Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Nowa wojna, stara mantra

Bombardowania Państwa Islamskiego przyniosły pewne rezultaty, ale też zjednoczyły skłócone dotąd frakcje dżihadystów. Bombardowania Państwa Islamskiego przyniosły pewne rezultaty, ale też zjednoczyły skłócone dotąd frakcje dżihadystów. Sami Ali/AFP / EAST NEWS

Lotnicze bombardowania Państwa Islamskiego (PI) na terenach Syrii i Iraku przynoszą mieszane rezultaty. Bomby zabiły niektórych dżihadystów i zniszczyły część instalacji naftowych, uszczuplając dochody z przemytu ropy. Zjednoczyły jednak walczące dotąd ze sobą frakcje: PI i front Al-Nusra (filię Al-Kaidy) oraz pomogły ludobójczemu reżimowi prezydenta Bazzara Al-Asada, dla którego to radykalni dżihadyści byli ostatnio najgroźniejszym przeciwnikiem. Barack Obama oświadczył, że celem Ameryki jest zniszczenie zbrodniczego PI. Ale bez udziału wojsk lądowych – co prezydent wyklucza – osiągnięcie tego celu wydaje się niemożliwe, choćby dlatego, że dżihadyści chowają się w miastach, a na znaczne ofiary cywilne krucha koalicja 10 państw, które zadeklarowały udział w operacjach wojskowych, nie może sobie pozwolić. Być może więc Obama liczy tylko na osłabienie PI, tak aby po zapowiadanym dozbrojeniu umiarkowanych rebeliantów z Wolnej Armii Syryjskiej szala przechyliła się na jej korzyść. Ale wygląda to na pobożne życzenia, gdyż nie ma ona raczej szans w konfrontacji ze wspomaganym przez Rosję i Iran coraz silniejszym Asadem.

Polityka 40.2014 (2978) z dnia 30.09.2014; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 6
Reklama