Jak wytłumaczyć, że działania machiny państwowej zatrzymał jeden sędzia – bo Biały Dom natychmiast przerwał przyjmowanie podań o ochronę przed deportacją? Na tym właśnie polega amerykański system: sądy mają autentyczną możliwość kontrolowania władzy wykonawczej, kwestionując zgodność jej poczynań z konstytucją.
Ale to dopiero początek. Ekipa Obamy zapowiedziała odwołanie do sądu apelacyjnego i konflikt najpewniej rozstrzygnie się dopiero przed Sądem Najwyższym. To nie pierwszy spór Obamy z sądami. Z większości rząd wychodził zwycięsko, jak w sprawie legalności obowiązku ubezpieczenia zdrowotnego (tzw. Obamacare), gdzie Sąd Najwyższy przyznał rację prezydentowi.
W Teksasie sędzia – mianowany przez prezydenta Busha – uznał argument 26 stanów (które zaskarżyły dekrety), że Obama przekroczył swe uprawnienia. Gdyż chroniąc 5 mln imigrantów przed wydaleniem, de facto zmienił prawo, co jest prerogatywą Kongresu. Rząd argumentuje, że chodzi tylko o skorzystanie przez prokuratorów z prawa do nieegzekwowania przepisów o deportacji. Mają one być wykonane wobec imigrantów, którzy popełnili przestępstwa. Natomiast nie wobec tych, którzy przeszli zieloną granicę z rodzicami, jako niepełnoletni, albo mają dzieci urodzone w USA będące obywatelami amerykańskimi. Dlaczego rozdzielać rodziny albo nie dać szans tym, którzy pracują i przyczyniają się do dobrobytu Ameryki?
Dążenie Obamy do legalizacji „nieudokumentowanych” imigrantów Republikanie nazywają „amnestią”, która zachęci kolejnych obcokrajowców do nielegalnego przyjazdu do USA. Tak jak stało się po podobnej ustawie w 1986 r. Republikanie ich sobie nie życzą, bo chodzi głównie o przybyszów z krajów Ameryki Łacińskiej, którzy po otrzymaniu obywatelstwa głosują w większości na Demokratów. GOP wahała się z poparciem reformy imigracyjnej w wersji rządowej, bo też zależy jej na głosach Latynosów. Ale ostatecznie uznała, że straty z tytułu zmian demograficznych, które pragnie zahamować, przeważają nad korzyściami poparcia reformy.
Walcząc z Obamą o imigrantów, Republikanie ryzykują, że ich zwycięstwo w wyborach do Kongresu w zeszłym roku może się okazać łabędzim śpiewem. Ostatnio zagrozili wstrzymaniem finansowania Ministerstwa Bezpieczeństwa Krajowego, jeśli prezydent nie zrezygnuje z opłacenia z jego budżetu kosztów ochrony imigrantów przed deportacją. Amerykanom nie podoba się pomysł sparaliżowania resortu odpowiedzialnego za walkę z terroryzmem. I jak tu się dziwić, że mimo anemicznego przywództwa na świecie notowania Obamy w USA rosną?