Na razie Londyn odetchnął z ulgą: nie będzie podziału zysków naftowych, rozliczeń zadłużenia budżetu, kłótni o walutę narodową, o armię. A już układano prawdziwe łamigłówki. Jeden z ekonomistów sugerował na przykład, że niepodległej Szkocji udałoby się zaaranżować unię walutową – której Londyn nie chciał – w zamian za wydzierżawienie Anglii bazy okrętów atomowych, których z kolei nie chciała na swoim terytorium Szkocja. Perspektywa rozliczeń ukazała przy okazji, że Szkocja ma przerośnięty sektor bankowy: banki posiadają zasoby 12 razy większe niż szkockie PKB. W proporcji więc większe niż na Cyprze, gdzie w bankach jest „tylko” 8 razy więcej pieniędzy (głównie zresztą rosyjskich) niż cypryjskie PKB. Możliwe, że przy separacji szkockie pieniądze, talenty i miejsca pracy odpłynęłyby ku bezpieczniejszej Anglii.
O tym teraz nie ma co mówić, ale przed Zjednoczonym Królestwem wyrosły poważne problemy. By nie utracić Szkocji, premier David Cameron zaoferował szkockiemu parlamentowi jeszcze większe uprawnienia, w tym niemal pełną samodzielność w sprawie podatków. Żeby uspokoić Anglików, którzy teraz jako jedyni w Zjednoczonym Królestwie nie mają własnego parlamentu, rozpoczął kampanię pod hasłem: „W sprawach angielskich – głos tylko angielski”. W pewnych debatach w Izbie Gmin posłowie szkoccy, irlandzcy i walijscy mieliby więc wychodzić za drzwi? Nie. Trzeba raczej nowego, osobnego parlamentu. Obok Westminsteru czy w tym samym gmachu? Jaka stałaby za tym parlamentem ideologia? Wkraczamy niebezpiecznie na pole Monty Pythona: tworzymy ministerstwo dziwnych kroków, a w każdym razie potęgujemy różnice narodowościowe w jednym państwie.
Nie tylko Wielka Brytania, ale cała Unia Europejska poczuła przedsmak innego referendum – Brexit, dotyczącego wyjścia Brytyjczyków z naszej Unii. Analogii z referendum szkockim nie można zbagatelizować. Jak Cameron, zapowiadający swoje referendum na 2016 r., ma powstrzymać antyeuropejską rebelię własnej partii? Może powtarzając własną strategię przekupywania Szkotów? Z pewnością będzie się domagał od Unii, w tym i od Donalda Tuska, takich reform, które uczynią Unię bardziej strawną dla antyunionistów brytyjskich! Londyn już żąda rozluźnienia Unii, a jeszcze te żądania nasili, co na przykład dla Polski nie jest fortunne. Dla przykładu, Londyn od dawna blokuje polskie inicjatywy budowy jakiejś formy dowództwa sił europejskich.