Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Inna twarz franka

Szwajcarzy też mają kłopoty ze swoją walutą

Kto w Szwajcarii pamięta kolejki? Teraz ustawiają się do kantorów po tanie euro. Kto w Szwajcarii pamięta kolejki? Teraz ustawiają się do kantorów po tanie euro. Stringer/Reuters / Forum
Uzbrojeni w drogą walutę Szwajcarzy wykupują co się da w sąsiednich krajach. I zaciskają pasa u siebie.
Siedziba Banku Narodowego Szwajcarii. Berno.Baikonur/Wikipedia Siedziba Banku Narodowego Szwajcarii. Berno.

W mieszkańcach statecznej Helwecji odezwał się dziki pęd konsumpcji. Jak pisze lokalna prasa, eleganccy Szwajcarzy i wykwintne Szwajcarki z wyraźnymi objawami zmęczenia i pełnymi wózkami przemierzają kilometry niemieckich hipermarketów w pobliżu granicy ze Szwajcarią. Wysysają hektolitry paliwa z pobliskich stacji benzynowych, a część z nich zostaje we Francji pojeździć na nartach, co jeszcze miesiąc temu zostałoby uznane w alpejskiej Szwajcarii za zdradę narodową.

W wyniku jednej decyzji Narodowego Banku Szwajcarii, który 15 stycznia postanowił o zerwaniu więzi między frankiem a euro, ciśnienie – tak jak wartość franka – skoczyło tysiącom polskich frankowiczów. Ale co mają powiedzieć Szwajcarzy? W ich przypadku decyzja banku wpłynęła praktycznie na wszystkie dziedziny życia. Generalnie, poczuli się bogatsi. Ale nie wszyscy.

Na zakupy do Niemiec

Z helweckiego punktu widzenia w strefie euro potaniało wszystko – nawet o 20 proc. W niemieckich supermarketach Szwajcar najbardziej może szaleć w dziale spożywczym, przy kosmetykach i chemii. Jeszcze kilka lat temu sukces odniosła kampania miejscowych sklepów detalicznych pod hasłem: „Prawdziwy Szwajcar kupuje tylko w Szwajcarii”. Odwołanie się do patriotyzmu jeszcze działało. Dziś w szwajcarskich supermarketach króluje echo, a w niemieckiej Konstancji, leżącej przy samej granicy ze Szwajcarią, Niemcy prawdopodobnie pierwszy raz w życiu wściekają się na Szwajcarów za okupację miejsc parkingowych i długie kolejki do kas.

Patriotyzm zaczął kosztować. Jedna ze szwajcarskich telewizji zleciła duże, identyczne zakupy po dwóch stronach granicy. Okazało się, że na produkty, które w Szwajcarii kosztowały 300 franków (1296 zł), po niemieckiej stronie trzeba było wydać niecałe 200 euro (846 zł). Szwajcarzy mieszkający w przygranicznych miastach od lat robią zakupy w Niemczech, ale ostatnia decyzja banku centralnego sprawiła, że patriotyczne zakupy w Szwajcarii stały się szczytem frajerstwa.

Hitem wśród najbardziej oszczędnych Szwajcarów są teraz zakupy w niemieckich sieciach przez internet. Dlatego przy granicy szybko powstają punkty odbioru paczek, gdzie można je przesłać tanio, bo jeszcze w ramach granic Niemiec, a potem samochodem przewieźć je przez granice. Wielu Szwajcarów robi w ten sposób zakupy na zapas i jedzie potem załadowanymi pod sufit autami.

Największymi zwycięzcami mogą jednak czuć się Grenzgänger – ci obcokrajowcy, którzy mieszkają zaraz po drugiej stronie granicy, ale pracują i zarabiają w Szwajcarii. Na takie życie zdecydowało się ponad 150 tys. Francuzów, 80 tys. Włochów i 60 tys. Niemców. W sumie Grenzgängerów jest ok. 300 tys.

Ferie w Szwajcarii

Euforia nagle wygasa, gdy Helweci muszą wydać pieniądze we własnej ojczyźnie. Dajmy na to w Zeughauskeller, jednej z popularniejszych restauracji w Zurychu. To miejsce znane z tradycyjnych potraw i często odwiedzane przez turystów. Dzisiaj za cordon bleu Schnitzer (schabowy z serem i szynką) trzeba tam zapłacić równowartość 127 zł, czyli jakieś 17 zł więcej niż przed uwolnieniem franka. Zeughauskeller słynie też z doskonałych piw, które pochodzą z lokalnych szwajcarskich browarów. Ale za mały kufel piwa trzeba teraz zapłacić w przeliczeniu ponad 27 zł.

Pechowo dla Szwajcarów decyzja ich banku centralnego zapadła na tydzień przed rozpoczęciem zimowych ferii w wielu europejskich krajach. W ciągu kilku dni cena sześciodniowego karnetu narciarskiego w Verbier wzrosła z ok. 1250 na 1470 zł. Wiele rodzin już anulowało wyjazdy. Juerg Schmid, szef szwajcarskiego biura turystyki, zaapelował nawet do swoich rodaków na Twitterze: „Zostańcie na ferie w Szwajcarii!”. Dotychczas robiło tak 90 proc. Szwajcarów, ale w tym roku analitycy zapowiadają klęskę.

Wśród gości zagranicznych pierwsi na zwyżkę franka zareagowali bogaci Rosjanie i nie przyjechali w tym roku na narty w szwajcarskie Alpy, tym bardziej że i ich ruble dostały mocno po skórze. Do tej pory najwięcej turystów do Szwajcarii przyjeżdżało z Niemiec, więc tu również będą duże straty. Sezon zimowy może być dla turystyki szwajcarskiej bardzo trudny, bo europejscy turyści wybierają się na narty do Austrii, Włoch czy do Francji i szeroki łukiem omijają Helwetów. Doszło do tego, że austriacka Izba Turystyki zaczyna właśnie kampanię reklamową w Szwajcarii.

Oprócz turystyki najwięcej na drogim franku tracą już teraz szwajcarscy eksporterzy. A dopiero co uporali się z konsekwencjami kryzysu finansowego i wyszli na prostą po tym, jak bank centralny postanowił przywiązać kurs franka do euro. Już wtedy kilka dużych firm, w tym produkująca znaną pastę do zębów Elmex, przeniosły produkcję za granicę (w tym przypadku do Polski). Teraz kilku kolejnych dużych eksporterów, którym w oczy zajrzało widmo bankructwa, zapowiedziało już ucieczkę ze Szwajcarii.

W nowej sytuacji starają się też odnaleźć największe szwajcarskie sieci handlowe Migro i Coop. Pierwsza z nich na razie tylko zapowiada obniżkę cen. Jak informuje jej rzecznik, „większość naszych towarów jest produkowana w Szwajcarii, dlatego trudno z dnia na dzień znaleźć jakieś dobre rozwiązanie”. Natomiast Coop zapowiada, że negocjuje już ceny ze wszystkimi dostawcami i właśnie obniżył o 20 proc. ceny 200 produktów. W radiu pojawiły się nawet reklamy, że szwajcarskie sklepy oferują takie rabaty, żeby „nie opłacało się jeździć za granicę”. Jeden ze sloganów brzmi: „Ceny takie jak w Niemczech”.

Tu się zarabia

Zuzanna, znajoma Niemka, mieszkająca od wielu lat w Zurychu, pamięta czasy, kiedy to Niemcy przyjeżdżali i robili zakupy po szwajcarskiej stronie. Gdy w Niemczech były jeszcze marki niemieckie, „pielgrzymki zakupowe” odbywały się dokładnie w odwrotną stronę – wspomina. Te czasy już nie wrócą, a jeśli trend obniżania cen wywoła cięcia płac, Szwajcaria przestanie być rajem dla pracowników z Unii Europejskiej.

Wysokie ceny towarów i usług tłumaczono dotychczas w Szwajcarii wysokimi kosztami produkcji. Dlatego tak dobrze się tu zarabia – tłumaczyli pracodawcy i producenci. Ale w reakcji na uwolnienie franka Związek Pracodawców Szwajcarskich zaczął apelować o obniżenie płac.

Paradoksalnie, jeśli ten plan się powiedzie, Szwajcaria przestanie być taka atrakcyjna zawodowo. Eksperci już zapowiadają, że sytuacja w gospodarce może negatywnie wpłynąć na „import” pracowników z krajów Unii.

I tu pojawia się problem, bo z jednej strony Szwajcarzy zamierzają ograniczyć napływ obcokrajowców do ich kraju, i rząd pracuje właśnie nad odpowiednią ustawą. Z drugiej wkrótce może się okazać, że to pracownicy nie będą już chcieli pracować w Szwajcarii, jeśli płace znacząco spadną. A bez nich nie poradzi sobie co najmniej kilka szwajcarskich sektorów: banki, sektor medyczny czy choćby domy opieki społecznej.

Na razie w kłopoty finansowe wpadła międzynarodowa branża finansowa, która tłumnie stawiła się na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. Niektórzy przedstawiciele mniej zasobnych instytucji musieli prosić o pożyczki gospodarzy Forum na opłacenie zwyżkujących kosztów pobytu. Nie wiadomo też, jak potoczą się rozmowy nuklearne między USA a Iranem, które wystartowały w Genewie. Pojawiły się już głosy, że będą szybkie i owocne, bo w Iranie kryzys, a frank drogi.

Krystyna Nurczyk z Zurychu

Polityka 5.2015 (2994) z dnia 27.01.2015; Świat; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Inna twarz franka"
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną