Wesołowski, były ambasador papieski w Dominikanie, wyświęcony na biskupa przez Jana Pawła II, został we wtorek urzędowo poinformowany o ciążących na nim zarzutach i nałożeniu aresztu domowego na terenie Watykanu.
Decyzja oznacza, że przeciwko byłemu dostojnikowi kościelnemu toczy się w Watykanie nie tylko sprawa kościelna, lecz także śledztwo kryminalne i że weszło ono w kolejną fazę, po której nastąpi formalne oskarżenie. Oznacza także, że zarzuty są bardzo poważne i gdyby nie zły stan zdrowia (udokumentowany medycznie), Wesołowski siedziałby już w więzieniu i że musi się on liczyć z surowym wyrokiem.
Nim dojdzie do procesu karnego, zakończyć musi się proces kanoniczny. W pierwszej instancji Wesołowski został przez trybunał przy Kongregacji Nauki Wiary uznany za winnego i skazany na usunięcie ze stanu duchownego. Od tego wyroku się odwołał. Odwołanie zostanie rozpatrzone w październiku i prawdopodobnie odrzucone. Wtedy w fazę decydującą wejdzie sprawa karna przed trybunałem watykańskim.
Jak na wolno mielące młyny kościelne, w Watykanie Franciszka tempo jest błyskawiczne. Mija nieco ponad rok od wezwania abp. Wesołowskiego do Rzymu celem złożenia wyjaśnień. Wesołowski utracił zaraz potem posadę nuncjusza. Nawet wydalony z duchowieństwa pozostaje biskupem, bo sakry biskupiej nie można odebrać. Prawdopodobnie zachowuje nadal obywatelstwo watykańskie, choć z doniesień w mediach nie wynika jasno, jaki jest status Wesołowskiego pod tym względem.
Ma to znaczenie dla polskiej prokuratury, gdyż Polska nie ma umowy ekstradycyjnej z Watykanem. Gdyby chciała postawić Wesołowskiemu zarzuty, musi brać pod uwagę, że Watykan nie zgodzi się na ekstradycję. Ale moim zdaniem powinna podjąć próbę działania po komunikacie o areszcie domowym.
Skoro Wesołowskiego czeka wymierzenie sprawiedliwości w Watykanie, jego sprawę powinien także osądzić polski wymiar sprawiedliwości. Na dowód, że i w Polsce wszyscy ludzie Kościoła są równi wobec prawa, tak jak w Watykanie.