Kłopot jest wizerunkowy i polityczny. Wizerunkowy polega na tym, że zaledwie dwa dni wcześniej Orbán przyjmował jakby nigdy nic prezydenta Putina. Uśmiechy, uściski, deklaracja współpracy. Orbán – Putin dwa bratanki. Taki komunikat poszedł z Budapesztu w Europę.
Dziś największego przyjaciela politycznej Rosji w Unii Europejskiej podejmuje szefowa polskiego rządu.
Premier Kopacz powiedziała na konferencji swoje, Orbán swoje. Nie miałem wrażenia, że podczas spotkania doszło do jakiegoś zbliżenia stanowisk, najwyżej do wymiany poglądów. Na tym polega kłopot polityczny.
A przecież Węgry są członkiem regionalnej Grupy Wyszehradzkiej, do której i my należymy. Agresja rosyjska w Ukrainie wystawiła ten twór na próbę. Wynik jest taki sobie.
W grudniu ministrowie spraw zagranicznych rozmawiali w Kijowie o pomocy dla Ukrainy. Komunikat na ten temat z jednej strony informuje, że doszło do konkretnych ustaleń – Polska ma pomóc w budowie nowoczesnego samorządu terytorialnego – ale przemilcza agresję rosyjską.
Czy Ewa Kopacz próbowała przekonać Viktora Orbána, żeby jednak wykorzystać Grupę jako jeden więcej kanał dyplomacji na rzecz pokoju? Czy rozmawiali o niedawno powstałym z inicjatywy czeskiej Trójkącie Sławkowskim (Czechy, Słowacja, Austria) który można odebrać jako alternatywę względem Grupy Wyszehradzkiej?
Obecna polityka premiera Orbána może się podobać w Moskwie i innych stolicach, które z różnych powodów wolą udawać, że nie widzą, jak ekipa Putina demoluje politykę europejską i sponsoruje politycznie i militarnie krwawą awanturę wojenną. Wynika to z ich oceny sytuacji. Ale ocena może się okazać błędna, a skutki negatywne. Celem Putina jest złamanie kruchej jedności Unii. Polska nie powinna do tego przykładać ręki w żaden sposób.