działania kilku czynników. Pierwszy to kultywowane przez władzę poczucie narodowego upokorzenia; przekonania, że przeciwko Rosji ktoś intryguje, że Zachód nas oszukał. Na Rosjan zawsze bardzo mocno to działało. Tak samo jak retoryka „podnoszenia się z kolan”, że oto teraz Rosja znowu może dyktować, a w razie czego także naruszać obowiązujące w świecie zasady gry, że inni muszą się z nią liczyć.

Druga sprawa to propaganda jako taka. Ona działała już wcześniej, ale wzmożona kampania trwa od jesieni ubiegłego roku. Ludzie wciąż mają dostęp do alternatywnych źródeł informacji, ale skala efektu propagandowego wiąże się z tym, że odpowiada on na zapotrzebowanie społeczne.

Co więc się dzieje z rosyjskim społeczeństwem?
Przez ostatnie 25 lat powoli, rok po roku, wychodziło ono ze stanu, w którym pozostawił je ZSRR. Uczyło się nowych zasad gry, konkurencji politycznej, indywidualnych praw i wolności, tego, że jednostka niekoniecznie musi podporządkowywać się interesom państwa. Dzisiaj to wszystko się rozwaliło.

Co to oznacza?
Że następne 20–25 lat minie na stopniowym przywracaniu tego wszystkiego, co rosyjskie społeczeństwo teraz utraciło. Dzisiaj mamy efekt euforii, jak po wypiciu szklanki wódki – życie wydaje się proste i piękne. Ludzie coś dostali – proszę, macie Krym, mówi im władza. Który nic was nie kosztował. Sondaże pokazują, że dziś Rosjanie mniej ostro widzą problemy, mniej ich niepokoi korupcja, przestępczość, narkomania. Efekty „naszego Krymu” polegają na tym, że stępił się odbiór i ocena powagi tych problemów, które wcześniej postrzegano jako najważniejsze. Ludziom – jak pijanemu – wydaje się, że oto nagle życie stało się o wiele lepsze. To, niestety, oznacza, że kolejnym etapem będzie ciężki kac.

Dotychczas mówiło się, że rosyjska umowa społeczna opiera się na zasadzie ograniczenia praw i wolności w zamian za podnoszenie poziomu życia. Teraz gospodarka zwolniła i na razie nie przyspieszy.
Już fala protestów w latach 2011–12 uświadomiła Putinowi, że nie da się dalej kupować popularności, po prostu podwyższając pensje. A protesty zdarzyły się w Moskwie, gdzie przecież żyje się lepiej niż w pozostałych regionach Rosji. Właśnie ci młodzi ludzie ze stolicy, którzy – jak się wydawało – najwięcej wygrali dzięki Rosji Putina, zaczęli wyrażać niezadowolenie i czegoś żądać. Władza zrozumiała, że wyczerpał się model utrzymania, nie mówiąc już o powiększaniu swojej władzy, za pomocą podwyższania poziomu życia.

Władza postanowiła zatem utrzymać monopol innymi środkami. Putin i Kreml zastąpili legitymację demokratyczną, wyborczą, legitymacją mobilizacyjną, wojenną. To dzięki temu manewrowi notowania Putina poszybowały do 85 proc.

Jakie są tego konsekwencje?
Po pierwsze – nie ma już powrotu do poprzedniego modelu. Po drugie – Putin sam stał się zakładnikiem tego nowego układu. Musi demonstrować sukcesy i wzmacniać antyzachodnie nastroje, budować osaczoną twierdzę, a także wzmacniać represje. Zarówno wydarzenia na Ukrainie, jak i sytuacja wewnątrz Rosji są więc konsekwencją działań, których celem było utrzymanie władzy. Z punktu widzenia Kremla i jego relacji z obywatelami to sytuacja bardzo wygodna.

Dziś ludzie są gotowi wiele wybaczyć w zamian za „podnoszenie się z kolan”, a każdy problem, w tym gospodarczy, można przedstawić jako wynik knowań Zachodu. Putin dzisiaj może więc uważać się za zwycięzcę?
Tak. I Zachód nie jest w stanie tego zmienić. Stąd społeczna reakcja na sankcje w Rosji ma charakter raczej prześmiewczy, stąd przekonanie, że reżim autorytarny z silnym liderem może ogrywać demokrację, która wymaga dyskusji i konsensu. Taktycznie, na krótką metę, Kreml może czuć, że jest zwycięzcą.

A długofalowo?
Weźmy na przykład zakazanie wyjazdów za granicę pracownikom struktur siłowych, a potem kierownictwu – w ministerstwach, w korporacjach państwowych i mediach. Teraz jest to równoważone przez duże podwyżki pensji. Ale za rok, dwa? Co może zaoferować władza, żeby zrekompensować im upadek starego modelu życia? Ludzie kradli albo nawet uczciwie zarabiali duże pieniądze nie po to, żeby trzymać je w kufrze, ale wydawać na Zachodzie.

Druga sprawa to sankcje – łatwo było wprowadzić embargo w odpowiedzi na sankcje Zachodu i oświadczyć, że teraz będziemy rozwijać własną produkcję. Ale Rosja to nie jest Związek Sowiecki i nie ma co liczyć na to, że będziemy w stanie wyrównać te straty, zwłaszcza jeśli chodzi o technologie, modernizację techniczną. W tym sensie ustrój Putina ma jeszcze rok, dwa.

Czy świat powinien się bać tych zmian?
Poparcie dla władzy jest ogromne, ale społeczeństwo nie jest dla niej oparciem. Ludzie nie są gotowi do ofiar dla idei. W tym sensie rosyjskie i ukraińskie społeczeństwa poszły w różnych kierunkach. Rosjanie siedzą i przyglądają się, klaszcząc władzy, bo ta dostarcza im tego, co im się podoba, nic przy tym od nich nie wymagając. Ale zmusić ludzi do jakichś poważnych poświęceń, realnie zmobilizować, władza nie jest w stanie. Nie jest nawet w stanie sformułować, co miałoby być tym celem. Krym jest lepszy niż jego brak, ale walczyć o Krym nikt nie pójdzie. No, może oprócz tej stosunkowo niewielkiej grupy półszaleńców, którzy dzisiaj dobrowolnie walczą po stronie separatystów na Ukrainie.

Władza dostała więc to, co chciała?
Nigdy nie pragnęła mobilizacji społeczeństwa, bała się jej. Dlatego, że społeczeństwo zmobilizowane czy zdolne do mobilizacji żąda od władzy i wymusza na niej działania. Nasza elita dobrze się czuła ze społeczeństwem biernym, społeczeństwem widzów, które siedzi i czeka, aż podwyższą mu wypłatę albo coś podarują, ale które nie jest gotowe czegokolwiek w tej sprawie robić. Jak w schyłkowej fazie imperium rzymskiego – ogromna liczba ludzi, którzy oczekują chleba i igrzysk, ale nie są w stanie przeciwdziałać zagrożeniom albo walczyć o coś.

Putin imponuje, bo jest silny, nieograniczany przez instytucje. A jak wygląda Zachód w oczach Rosjan? Oprócz tego, że jest „zgniły i dwulicowy”, to jeszcze do tego słaby?
Zgadza się. Ale trzeba jednak pamiętać, że stosunek Rosjan do demokracji to konsekwencja jej zdyskredytowania na początku lat 90. Społeczeństwo rozczarowało się właśnie władzą „jelcynowskich demokratów”, złodziejstwem, korupcją, uznano więc, że demokracja jest zła.

Historycznie w Rosji ideałem zawsze była władza silna, zdecydowana, ale dbająca o społeczeństwo. I temu ideałowi nie zdołano w ciągu ostatnich 25 lat przeciwstawić żadnej innej konstrukcji. Demokracja Borysa Jelcyna odbierana jest negatywnie, bo było to osłabienie państwa, pogorszenie poziomu życia, zmniejszenie troski państwa o obywateli. Większość ludzi nie odczuła niczego pozytywnego, za to mocno odczuła straty. Stąd duże zapotrzebowanie na porządek, na silne państwo, na co bardzo skutecznie odpowiada Putin.

Stosunek do Zachodu też się zmienił?
Kiedyś, w czasach radzieckich, panowało przekonanie, że życie na Zachodzie jest wspaniałe i nie ma tam żadnych problemów, a nas oszukuje propaganda. Kiedy ludzie zaczęli jeździć na Zachód, dostrzegali przede wszystkim wysoki poziom życia i konsumpcji. Ale Putin w czasie 15 lat rządów bardzo podniósł poziom życia społeczeństwa. Teraz kiedy Rosjanin jedzie na Zachód, nie czuje się biednym krewnym. Owszem, chciałby u siebie więcej porządku, czystości, ale chciałby dostać to wszystko od kogoś, najlepiej od państwa.

Wzrost dobrobytu w Rosji w ciągu ostatnich 15 lat nie doprowadził do większego popytu na demokrację, bo jest to wzrost wynikający wyłącznie z czynników zewnętrznych. Bo ropa jest droga i władza daje więcej pieniędzy, a nie dlatego, że ludzie nauczyli się zarabiać. Bazy demokracji jako władzy ludu, inicjatywy oddolnej, w Rosji nie było. Dlatego teorie, które łączą popyt na demokrację z rosnącym poziomem życia, w Rosji nie działają.

Nie ma już zapadników, zwolenników europeizacji Rosji?
Trzeba pamiętać, że jednak większość Rosjan nie jeździ na Zachód, a nawet jeśli w jakiś sposób się nim interesuje, to czerpie wiedzę głównie z mediów. Aktywna część społeczeństwa to mieszkańcy dużych miast, którzy podróżują, mają własne poglądy. W sumie tych popierających demokrację, stronników idei liberalnej jest w Rosji około 1 proc. Dlatego założenie, że klasa średnia to motor reform liberalnych, siła, która popycha państwo w stronę rozwoju demokratycznego, w stronę modelu zachodniego, jest w Rosji całkowicie błędne. Rosyjska klasa średnia to budżetówka – urzędnicy, pracownicy państwowych firm, ludzie obsługujący państwowe struktury biurokratyczne i biznesowe. To nie są właściciele, nie średni biznes.

Wśród tych ludzi dominuje właśnie taki stosunek do Zachodu, jaki pani opisała: słaba struktura, która musi grać według określonych reguł i z tego powodu jest niezdolna do szybkiego osiągania efektów, do konkurencji z silną, państwową, półautorytarną maszyną. Dla rosyjskiego urzędnika Zachód to takie miejsce, gdzie miło pojechać na wakacje, ale bynajmniej nie atrakcyjny model ustroju społecznego. Dlatego, że taki ustrój jest z definicji sprzeczny z interesami tych ludzi.

Rosjanie wierzą, że NATO stanowi dla nich zagrożenie?
Czarno-biały obraz, w którym NATO i Zachód to ci dobrzy, niepopełniający błędów, nie jest uczciwy. Rozwój terytorialny NATO w ostatniej dekadzie to przyczyna wielu problemów, które Zachód ma dzisiaj z Rosją. W czasach sowieckich przywykliśmy, że NATO to wróg. Kiedy skończył się Układ Warszawski, było wrażenie, że między nami a Zachodem nie ma żadnych różnic i możemy razem iść do przodu. Wystarczy przyjąć zachodnie reguły gry, a nazajutrz będziemy jak Włochy albo jakieś inne państwo zachodnie. To szybko minęło i przyszło rozczarowanie, wykorzystane przez siły polityczne, przedstawiające rozpad ZSRR jako intrygę Zachodu, by nie dać Rosji się rozwijać, by zniszczyć konkurenta. NATO pasowało do tego obrazka, niejako dokładając się do niego – przyjmując nowe państwa. Rozszerzając NATO, nie brano pod uwagę obaw Rosji, częściowo racjonalnych, częściowo opartych na fobiach historycznych. To był duży błąd, bo w jakimś sensie rozszerzenie NATO stało się samospełniającą prognozą, która doprowadziła do tego, że ryzyko konfliktu jest dzisiaj dużo wyższe, niż było wtedy.

Czyli dla Rosjan to NATO jest winowajcą?
Samo jego istnienie trudno wyjaśnić w Rosji czymkolwiek innym niż rywalizacją z Rosją. Jeśli do NATO wstępuje Estonia, to nie jest to przecież odpowiedź na zagrożenie z Bliskiego Wschodu. W Rosji długo panowało przekonanie, że zimna wojna zakończyła się m.in. dzięki dobrowolnemu odstąpieniu od niej ZSRR. Na Zachodzie rozumienie jest takie, że to on wygrał. I dlatego NATO jako blok, kiedyś walczący z Układem Warszawskim, nie rozwiązało się, ale zaczęło się rozszerzać – jako blok zwycięski. Odbiór w Rosji był taki. Bo po co Zachodowi blok polityczno-wojskowy, jeśli nie jest zagrożony przez inną siłę, po co przybliża się do rosyjskich granic, uczestniczy w ćwiczeniach na Ukrainie? To, czym straszy Putin, że NATO mogłoby zbudować bazę w Sewastopolu, Rosjanie, zwłaszcza starsi, uważają za coś absolutnie niedopuszczalnego, groźnego, czemu za każdą cenę należy zapobiec.

Według Rosjan teraz Zachód przeciąga Ukrainę na swoją stronę.

Według was Zachód nie ciągnie Ukrainy, lecz to Rosja ją blokuje, nie chce puścić. Gdy patrzy się z Rosji, wygląda to zupełnie inaczej. Zachód bierze Ukrainę siłą, zatwierdzając antykonstytucyjny przewrót i przymykając oczy na każde naruszenie prawa, byleby tylko odciągnąć Ukrainę od Rosji. My, Rosjanie, walczymy, by tę agresję Zachodu powstrzymać.

rozmawiała Justyna Prus-Wojciechowska

Nikołaj Pietrow jest wykładowcą w Wyższej Szkole Gospodarki w Moskwie. Wcześniej przez wiele lat pracował w tamtejszym oddziale think tanku Carnegie, gdzie zajmował się rosyjskim społeczeństwem i polityką regionalną. Jest stałym felietonistą „The Moscow Times”. W latach 90. był doradcą rosyjskiego parlamentu i rządu.

Polityka 38.2014 (2976) z dnia 16.09.2014; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Rosja będzie miała kaca"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną